Właściciel
Tadeusz:
- Zaje**nie auta to nie problem... Problemem jest znalezienie samochodu na chodzie.
Abby:
Stał nieopodal, wciąż gawędząc z jednym z mężczyzn.
Więc podeszła bliżej, może tym razem dowie się czegoś przydatnego.
Właściciel
O ile pomysł rozdzielenia się pozostawał w mocy, to chociaż wiedziałaś, że Świętoszek postanowił, że jednak porozmawia z mieszkańcami Grodu, więc zostawicie grupę ocalonych później, niż pierwotnie zamierzaliście.
//brzmi to trochę jak bełkot
Zniecierpliwiła się.
- Świętoszku, mogę cię prosić o moment uwagi?
Właściciel
//*bełkot o pierwszej w nocy.//
Przerwał w pół zdania rozmowę z mężczyzną i skinął Ci głową. Później wytłumaczył mu się i podszedł do Ciebie.
- Oczywiście. - powiedział i spytał: - O co chodzi?
- Jednak mi to wszystko nie pasuje. Cholernie nie pasuje. - Podeszła blisko, złapała go za szmaty i pocałowała. Dziko, szybko, tak jak teoretycznie umiała.
Właściciel
Dziko? Jak najbardziej, ale z pewnością nie szybko, gdyż początkowo nieco się wzbraniał i chyba miał nawet ochotę się od Ciebie oderwać, ale później zrezygnował i oddał Ci równi mocny pocałunek, który trwał o wiele dłużej, niż mogłaś przypuszczać.
Aż żal, że kiedyś musiał się skończyć. Urwała go, ale jeszcze trzymała się blisko Świętoszka.
- Nie wyrobię z tyloma ludźmi. Pomyliłam się - wyszeptała.
Właściciel
- Jeszcze kilka dni... Może tydzień. - odparł i przytulił Cię. - Wytrzymasz.
Właściciel
- Wierzę w Ciebie. - sprecyzował. - Ale jeśli to aż tak wielki problem, może coś zaradzę, a przynajmniej spróbuję.
- To ja też spróbuję. - Wielka idea ucieczki bez większych słów nagle się rozpłynęła. Bywa.
Właściciel
Nie do końca, bo Świętoszek wrócił do przywódcy tamtej grupy i znów zaczął z nim rozmawiać... Może o szybszy odłączeniu się?
// mam na myśli ucieczkę bez Świętoszka
Nie przeszkadzała.
Właściciel
//Aaa... KKK.//
Nie przeszkadzałaś blisko dwie godziny, ale po tym czasie ostatecznie ludzie ruszyli w swoją stronę, zostawiając Was samych... W sensie, że Ciebie, Świętoszka i psa.
- Szybko się uwinąłeś. Co cię naszło?
Właściciel
- Uznałem, że wytłumaczyłem im wszystko na tyle dobrze, że poradzą sobie bez naszej... mojej pomocy.
- Myślałam, że zamierzasz z nimi zostać.
Pomyślał, że nie warto kierować się rzeczami które są w tej Dziczy prawie niemożliwe, jak jego zdaniem znalezienie działającego samochodu.
- No to idziemy pieszo! Kieruj na południowy zachód – odpowiedział szwagrowi.
No cóż, najwyżej zginiemy. Nie poddam się jednak. – myślał Vladislav.
Właściciel
Abby:
- Poradzą sobie sami, a o Gród zawadzę kiedy indziej. - odparł wymijająco mężczyzna. - Idziemy?
Naczelny:
Dobre pięć minut zajęło mu ustalenie mniej więcej dobrego kierunku, ale gdy już się tak stało to ruszyliście dość szybko i sprawnie, głównie z racji terenu, który nie był zbyt trudny do pokonania.
- Prowadź, Świętoszku. - Upewniła się i zebrała swoje rzeczy.
Czas rozejrzeć się w terenie. Danych nigdy za wiele – pomyślał.
Rozejrzał się w terenie.
Właściciel
Naczelny:
Cóż, na dobrą sprawę, możesz uznać, że wszędzie jest las i ogółem szeroko pojęta dzicz.
Abby:
Miałaś wszystko ze sobą, on również, a więc po kilku chwilach ruszyliście w dalszą drogę do... No właśnie... Dokąd?
- W którą stronę masz ochotę się udać?
Właściciel
- Jak na razie, to przed siebie... A czemu pytasz? Masz jakiś pomysł?
- Nie. Ale ten,myślałam że masz jakiś plan jak tak pogoniłeś.- Zachichotała pod nosem. - Ostatni koleś którego pocałowałam wsadził łeb do strumienia - dodała nieco ciszej.
Właściciel
- Powiedziałabyś coś więcej czy to może zbyt... drażliwy temat?
- Czemu drażliwy? Po prostu się brzydził, a od tej akcji nabawił się zapalenia płuc. Głupi jakiś, twierdził, że go zaraziłam.
Właściciel
- Trafiłaś na coś ciekawego nim mnie spotkałaś? - spytał dość ogólnie, głównie w celu podtrzymania rozmowy.
- Od dnia w którym znalazłam marychę nie jestem pewna, które wydarzenia były prawdziwe. Mam nadzieję, że ty jesteś.
Właściciel
- Wydaję mi się, że jak najbardziej. - powiedział z uśmiechem, a po chwili zmarszczył brwi. - Nie jesteś aby uzależniona czy coś?
- Nie. Po co być uzależnionym, jak jedyne co możesz regularnie palić, to ścierwo?
Właściciel
- Po co być uzależnionym w ogóle?
- Żeby nie umrzeć samotnie. Masz wtedy swoje urojenia do towarzystwa.
Właściciel
- A nie lepiej mieć kogoś żywego i prawdziwego do towarzystwa?
- Dlatego mam ciebie i nie ćpam. Coś wolno kojarzysz.
Właściciel
- No w sumie... A pies? Jego też bierzesz pod uwagę?
- Rico to Rico. Lubimy się, lubimy jeść i spać. Mamy wspólne zainteresowania.
Uniosła dłoń i patrząc w niebo kreśliła wzorek palcem.
-Sprowadzasz się do psa?
Właściciel
- Poniekąd, głównie do jego wierności i innych przymiotów.
- Dobrze, ale zrobi się dziwnie jak zaczniesz się domagać czochrania.
Właściciel
- Spokojnie, aż tak źle nie będzie.
Zmarszczyła nos i opuściła ramię.
- Dziwne to wszystko, Świętoszku.
Właściciel
- Też zdałem sobie z tego sprawę już dawno temu.
Spojrzała na swoją rękę, po czym poczochrała go po głowie.
Właściciel
Przewrócił oczami i zaśmiał się, a chwilę później spoważniał i zamilknął, kładąc dłoń na swoim ozdobionym krucyfiksami rewolwerze.
- Coś słyszałem... Chyba nie jesteśmy tu sami.
//ciekawe jak ten rewolwer wygląda//
Zmarszczyła nos i wzruszyła brwiami, nasłuchując. Uśmiechnęła się lekko i nie odezwała się, patrząc wokół bez ruchu głową. Zacisnęła palce na rączce od siekiery.
Właściciel
//Zwykły rewolwer, ale tam, gdzie się da, ma wydrapane krzyże.//
Rzeczywiście, usłyszałaś szelest w zaroślach, którego nie mogłaś dopasować ani do ludzi, ani do jakiegokolwiek zwierzęcia, więc poszukiwania zawężają się do Zombie lub Mutantów.
Jak na razie nic nie nadchodzi, więc może dobrze byłoby skorzystać z okazji i dobyć jakiejś broni palnej, hm?
//zdążyłam zapomnieć, jaką w ogóle broń palną mam przy sobie?
Właściciel
//Siekiera, rewolwer i pistolet. Do wszystkiego masz amunicję, nawet do siekiery.//
Wyciągnęła rewolwer.
//bardzo śmieszne z tą siekierą, nie ma co ;q