Bar nie zmienił się od Twojego wyjścia. Brak było łysoli w skórzanych płaszczach, jedynie schlani robotnicy, lokalni pijacy i im podobni.
Usiadł przy najbardziej oddalonym stoliku i czekał na swoich towarzyszy.
Minęły trzy kwadranse nim się pojawili, a gdy to zrobili od razu podeszli do Twojego stolika.
- Prawdziwi z was komandosi, nie ma co.
Oparł się ciężko o stół.
- Idziemy do mnie i bierzemy giwery, trzeba zrobić mały burdel na mieście.
- Chętnie. - rzucił medyk i skierowali się do wyjścia. Zatrzymali się jednak w progu, czekając na Ciebie.
Wyszedł za nimi i ruszył prosto do swojego domu.
A oni prosto za Tobą, i tym sposobem trafiliście do niego dość szybko.
Wziął trzy karabiny DC-15 i podał je żołnierzom, to samo z amunicjom.
- Rozdzielcie między sobą po równo.
Potem ruszył do styku miasta z gorszymi dzielnicami.
Oni również ruszyli, lecz później, w końcu musieli się zaopatrzyć. A gdy już poszli, wzbudzali spore zainteresowanie, na szczęście tylko przechodniów, bo patroli Szaraków nie widać.
- No i tutaj trzeba rozłożyć się obozem.
- W jakim sensie? - zapytał medyk.
- Poczekać, aż napatoczy się jakiś patrol.
Długo nie czekaliście, bo szybko zjawi się patrol trzech Szaraków.
- Wy kryjecie ogniem, ja i snajper zdejmujemy.
Założył okulary przeciwsłoneczne i naciągnął szalokominiarkę.
Przygotowali się, lecz każdy w duchu mógł zadać sobie pytanie: Czy taka akcja na dość zatłoczonych ulicach, jest aby na pewno dobrym pomysłem?
Wyciągnął nową zabawkę i odda pojedynczy strzał w korpus Szaraka.
Przeszedł jeszcze kilka kroków, później zachwiał się, padł na kolana, a na koniec na bruk. Jeden z Szaraków przylgnął do niego, by sprawdzić co mu się stało. Najwidoczniej nie zauważył otworu po wystrzale, i nie dziwota, bo był zadziwiająco mały. Natomiast drugi Szarak zaczął lustrować okolicę, a Ty nie miałeś pewności, gdzie na pewno patrzy, w końcu miał hełm.
Wystrzelił drugi raz, w tego rozglądającego się.
I on również padł na chodnik, z dziurą w głowie.
Podniósł zaciśniętą pięść i wystrzelił do ostatniego.
Ten skończył tak jak pozostali, a zatłoczona dotąd ulica, szybko się wyludniła, gdyż mieszkańcy dobrze wiedzieli, że bezimiennym nie spodoba się zabijanie ich sługusów w biały dzień.
- Niezła rzecz.
Schował broń i skinął na swoich towarzyszy. Zbliżył się do trupów i podniósł ich broń.
Nic niezwykłego, standardowe DC-15.
- Przetrząśnijcie resztę trupów.
Zarzucił sobie bronie na ramię.
Twoi ludzie znaleźli tylko jeden granat plazmowy i komunikator przy trupie sierżanta dowodzącego patrolem.
- Teraz zmywamy się.
Wszedł głębiej w gorszą dzielnicę.
//Ale zabrałeś komunikator i granat, czy nie?//
//"Znaleźli," ale nie mówiłem, że zabrali. Ale mniejsza, uznajmy, że tak.//
No więc uciekliście, zgodnie z życzeniem.
- Teraz się rozdzielcie i pojedynczo wracajcie do pirotechnika. Giwery są wasze. Tylko nie paradujcie tak z nimi, schowajcie jakoś pod ubraniami. A te znalezione duperele dajcie mi.
Wyciągnął rękę.
Otrzymałeś komunikator i granat, a Twoi ludzie rozeszli się błyskawicznie.
Ruszył w drogę powrotną przy okazji próbując rozgryźć komunikator.
Wróciłeś do lokalu Piromana, a komunikator był dość trudny do rozszyfrowania, bo zapisany w języku Bezimiennych, a nie w mowie jakiegokolwiek narodu na Ziemi.
Rzucił na stół broń.
- Przechowaj dla mnie. Znasz jakiegoś informatyka? Najlepiej po telekomunikacji.
- Nie, nie znam. - odparł, przyglądając się broni, a szczególnie granatowi.
Podrapał się po brodzie.
- Jakbym wiedział gdzie jest moja stara kompania... Niezła ta Twoja pukawka.
- Rozpryskowy. - odparł z dumą. - Morderca Szaraków. Ilu nim zabiłeś?
- Trzech. A "morderca" to złe określenie. Jest reszta?
- To jakie określenie proponujesz? - zapytał, a później dodał: - To prototyp. Mam jeszcze jeden, swój. Na razie zostaw sobie ten, który masz.
- Jeśli już to "zabójca". Chłopaki wrócili bezpiecznie?
- Ta, czekają w pokoju obok i palą fajki. Tylko, mam nadzieję, że mi tu patrolu Szaraków żeście nie sprosili?
- Jeśli z nich tacy sami komandosi jak szpiedzy... Na wszelki wypadek nie chowaj swoich zabawek.
Wszedł do drugiego pokoju.
I rzeczywiście, Twoi ludzie siedzieli tam na fotelach lub taboretach i palili fajki, słuchając radia.
Wyciągnął paczkę papierosów i spojrzał do niej, licząc pozostałe sztuki.
- Dzisiaj się udało. Ale w środę będzie ostro, nie wiem, czy wszyscy wrócimy cali i zdrowi.
- A co będzie w środę? - zapytał medyk, gdy doliczyłeś się czterech fajek w swojej paczce.
Z ciężkim westchnieniem schował paczkę do kieszeni.
- Wszystkie trepy galaktyki są takie same. Stawiam pudełko pestek 7,62x39 przeciw orzechom, że wyślą transport z pobliskiej jednostki.
- Wątpię, mają tu wystarczający garnizon, żeby tylko jego siłami sprawdzić kto zabił tę trójkę. - odparł snajper.
- Nie chcecie, zostańcie. Ale wtedy nie macie już po co do mnie wracać.
- A ktoś powiedział, że to go przerasta?
Rozdał im po naszywce.
- Przyszyjcie do ubrań, które zabieracie na akcje. I rozpuście wici, że to teraz Czarna Straż przejmuje władzę w mieście.