//Ale on jest w formie człowieka nie drakkena
Podszedł do karczmarza i zdjął kaptur.
- Wody. Jak podniesiesz cenę za to, ze jestem drowem to wychodzę.
Mruknął i ruszył do ciemnego miejsca w kącie pokoju. Ledwo można było go zobaczyć, za to on widział wszystko.
Elf siedział cicho
Wybraniec:
-Przyjeli tu mnie więc raczej z tobą nie będzie problemów
Spojrzał na tamtego co powiedział.
- Wy nie jesteście Drowami. Za to my mordowaliśmy ich a oni nas. Nas najgorzej.
Jego głos był cichy.
-Ginę jakoś raz na tydzień. Prawie zniszczyłem Białą Grań podczas zwykłego pojedynku i nadal nie mam dziewczyny.
- Nie obchodzi mnie twoje życie, możesz nawet latać z gołym fi*tem na zime.
Powiedział spokojnie. Nie za bardzo chciał rozmawiać.
-Zdarzyło się kilka razy...
Nie odpowiedział, wyciągnął po prostu miecz i przeciął sobie lekko dłoń po czym schował miecz, nasmarował sobie twarz krwią spokojnie. Mówił cicho, prawie niedosłyszalnie.
- Po pierwsze... poczuj swą krew, to wzmacnia, musisz wiedzieć, że nawet krew to twoja ułomność...
Przybrał smoczą formę. Poklepał go po ramieniu.
-Kiedyś byłem taki jak ty. Młody i gniewny...
- Mam prawie siedemset lat. Nie jestem gniewny, jestem przygotowany na moją śmierć i na to co mi da życie. Proszę, nie tykaj mnie.
Jego głos się zniżył.
-Czyli stary wku*wiony.
Zażartował zdejmując rękę z jego barku
- Nie okazuje gniewu w żaden sposób, nie wiem czemu wysuwasz takie wnioski.
Jego ręka spoczywała na długim kościstym kosturze.
SiMmoNneRr
*Magnus miał już dość siedzenia w ciasnej karczmie. Postanowił wziąć się do roboty. Wstał, obrócił się i wyszedł z karczmy rzucając krótkie 'żegnam'. Następnie skierował się na rynek, gdzie miał zamiar trochę pograć i zarobić, by potem wciągnąć do rozmowy pojedynczych obywateli wpływając na ich poglądy odnośnie straży. Bo kto nie wysłucha i nie zaufa dla dużego, ubranego w stare łachy i podejrzanego koteczka?*
Właściciel
To i wyszliście i średni ktokolwiek na was zwrócił uwagę...
SiMmoNneRr
*Czym prędzej zabrał się za szukanie jakiegoś schodka na którym mógłby usiąść. Po znalezieniu zdjął z pleców gitarę i nastroił ją. Na początek zagrał żwawą piosenkę, w sam raz do tańców.*
Właściciel
Nagle cała wrzawa codziennego dnia na targu ucichła i miasto przesączyła twoja gra na instrumencie. Krasnoludy ustawily swe stoły i baldachimy tak by wytworzyć wielki stow pod dachem, reszta społeczenstwa znosiła roźne rzeczy, wampiry wino, mroczne elfy winogrona, pieczone mięso i grzybową, ludzie bigos, wieprzka w sosue wlasnym, gorzałkę i rosół, krasnoludy chleb i wszelkie wyroby pieczone od bułek, przez pączki i ciasteczka, na ciastach wszelkiego typu kończąc. Rozgorzała uczta wokól ktorej wszyscy tańczyli do twojej muzyki. Często rzucano ci do futerału korony z obu stron Ferenthiru. Krasnoludy tanczyły zbójnickiego, ludzie wesoło wirowali wokół, elfy nawalały makarenę, tylko biedne wampiry nie wiedzialy co ze soba zrobić.
SiMmoNneRr
*Grał coraz to szybsze i skoczniejsze utwory. Biesiada trwała, a on nie przestawał grać. Co chwila wprawiał tylko struny w ruch chi, by ręką sięgnąć dóbr danych przez lud. Czekał tylko na ruch straży...*
SiMmoNneRr
*Delikatnie sunął się w bok nie zatrzymując zabaw. Spojrzał z lękiem na ostrze, a potem spokojniejszym wzrokiem na strażnika, pytając z oburzeniem:* - Czy nic wam się przypadkiem nie wyślizgnęło? Lepiej uważajcie, macie ludzi bronić, nie zabijać. - *Chrząknął i wrócił do gry w pełni się na niej koncentrując.*
Właściciel
- Nie mam żołdu, przepiłem... ale to ostrze jest sporo warte...
Powiedzial lekko podku*wiony mrocznoelficki straźnik z ewidentnie przeciwległego dystryktu strażniczego niź ten gryficki, inne iznaczenia, inny material z ktorego byl wykonany ekwipunek, inny styl zdobien i zupełnie inny charakter. Poność najlepszymi straźnikami są byli włamywacze, bo wiedzą co mysza zabezpieczyc by nikt sie nie wslizgnàł, a ktorz z natury nie jest osobą bardziej lamiącą ludzkie prawo niź mroczny elf ? Chyba nikt, wlaśnie dlatego ten podku*wiony jako prawdopodobnie recydywa zesłany do Szarego Boru był, jaki był.
SiMmoNneRr
No to w takim razie albo je sprzedajcie i będziecie długo bogaci, albo porzućcie straż i znajdźcie lepszą pracę, a uwierzcie, o to nie trudno, albo ruszcie w świat po skarby z innych krain. - *Nie odwrócił do niego głowy, ale tylko w miarę głośno powiedział co myślał. Ciągle czekał na akcję z udziałem straży...*
Właściciel
- Żeby to było takie proste bardzie, źeby to było takie proste...
SiMmoNneRr
- To może zmieńcie tożsamość? Albo nie wiem, wywołajcie jakąś rewolucję, bunt, cokolwiek. Jeśli czegoś chcecie, to możecie to zrobić.
-Czy ktoś tu mówił od podrabianiu dokumentów?
Czekał aż karczmarz poda mu kufel wody. Był zmęczony i spragniony.
Triss chwilkę się opierała o niski murek. Jednak znudzona brakiem akcji i prowadzona głodem rozpoczęła szukanie karczmy.
Właściciel
Za zmysłami trafiła na jakàś ucztè.
Barman podal mu sporą mise wody
- mówiłem , to nie takie proste.
- Ile płacę?
Wypił wszystko spokojnie.
Szukała karczmy, nie uczty.
Właściciel
- Nic.... za wodę... oczadziałeś...
Najbliźsza była w sektorze straży
-A co powiesz na dołączenie do nas? Pasował byś
Więc poszła do tej karczmy.
Właściciel
- Nie... nie jestem samobójcą... Jeszcze mnie Shadowsong za to zaje*ie....
Karczma była przytulna i byłaby za pewne ciepła gdyz miała w sobie dwa spore kominki, jednak miała tez sporą dziure w dachu, a tym samym dostawalo się do niej zimne powietrze. za długim barem stał krwawy elf z usmiechem na ustach
- Co podać pani ładnej ?
Spytał zyczliwie.
Wokół bylo pusto, tylko kilka stolikow i ław przy ktorych stały krzesła, a jedyna osoba po za tobà i barmanem byla zakapturzona postac sącząca wode przy barze.
Podeszła do baru i powiedziała krótkie:
-Mięso, surowe.
Właściciel
- To niezdrowo... moźe chociaz wędzonkę albo krwistego steka ? Surowe jest niedobre...
Odrzek Vito.
- Phi.... ty ? z Kapitanem 'Cieni' ? ze zdobywcą Wachodu ? Z Płomieniem tańczącym na pogorzeliskach miast swych wrogów ? Z Bezimiennym niszczycielem druidyzmu ? Z mowcà otchłani ? Z Heroldem Pustki ? Z wielkim Drake'iem Pieśnią Cienia ? Chyba cię coś boli...
Wystawiła kły i syknęła na karczmarza. Był to ewidentny gest, że chce surowe mięso. Po czym spojrzała się na faceta w kapturze.
-Zimno panu, że pan w kapturze chodzi? - szturchnęła faceta.
Właściciel
- Lalka ja w Bractwie krwii mam tylu znajomych źe jakbyś coś mi zrobiła zagryżliby cię na śmierc za równo wampiry zwykle jak i wyźsze...
Rzekł przewracając oczami Vito po czym podal dziewczynie kawałek surowego krowiego mięsa.
-Ile chcesz za to mięso? - spytała zdenerwowana na karczmarza.
Właściciel
- Nic... szacunek.... przyjaźń.... to nic wielkiego....
Rzekł Vito
-Brakuje Ci tych dwóch rzeczy? - spytała już spokojniej.
-A kto ci powiedział że będę z nim walczył na miecze? Sposobem na pokonanie go będzie Banstone
Właściciel
- Nie.... mam ich duźo... jestem kolekcjonerem...
Pdrzekł z pełnym opanowaniem Vito.
- Najpierw musiałbyś go spotkać... po za tym z tego co wiem ta gra dopiero się rozwija... rozśmieszasz mnie...
odrzekł drow
-Jestem w stanie zaakceptować pojedynek z generałem
-Kolekcjonerem uczuć? Bo nie rozumiem. - odpowiedziała drapiąc się po głowie.
Właściciel
-Nie wygrasz z nim....
Odrzekl strażnik
- W pewnym sensie.... kolekcjonerem ludzi - przyjaciół....
Odrzekł Vito swoim słynnym retorycznym tonem...
Tymczasem gdzieś na ulicy szczàtki wampira wyźszego Revana Vanderlaina powoli spajały się do kupy.
-Kto mówi że chcę wygrać?
-Albo jesteś filozofem, albo jesteś dziwny... - zaśmiała się.
Konto usunięte
// <3 //
Tak też cierpliwie czekał na zregenerowanie, nie chciał niczego przyspieszać, wolał poczekać dłużej i być sprawny, niż zostać kulawym dziadkiem.