- No jakoś tak by mi cię brakowało, świętoszku.
Uśmiechnęła się, jakby reagując na dobry żart. Zajęła się mizianiem psa.
- Byłeś przy tamtym źródle? - Zmieniła temat.
Właściciel
- Trafiłem na nie przez przypadek, ale tak, byłem.
Właściwie nie miała pomysłu, o co dalej pytać. Sprawa się rozwiązała, więc siedziała cicho. Pomyślała jednak o tym, by się po jakiś czasie o coś zapytać.
- Czemu mnie nie mogłeś obudzić?
Właściciel
Zamyślił się na chwilę i widać, że ułożenie właściwej odpowiedzi w głowie trochę mu zajęło.
- Nie widziałem takiego powodu. Nie odszedłem w końcu daleko, a przy Tobie został pies, który by Cię obronił, a przynajmniej zdążyłby mnie zaalarmować.
- No ale tak ogółem. Miałeś mnie obudzić.
Właściciel
- Jeśli następnym razem to Ty odsiedzisz całą wartę to uznamy, że jesteśmy kwita?
- Zgoda. Czym się dziś zajmiemy?
Właściciel
- Myślę, że uzupełnimy zapasy wody i ruszymy dalej.
- Czyli idxziemy z powrotem doźródełka?
- A wybrałeś kierunek, w który idziemy?
Właściciel
- No... Do źródełka zdaje się tam. - odrzekł, rzeczywiście wskazując owy kierunek.
Poszła w tamtą stronę.
- Miałam na myśli później.
Właściciel
- Ach, no przecież... Myślę, że ciągle w tym samym kierunku, do najbliższego miasta.
- No to wszystko pasuje. Mamy do czego nabrać tej wody?
Właściciel
- Mam kilka butelek. - odparł i zaczął nabierać do rzeczonych wody. - A Ty?
- Ja już nabrałam do swojej wody. Nie mam więcej pustych.
Właściciel
Pokiwał głową i w milczeniu uzupełnił trzy swoje, a następnie skierował się z powrotem do obozu.
Poszła za nim, pogwizdując sobie cicho.
Właściciel
- Przestań. - upomniał Cię, może zbyt ostro, niż chciał.
Gdyby była psem, zastrzygłaby uszami. Tak to tylko wzruszyła brwiami i zamilkła, uśmiechając się i zapamiętując to na później.
Właściciel
O ile to później nadejdzie, bo już wiesz, czemu chciał, żebyś zachowała ciszę: W zaroślach otaczających Wasz obóz widzisz kilka ludzkich sylwetek w futrach, skórach i roślinnym kamuflażu, zbrojnych w łuki, kusze i włócznie.
Jeśli ktoś ma zeżreć Świętoszka, to tylko ja, pie**olone głąby. Znając Świętoszka, to miał z nimi na pieńsku i nie podzielił się wieścią. Jeśli coś zrobili Rico, to obedrę ze skóry żywcem.
Patrzyła na sytaucję dosyć subiektywnie, po części ignorując zagrożenie. Dostrzegali ich czy jeszcze nie?
Właściciel
Zdecydowanie tak, ale pewnie też uważali, że Wy ich nie widzicie.
Cóż, nie rozstawała się ze swoją bronią, a przynajmniej siekierą, więc powinna mieć ją przy sobie.
//ty chyba lubisz doprowadzać do smierci moje postacie, co?
Właściciel
//Nie dramatyzuj... Zabiłem Ci kiedyś jakąś?//
Miała przy sobie nie tylko siekierę, rewolwer, nóż i pistolet też.
//no ale przy Sylvii też mi nasrałeś przeciwników wokoło
i mogłabym cię nazwać szowinistą XDD ale ty jesteś po prostu wredny, więc nic nie mówię
Dla pewności kątem oka rozejrzała się, czy na pewno ludzie grożący jej osobistemu Świętoszkowi nie mają broni palnej.
Właściciel
//Jestem wredny, ale rzadko kiedy to komu okazuję.//
Na pewno nie, bo to na pewno Dzicz, a znalezienie u nich broni palnej graniczy z cudem.
Z taką dużą grupą jeszcze się nie spotkała, ale bezbronna kurde nie była, bo na pewno się już z takimi napi**dalała. Spróbowała sobie przypomnieć, co zrobiła ostatnim razem.
Właściciel
Zdzieliła w łeb zaskoczonego delikwenta, który liczył, że będzie łatwym łupem, a potem nastraszyła rewolwerem, a ten uciekł wraz z kompanem.
Uśmiechnęła się delikatnie i wypatrzyla najbliższych łucznikow czy kuszników. Co tymczasem robił Świętoszek? Modlił się?
Właściciel
Modlił i demonstracyjnie odsunął do tyłu poły płaszcza, ukazując dwa rewolwery Magnum 357, każdy z wyrytym krzyżem, oraz duży nóż.
Kazał jej siedzieć cicho, uznała więc, że pierwszy weźmie się do walki.
Właściciel
O ile walka nadejdzie, bo gdyby chcieli ją rozpocząć, już dawno ktoś kogoś nafaszerowałby ołowiem, strzałami lub bełtami.
- Długo się jeszcze będziesz modlił?
- Nie, tylko zastanawia mnie, że tyle się codziennie modlisz, a teraz to jakbyś zatwardzenie miał.
Właściciel
- Powiedzmy, że... - zaczął, ale nawet nie próbował kończyć, jednocześnie odbezpieczając oba rewolwery i celując z nich do dwójki Dzikusów, którzy wyszli właśnie z krzaków.
Właściciel
- Jeśli uznaliście, że tak łatwo się mnie pozbędziecie, to się myliliście. - burknął w kierunku dwójki mężczyzn Twój Świętoszek.
- Nie chcemy pozbyć się ani Ciebie, ani jej, ale uświadomić Was, że to nasz teren. - odrzekł jeden z Dzikusów, nieco zbyt obronnym tonem.
Świętoszek nikogo nie zastrzelił, więc tura wciąż była jego. Uśmiechnęła się jedynie szerzej.
Właściciel
- Mamy go opuścić? - spytał Twój znajomy, a gdy tylko drugi mężczyzna pokiwał głową, ten odetchnął głęboko i schował broń z powrotem do kabur.
Miała ochotę zabić wszystkich, co do jednego. Ale "co do jednego" obejmowałoby Świętoszka, więc powstrzymała się. Zemści się innym razem.
Właściciel
- Ruszajmy. - rzucił tylko w Twoim kierunku, kiedy członkowie Dziczy opuścili Wasz obóz, a niedoszły ksiądz zaczął zbierać Wasz ekwipunek i całą resztę.
Poszła mi więc pomóc. Rozejrzała się za Rico.
Właściciel
Najwidoczniej nawet Dzicz lubi Twojego pupilka, bo wynurzył się z krzaków z kawałkiem dziczyzny w pysku. Wy zaś wspólnymi siłami zebraliście już wszystko i jesteście gotowi do drogi.
- No to prowadź, dokąd teraz.
Właściciel
- Myślę, że idziemy dalej, tak jak ustaliliśmy wcześniej, chyba że chcesz coś zmienić.