Jeden z kucharzy zamknął za Tobą drzwi, pogrążając Cię w całkowitej ciemności, a korytarz wydawał się jeszcze nie kończyć.
Odpalił zapalniczkę i, przesuwając pasek z bronią do pozycji bojowej, ruszył dalej.
W końcu stanąłeś przed drzwiami, strzegł ich nie strażnik, a komputerowy zamek, gdzie trzeba było coś wpisać. Jednak nie kod, a jakąś nazwę.
Wpisał to co powtarza od samego początku pobytu w owym przybytku.
Proste rozwiązania są czasem najlepsze, więc "Danu-Talis" pasowało, a drzwi zaczęły się powoli otwierać.
Schował zapalniczkę, lekko podrzucił broń poprawiając pas nośny i wszedł do środka.
Znalazłeś się na długim i mocno oświetlonym korytarzu, przy którym stały rozmaite sklepy, a także przechadzało się wielu przechodniów. Trafili się gangsterzy, bandyci, członkowie KSO, Krwawych Kłów, i wielu innych.
- Jasper Maskelyne się w grobie przewraca...
Mruknął do siebie i podszedł do straganów z bronią.
Straganów nie było. Za to sklepów wiele, każdy sprzedawał właściwie inny typ uzbrojenia czy amunicji.
Poszedł wreszcie do od dawna wyczekiwanego sklepu z amunicją do strzelb.
Był sklep ze strzelbami i amunicją do nich, za ladą stał łysol o wytatuowanych ramionach i głowie.
- Co do mnie sprowadza? - zapytał, gdy tylko przekroczyłeś próg sklepu.
- Dz*wki i piwo.
Wzruszył ramionami.
- Dwa pudełka 12x70 śrut, jedno Breneka i jedno loftek. Znajdzie się szara taśma izolacyjna?
Również wzruszył ramionami i zaczął podawać Ci towary, o które poprosiłeś z półek lub spod lady.
- Dwadzieścia. - powiedział, choć po chwili dodał: - Dolarów.
Podał mu pieniądze i pochował towar po kieszeniach.
- Przy okazji. Jakie jest hasło?
- Jakie hasło? - zapytał, nie będąc pewien czy chodzi o to, które pozwalało wejść, czy może o jakieś inne.
- To, które kosztowało mnie dwie stówy.
Wyglądało na to, że nie wie o co Ci chodzi.
Pacnął się otwartą dłonią w czoło.
- Dla tych mięśniaków przed głównym wejściem do restauracji.
- Aaa! - pokiwał głową ze zrozumieniem. - Nie wpadłem na to od razu, bo korzystam z wejścia dla właścicieli sklepów, barów i innych przybytków. Na ten tydzień hasło to "Szare Gówno,'' albo jakoś tak.
- A co ile jest zmieniane?
Westchnął i pokręcił głową.
- Gdzie można dostać nowe?
- U bezdomnego siedzącego w każdy poniedziałek w południe, na ławce naprzeciwko restauracji. On też robi w Danu-Talis.
- Jasper Maskelyne naprawdę się w grobie przewraca...
Westchnął ciężko.
- Dzięki za informacje.
Wyszedł ze sklepu i skierował się na powrót do restauracji.
Z łatwością pokonałeś korytarz, po nim chłodnię i kuchnię, a na koniec znalazłeś się w upragnionej restauracji.
Wyszedł na zewnątrz i skierował się do krawca.
Krawiec czekał już z gotowymi naszywkami, takimi jak chciałeś.
Zabrał je i udał się w drogę powrotną do pirotechnika.
Był tam, gdzie wcześniej, właśnie stał po światło z jakąś fiolką w dłoni.
- Gdzie są te granaty z dezodorantów?
- Żadne dezodoranty, cwelu! - warknął i podsunął Ci pod twarz probówkę. - Moje własne dzieło, pie**olnie tak mocno jak plazma, może nawet lepiej.
- Tylko mi nie mów, że na bazie nitrogliceryny...
Westchnął.
- Miały być z dezodorantów, probówką nie będę rzucał.
- Upakowałem to w dezodorancie, spokojnie. Ale pie**olnięcie będzie lepsze, niż myślisz.
- To dawaj, mam mały projekt.
- Jaki projekt? - spytał i podał Ci owe "granaty."
Bez słowa podszedł do stołu i ułożył granaty. Otworzył paczki z amunicją, rozciął każdą gilzę i szarą taśmą klejącą przykleił dookoła śrut z dwóch nabojów śrutowych i jednej loftki. Na spód przykleił brenekę.
Wykonałeś to, a Piroman się przyglądał.
- Mam do Ciebie prośbę. - powiedział wreszcie. - Chciałbym, żebyś przetestował jedną z moich zabawek w warunkach bojowych. Jak dobrze się sprawdzi, zacznę większą produkcję, a Ty dostaniesz ją na stałe. Stoi?
- To twoja zabawka mnie zabije czy tylko mocno uszkodzi?
- Jak nie będziesz celować w siebie, to nic z tych rzeczy. A zabijać i uszkadzać może tych, w których będziesz strzelać.
- Dobra, zobaczymy co z tego będzie.
Uśmiechnął się i podał Ci jeden z pistoletów noszonych przy pasku.
Pomalowany był na zielono, miał długą lufę, magazynek, za który można było trzymać przy prowadzeniu ognia jak z broni dwuręcznej, a także osłonięty spust.
- Nie zgub. Nie zniszcz. Korzystaj mądrze.
Wsunął go za pasek i przykrył koszulką munduru.
- Potem przetrzebię jakiś patrol. Coś jeszcze?
- Nic, poza tym, że wszystko o co prosiłeś jest gotowe do odbioru.
- Kiedy chłopaki się zjawią?
- To Twoi ludzie, nie moi.
- Powiedział facet, który dowiedział się wszystkiego właśnie od nich.
W odpowiedzi zaśmiał się cicho.
- Mają być w barze za pół godziny, godzinę góra.
Przekręcił oczami i udał się do baru.