Właściciel
Alexandra budzi się w swoim wynajętym od kilku dni pokoju, a jak łatwo tego doświadczyć pokój ten jako iż jest w samej karczmie, a nie oddzielnym budynku jest nieco bardziej luksusowy, ale też nieco droższy. Pokój ten ma ściany o kolorze jasnozielonym ubogacone o kwieciste fioletowe wzory, które przypominały dziewczynie jej dziecięce lata w Drowgaardzie. Leżała ona teraz na pięknym i niezwykle wygodnym łożu małżeńskim, na którym pościel również była koloru fiołkowego, było jej niezwykle wygodnie i wcale świadomość nadchodzącego przymusu pracy na dalsze utrzymanie nie była zbytnio motywująca o opuszczenia tego cudownego legowiska. Naprzeciw łoża stała szafa zrobiona z białego drewna, wyrzeźbiona w elfickim stylu płaskorzeźb bogatym w piękne zawijasy i wygładzone zaokrąglenia. Była ona na tyle ciekawa, ze jej zamek był dwuetapowy, pierwszym etapem było zahaczenie dwóch fragmentów płaskorzeźbnej 'klamki' o siebie tak by drzwiczki się nie otwierały, wtórym zaś zwykłe zamkniecie ich kluczem by się przypadkiem nie odhaczyły. Na prawo od łoża z jej perspektywy patrząc stała ława z kilkoma elfickimi krzesłami podobni rzeźbionymi co szafa, a także drzwi na balkon, tak ten pokój był tak bogaty, że posiadał nawet balkon. Z lewej zaś strony było przejście na króciutki hol, którym przejść można było między biblioteczką ubogaconą o biurko i fotel bujany, a także świeży atrament w kałamarzu i naostrzone pióro wraz z pustą książką przy nim leżącą, z drugiej strony holu były drzwi, jedne do drobnej ubikacji, która dzięki krasnoludzkiemu systemowi kanalizacyjnemu mogła z tego pietra posiadać odpływ do kanałów miejskich, drugie zaś prowadziły do drobnej kuchni, gdzie było małe palenisko z rusztem i jednym kociołkiem doń przytwierdzonym łańcuchem, a także stolik z dwoma krzesłami, po za tym zaś było tam mrowie szafek pełnych różnych składników przydatnych do gotowania. Ogółem łatwo powiedzieć, że był to niejako prawdziwy apartament wśród pokojów tej zacnej gospody. Aż strach pomyśleć, jak drogi musiałby być czynsz, gdyby nie fakt, że mistrz Alexandry - Alex miał tutaj pewnych znajomych, którzy przez to że był stałym klientem wydzierżawili mu w pełni ten pokój, on zaś podał ci dane, gdzie ukrył do niego klucz i kiedy przybyłaś do karczmy faktycznie klucz był ukryty tam gdzie miał być - w wazonie na korytarzu. Dzięki temu niejako przejęłaś mieszkanie po swoim mentorze i nie musisz martwić się o czynsz, ale sam fakt tego, że musisz uzupełniać zapasy żywności oraz wydawać pieniądze na konserwację swojego rynsztunku by nadawał się do pracy jest już nie do przeskoczenia. Myśl o tym napawała cie pewną dozą dumy ? Radości ? Szczęścia ? Może nawet tego komfortu, który tylko potęgował twoje utkwienie w pierzynach... i byłoby tak dalej, gdyby nie myśli, które galopowały jak pędzące konie i przypominając sobie to wszystko ciągle wracały myślami do mistrza, który był ścigany przez inkwizycję, a który mógł już być martwy... ta myśl sprawiła, że cała przyjemność z wylegiwania się prysła jak bańka mydlana i sprowadziła cię nieco na ziemię, do świata pełnego brudu, krwi, win i kar, gdzie nie ma nic za darmo, a wszystko opłacone jest złotem, pracą lub krwią, do świata tak niedoskonałego i tak często okrutnego, że przypomniała ci się rebelia, którą zmuszona byłaś wywołać w swojej byłej ojczyźnie by okupić krwią pobratymców swoje własne życie i wolność. Sumienie znów się odzywało, a jaźń odbijała echem duchy przeszłości i przeklętą pieśń jęków cierpienia tych, którzy poświęcili się dla was, którzy uciekliście... a zwłaszcza ofiary twojego własnego ojca.