Właściciel
Jako iż tkwił z owym kijem w pysku to z radością Ci go oddał, czekając aż zaczniesz czynić honory.
- Zrobiłbyś tak samo. Kto chce patrzeć jak jeden drugiemu grób wykopuje przez donosicielstwo. Załatwmy chociaż jednego z bogatych tutaj. Nie mam nawet pukawki dobrej - zwrócił się do szwagra.
Właściciel
Abby:
Poleciał hen daleko, więc masz go na kilka chwil z głowy. W sumie dobrze, bo właśnie dosiadł się do Ciebie Świętoszek.
Tadeusz:
- Chcesz? Śmiało, ale mnie w to nie mieszaj. Nie po to dołącza się do organizacji, żeby mordować jej członków... No dobra, lojalność jest przereklamowana, ale zemsta Bandytów to inna sprawa.
Przez chwilę miała ochotę na niego warknąć, bo czuła się nieco zdradzona. Szybko jednak doszła do wniosku, że w żaden sposób nie zabroniła mu świętoszkować. Nie patrzyła w jego stronę, jedynie marszczyła nos w zamyśleniu.
- Bandyci to nie organizacja, tylko motłoch który gdyby nie Zombie już dawno by się powybijał.
Właściciel
Tadeusz:
- Ja tam wolę z nimi trzymać. Póki co.
Abby:
- Piękne, prawda? - spytał, wskazując ruchem głowy na niebo nad Wami, a ściślej mówiąc to na setki i tysiące zawieszonych na nim gwiazd.
- Bardzo. - Mruknęła nieco bez emocji. Czuła się źle, mając w okolicy tyle osób.
- Nie ma tu innej alternatywy. Dołączając do nich zachowaliśmy minimalne szanse przetrwania. Druga strona medalu jest taka, że teraz mamy na pieńku z każdym kto jest choć cień wpływowy w tym nędznym świecie, mam tu na myśli Z-Com, Armię Światową czy może coś jeszcze dla nas gorszego. No, może jeszcze są Dzicy, ale to jeszcze więksi idioci niż Fanatycy, jak dla mnie.
Właściciel
Abby:
- Wiem, że Ci to nie pasuje, ale nic poradzę, taki już jestem: Chcę pomagać innym. Jeśli chcesz to możesz odejść, nie będę przymuszać Cię do zostania tutaj.
Tadeusz:
- No to co chcesz zrobić? Z nimi może i mamy małe szanse, ale sami? Jeszcze mniejsze...
- Dobra, to weź zaproś kilku z tych tu, może ktoś pójdzie z nami w te miejsca na mapie. Powiedz im że pójdziemy na podział łupu, tam przygotujemy zasadzkę, sprzątniemy ich i damy nogę.
Spojrzała na niego nieufnie, warcząc ostrzegawczo pod nosem.
- Nie lubię, jak ktoś mi odpowiada na niezadane pytania.
Właściciel
Abby:
- Żeby tylko tego... Właściwie to czemu jesteś taka nieufna i aspołeczna, hm?
Tadeusz:
- Mówiłem już, że jestem temu przeciwny czy nie? Zresztą, nawet jakbym sam coś ogarnął dla Ciebie to i tak dostałbym kulkę w łeb, jeśli coś by się wydało. Albo gorzej...
Zmarszczyła nos.
- Nie znam tego drugiego słowa. A co do pierwszego... Przyzwyczaiłam się do tego, że ludzie uważają mnie za stworzenie gorszego sortu i tak reaguję, gdy ktoś zachowuje się w inny sposób.
- W takim razie, radź sobie sam!
Po tych słowach wyciągnął pistolet i zaczął strzelać do siedzących w karczmie Bandytów (wyjąwszy szwagra).
Właściciel
Abby:
- Jak myślisz: Dlaczego tak o Tobie sądzą?
Tadeusz:
Było ich wielu, tych siedzących przy ladzie zgładziłeś niemalże od razu, ale pozostali skryli się za przewróconymi uprzednio stołami i zaczęli strzelać do Ciebie, zaś ta kanonada niedługo zwabi jeszcze więcej Bandytów.
- Bo są głupi? - Przyciągnęła kolana pod brodę. - Bo nie chodziłam za bardzo do szkoły? Nie wiem. - Schowała twarz między kolanami.
Właściciel
Siedziałaś tak przez krótką chwilę, którą mężczyźnie zajęła analiza sytuacji, a później otoczył Cię ramieniem i przytulił, najwidoczniej uznając, że Ci się to przyda.
- Pomożesz, czy będziesz stał jak głupek i się przyglądał? - niemalże jednym tchem zagadał do szwagra.
Vladislav słabo strzela bronią palną, więc jest problem. Czas spi***alać z lokalu. Najszybszą drogą, albo przez drzwi, albo wybijając szybę - przez okno, czy coś. Tak też zrobił.
Nie wiedziała co się dzieje, ale nie oponowała. Ciepło.
- Czasem chciałam, żeby ich szlag trafił.
Właściciel
Tadeusz:
//Mam rozumieć, że wybrał okno, tak?//
Abby:
- Poniekąd Twoje prośby zostały przyjęte. Wiesz, apokalipsa i te sprawy...
Zachichotała.
- Co racja to racja. Mądry z ciebie Świętoszek.
Właściciel
- Dziękuje, miło mi to słyszeć. - odparł z udawaną powagą i po chwili również się zaśmiał.
//Jeśli było w tej sytuacji najszybszą drogą odwrotu, to wybrał okno.
Zamruczała wesoło pod nosem. Gdzie się podział pies?
Właściciel
Tadeusz:
//Uznajmy że tak, bo jakbyś wybiegł drzwiami to daleko byś nie zaszedł.//
Udało się, Bandyci byli zajęci wchodzeniem drzwiami, więc dobrą chwilę zajmie im wycelowanie w Ciebie swoich gnatów. Ale za to celowniczy CKM'u Cię zauważył i zaczął obracać lufę swojej broni w Twoim kierunku.
//Przypominam, gość jest na drewnianej wieżyczce.//
Abby:
Łaził gdzieś w okolicy, szukając patyków, szczęścia i zajęcy.
To i lepiej. Nie miała ochoty się ruszyć. Właściwie to nawet miała ochotę zasnąć w takiej pozycji, w jakiej się znajduje. Na moment nawet zapomniała, że zamierzała zostać na nogach.
No to szarża, jak najbliżej do CKM-isty i szybciej wpakować mu kulkę ołowiu gdziekolwiek zanim ten zdoła wystrzelić ze swojego karabinu. A właściwie to tyle kulek ile się da.
Właściciel
Tadeusz:
Dobiegłeś do wieży, więc byłeś poza zasięgiem jego ognia, nijak mógł Cię trafić swoją bronią. W przeciwieństwie do wychodzących właśnie z lokalu Bandytów, którzy zauważyli Cię i zaczęli strzelać. Postrzał w okolice lewego ramienia daje Ci do zrozumienia, że wieża nie zapewnia Ci teraz całkowitej ochrony.
Abby:
Jak się okazało, zapomniałaś o tym na kilka godzin, bo rzeczywiście zasnęłaś, budząc się dopiero rankiem, z psem u nóg i Świętoszkiem u boku.
Wołamy na pomoc Szwagra jak najgłośniej jak się da. Chowamy głowę i klatkę piersiową tak aby wieża je zakrywała z perspektywy Bandytów. I czekamy. Jeśli któryś z Bandytów odważyłby się zaszarżować za wieżę frontalnie, to atak na niego z zaskoczenia, strzykawka w byle gdzie ale celowanie w tętnicę szyjną i spi***alamy jeszcze dalej zygzakiem i susami żeby kule miały mniejszą szansę trafić. Jeśli nie to dalej czekamy.
Właściciel
//To w sumie ma znaczenie dla gry: W jakim języku wołasz szwagra?//
//Rosyjskim. W końcu to Białorusin.
Właściciel
//Dobra, mój błąd. Zapomniałem, że Ty znasz jeden język, a on dwa.//
Kilku dalej strzelało, a dwóch innych postanowiło zajść Cię z prawej i lewej strony, na dodatek operator CKM'u również dobył pistoletu i wycelował go w Ciebie, wychylając się z wieży. Na szczęście jeden z problemów, to jest: strzelający z okolic wejścia Bandyci, został wyeliminowany, wypadałoby kiedyś podziękować za to szwagrowi. Oczywiście, jeśli obaj przeżyjecie.
Przetarła oczy i wygięła grzbiet niczym kot.
- Długo mnie nie było?
- Jak masz granat to wpie**ol go do wieży, jak nie podetnij temu co tam strzela gardło nożem od tyłu! - zagadał do szwagra jak najgłośniej oczywiście w języku którego inni Bandyci nie znali.
Co do działania to wychodzimy z szarżą na tego co z prawej strony nachodzi jak najwięcej kulek w niego i spi***alać przed siebie zygzakiem do najbliższego miejsca które mogłoby ochronić przed kulami.
Właściciel
Abby:
- Wychodzi na to, że tyle co nas. - odparł Świętoszek, przeciągnął się i ziewnął donośnie, przy okazji budząc psa. - Jak się spało?
Tadeusz:
Szwagier nie miał granatu, a wejście do wieży było niemożliwe, zwłaszcza że sam musiał szukać osłony od ognia jednego z Bandytów, który chyba i tak zdołał go postrzelić.
Zraniłeś rzeczonego Bandytę, ale szybko doszedł do siebie i strzelał dalej, aż musiał przeładować, a Ty w tym czasie osiągnąłeś najbliższe schronienie w postaci linii drzew.
- Bardzo przyjemnie. - Zmarszczyła nos. - bardziej niż kiedykolwiek.
Właściciel
- Moglibyśmy kiedyś to powtórzyć, bo i ja nie narzekam.
Roxi już nie odpowiedziała, bo podniosła się i zaczęła rozciągać.
- Mamy coś do zrobienia? - zapytała po jakimś czasie.
Właściciel
- Tego się za chwilę dowiem. - powiedział i ruszył do przygarniętej wczoraj grupki.
Poczekała na niego, nie miała zamiaru się socjalizować z tymi ludźmi.
Właściciel
Pies chyba też, bo został z Tobą. Niemniej, po nieco ponad kwadransie, Świętoszek wrócił do Ciebie.
- Udawaj martwego! - zagadał do szwagra.
To wychodzimy zza drzew, znowu bieg zygzakiem i tak żeby CKM-ista miał mniejsze szanse ostrzelania i szarża na tych dwóch pajaców, co próbowali najść od prawej i lewej. Jak najbliższa odległość i kula z pistoletu celowana w łeb jednemu, drugą ręką wyciągamy strzykawkę i rzut cel drugiemu w szyję po podejściu do niego (jako że Vladislav świetnie rzuca nożykami i i tym podobnymi).
- Miło się gadało? - Właściwie nie za bardzo interesowała ją odpowiedź, więc pomyślała od razu o następnym pytaniu. - Co teraz?
Właściciel
Abby:
- Wychodzi na to, że zostaniemy tu na dłużej, chociaż nie jestem pewien, na ile.
Tadeusz:
Wszystko szło sprawnie, jednego chyba nawet zabiłeś, ale drugi postrzelił Cię w prawą nogę, kończąc Twój tryumfalny pochód.
Podejmujemy ostatnią, desperacką próbę strzelenia gościowi który nas postrzelił. Strzelenia w łeb. Głęboki oddech i strzał, muszka pistoletu troszeczkę nad głową przeciwnika. Vladislav przygotował się i spróbował oddać strzał wedle wcześniejszego planu. Oczywiście w ułamku sekundy, czy coś. W przypadku niecelnego uderzenia zamknął oczy i porwał się spokojnie w objęcia śmierci... Albo szwagra, jak da radę, z tamtym.
- Ludzie naprawdę lubią cię wykorzystywać.
Właściciel
Abby:
- A nie chodzi o to, że ja lubię ludziom pomagać?
Tadeusz:
O dziwo, udało się, a Bandyta zwalił się na ziemię, zaś Ty poczułeś, jak ktoś Cię złapał i zaczął szaleńczy bieg w las, byleby jak najdalej od karabina maszynowego, który dopiero co zaczął ujadać.
Machnęła ręką, nie mając ochoty na sprzeczkę.
- Jedliśmy coś?
Celujemy i strzelamy jeszcze w cekaemistę, już szaleńczo i nabojami wokół niego, byle dostał, na tyle ile nam pozwala ten dziwny ktoś, kto nas podniósł.