- Chcę cię w jednym kawałku, Świętoszku.
Właściciel
- Uroczo. Więc omijamy ich, tak?
- Przecież i tak zrobisz po swojemu, po cholerę pytasz?
Właściciel
- Zrobiłbym, ale gdybym był sam.
- Pogubiłam się. - Westchnęła znudzona konwersacją za którą nie nadążała.
Właściciel
Westchnął i wszedł głębiej w las, aby tam wziąć się za rozbijanie obozu na noc.
Właściciel
Dość szybko rozłożył namiot, więc Tobie pozostaje rozpalić ognisko lub zająć się jakimś posiłkiem.
Właściciel
Dość sprawnie udało Ci się je rozpalić, a chwilę później zauważyłaś jak Twój pies zrywa się i ze skowytem biegnie w las, jakby coś zwęszył.
Zacisnęła palce na siekierze i po prostu za nim poszła.
Właściciel
Z racji tego, że biegł dość szybko i było ciemno, szybko zniknął Ci z oczu, a niosące się po lesie echo jego szczekania utrudniało określenie gdzie powinnaś się kierować.
Gówno prawda. Poszła za nim, wierząc, że wie, gdzie iść.
Właściciel
I szłaś tak coraz głębiej w las, choć po psie ani widu, ani słychu.
Skręciła więc w obojętnym kierunku, spróbowała zawrócić. Zazwyczaj co jakiś czas odpi***alała coś podobnego, więc nie zastanawiała się nad tym jakoś konkretniej.
Właściciel
Dość szybko stało się to, co musiało się stać, a dokładniej zwyczajnie zgubiłaś się.
Cóż. Pobłąka się do rana, jeśli nie znajdzie Świętoszka, to pójdzie dalej, tak jak ostatnio. Rico wróci prędzej czy później, kiedy wpadnie na jej trop. Szła dalej, miała przy sobie przynajmniej część potrzebnych do życia rzeczy.
Właściciel
//Przyznam szczerze, że tego się nie spodziewałem...//
Klucząc tak po lesie w końcu zauważyłaś jakieś ognisko... Może wróciłaś do obozu? Albo to Świętoszek z pochodnią poszedł Cię szukać?
//Od dłuższego czasu się błąka, a ludzie jej nie lubią. Lubi Świętoszka, ale nie przywiąże się do niego w kilka godzin.
Powąchała sobie zapach dymu. Zacisnęła palce na siekierze i zaczęła krążyć wokół źródła światła, obserwując je uważnie.
Właściciel
//Znasz go bardziej kilka dni, niż kilka godzin, ale spoko.//
Krążyłaś, zataczając koła coraz bliższe ognisku, aby cokolwiek widzieć. Po ustaleniu, że to ognisko, zauważyłaś też trzy siedzące wokół niego postaci, które piekły mięso i posilały się nim.
//traci się poczucie czasu, przynajmniej ja nie wiem jak Roxi
Oblizała usta i na dłużej napawała się zapachem. Zamarła w końcu w bezruchu i nasłuchiwała, obserwując te postacie.
Właściciel
Poza odgłosami towarzyszącymi jedzeniu przy ognisku nic nie słyszałaś, acz po jakimś czasie obserwowania zauważyłaś też inną postać, leżącą nieopodal. Nie byłoby w tym nic dziwnego, pewnie spał czy coś, ale nagle zrozumiałaś swój błąd, gdy jeden z mężczyzn podszedł do tej postaci i odrąbał trupowi (musiał być martwy z racji braku jakiejkolwiek reakcji) nogę, którą szybko oprawił ze skóry i kości, aby zacząć piec ją nad ogniskiem.
Cholerni kanibale, najgorszy sort.
Odeszla dalej, ludzkie mięso za dobre nie było, a wojować z debilami Nie miała ochoty.
Właściciel
Byli na tyle zajęci swoim posiłkiem, że nie zwrócili na Ciebie uwagi, więc ominęłaś ich obóz, idąc gdzieś dalej.
Dreptała sobie dalej, co parę minut wołając niezbyt głośno Rico.
Właściciel
Na Twoje niezbyt głośne wołanie po którymś razie odpowiedziało w końcu głośniejsze szczekanie psa, który chyba kierował się w Twoją stronę.
Zatrzymała się więc i poczekała, aż pies do niej wróci.
Właściciel
Wrócił, ze zmierzwioną sierścią, brudny i oblepiony błotem, zeschłymi liśćmi i tym podobnymi elementami ściółki, acz poza tym nic mu nie było.
Poczochrała mu kudły.
- Będziesz wiedział, gdzie jest ten Świętoszek?
Właściciel
Pies jak to pies: Nie odpowiedział, gdy zadałaś mu pytanie, ale tak mądrze patrzył...
Well,zazwyczaj jednak coś ze sobą robił.
- Niuchaj Świętoszka, zanim go te debile zjedzą albo gorzej, zaprzyjaźnią.
Właściciel
W końcu ruszył się i zaczął węszyć zgodnie z poleceniem, a potem poszedł w jakimś kierunku, być może dlatego, że zwęszył trop.
Poszła za nim, wiedząc, że pewnie nie spotka już Świętoszka. Przyzwyczaiła się do takich rzeczy.
Właściciel
O dziwo, jednak go spotkałaś, głównie dzięki doskonałemu węchowi swojego psa... Chociaż pieczone nad ogniskiem mięso też musiało mieć w tym swój udział, bo Ty również poczułaś jego zapach i zaburczało Ci w brzuchu.
Well, chyba był tak trochę mięsem na ognisku, skoro nie odpowiedział jakimś moralno-duchowym bzdetem.
Właściciel
Chyba jednak banda kanibali tu nie zawitała, a to wygląda na mięso jakiegoś leśnego stworzonka.
Oblizała wargi, czując jednak sie nieco głupio, że sama nic nie przyniosła. Usiadła na ziemi przy ognisku.
Caroline od kilku kwadransów stała przed wyjściem z schronu i tępo gapiła się na niego. Trudno jej było wyjść. Spędziła w zamknięciu ponad dwa lata i nie ma zielonego pojęcia o świecie zewnętrznym. Czy jeszcze ktoś ocalał, czy wszyscy są już trupami?
- Panie Puszka, wychodzimy, co nie? - Zapytała się szczura, obecnie siedzącego na jej ramieniu. Poruszył wąsikami, więc uznała to za tak, wzięła głęboki wdech, przekręciła zamek i pociągnęła właz, prowadzący do drabiny, do siebie.
Właściciel
Abby:
- Cieszę się, że wróciłaś. - powiedział, a po zobaczeniu Rico sprostował: - Wróciliście. Głodni?
Soul:
//Jak coś to ja steruję r*chami NPC, w tym zwierząt.//
Udało Ci się, więc teraz nic tylko ostatecznie go opuścić i zanurzyć się w świecie zewnętrznym... Albo tym, co z niego zostało.
// Przepraszam, to się nie powtórzy//
Jeśli musi się zanurzyć...to się zanurzy. Zamknęła właz i schowała kluczyki w plecaku, po czym wspięła się po drabinie do piwnicy jej dawnego domu.
//cóż za dziwny człowieczek się tu objawił, dobry wieczór
- Pewnie Rico bardziej niż ja. Myślałam, że coś z nim upoluję, ale tym razem niewiele z tego wyszło.
// Dobry wieczór. Wygląda na to, iż będziemy współlokatorami tego tematu, o ile któraś z naszych postaci nie przekroczy granicy. //
Właściciel
Abby:
Pokiwał głową i rzucił mu kość i nieco mięsa, Tobie zaś wręczył o wiele więcej tego drugiego, rzecz jasna bez kości.
- Widziałaś coś ciekawego? - zagadnął, siadając przy ognisku i biorąc się za swoją porcję.
Soul:
Piwnica była właściwie taka sama jak wtedy, gdy widziałaś ją po raz ostatni, może z tą różnicą, że osiadło na niej znacznie więcej kurzu i mocniej czuć było stęchliznę.
- Nic ciekawego, las, kanibali, błoto. Nic wartego uwagi.
Właściciel
- Kanibali? - spytał, przerywając sobie w połowie konsumpcję mięsiwa. - A myślałem, że ludzie jeszcze tak nisko nie upadli...
- A od kiedy są jacyś ludzie co nie upadli? Przecie kanibali spotykałam dziesiątki. Raz zwiałam z rusztu.
- Widzisz Puszka, nasza piwnica nie wygląda tak źle! To miłe, prawda? - Zapytała szczura i ruszyła ostrożnie po schodach w górę.
Właściciel
Abby:
- Ja nie spotkałem żadnego... Ale to brzmi ciekawie. - powiedział, zapewne chcąc, żebyś opowiedziała mu tę historię o ucieczce z łap amatorów ludziny.
Soul:
Co prawda zaskrzypiały, ale nic poza tym, dzięki czemu cała i zdrowa weszłaś na parter.
- To było śmieszne, zasypiam sobie raz w wysokiej trawie nad rzeką, a budzę się z wrażeniem, że się pożygam. Przywiązana do kija i jeszcze mną kręcą nad żarem. To ja po cichutku wzięłam po węgielku i wrzuciłam im w ciuchy. Jak zaczęli piszczeć, ja zwaliłam się i wpadłam w żar, co podjarało mi włosy i więzy, więc na pożegnanie kopnęłam każdego w dupę i poszłam.
Właściciel
- Muszę przyznać, że miałem w życiu nieco eskapad, ale nigdy nic takiego.