Sklepów z militariami było niewiele, bo Obcy niezbyt lubią, gdy ludzie kupują sobie giwery. Jednak znalazłeś taki.
- Dwa noże taktyczne, obusieczne, gładkie ostrza. Najlepiej produkcji przeznaczonej dla US Army, ewentualnie wyprodukowane przez Szwajcarię. I żadnych badziewi z demobilu.
Sprzedawca zdziwił się takim życzeniem i podrapał się po głowie. Dopiero po chwili ruszył na zaplecze, by poszukać tego o co prosiłeś.
Zabębnił palcami o ladę i w oczekiwań pobieżnie przejrzał przejrzał wystawiony towar.
Więc przejrzałeś przejrzałeś głównie pistolety i rewolwery, a także pistolety hukowe i wiatrówki. Cięższy sprzęt pewnie był na zapleczu.
- Do tego trzy pudełka 5,45x39.
Krzyknął do właściciela na zapleczu.
Mruknął coś z zaplecza, a Ty usłyszałeś jedynie: 'nie rozerwę się" i "cholera jasna."
Oparł się o ścianę mając w zasięgu wzroku wejście na zaplecze, wejście do sklepu i jego wnętrze.
W końcu wrócił z dwoma nożami, takimi jakich potrzebowałeś, i trzema pudełkami amunicji.
- Ile za wszystko?
Wziął nóż do ręki i go zważył.
Dobrze leży w ręce, idealnie wyważony.
- Pięćdziesiąt molitów.
Dał mu pieniądze, zabrał sprzęt i wyszedł ze sklepu. Udał się w stronę budowlanego.
Sklepy budowlane to nie ta dzielnica, ale znalazłeś je dość szybko, bo było ich znacznie więcej niż tych z bronią.
- Dwie szyny, pół metra każda. Mocne sprężyny, cztery opaski z rzemienia z regulowanym naciągiem i sznurek z rzemienia na metr. Do tego kawałek porządnej blachy, trzy milimetry grubości, pół metra na trzydzieści centymetrów.
- Szyn nie mam. Opasek z rzemienia, zresztą też nie. Reszta się znajdzie.
- To wezmę. A reszta gdzie się znajdzie, jak nie w budowlanym? Jakieś nowe standardy budownictwa weszły?
- Po prostu nie mam na stanie. Sporo rzeczy mi zeszło, jak zaczęli stawiać nowe biurowce w centrum.
- Dobra, zaglądnę gdzie indziej. Ile za to co masz?
Zostawił mu pieniądze, zabrał cały sprzęt i poszedł do kolejnego sklepu budowlanego.
Poszedłeś, więc do kolejnego.
- Potrzebne mi są dwie szyny, pół metra każda. Do tego cztery opaski z rzemienia z regulowanym naciągiem i sznurek z rzemienia na metr.
- Mam sznurek i opaski. - rzekł sprzedawca i udał się na zaplecze.
Przekręcił oczami.
- A gdzie dostanę szyny?
- U tego gościa, naprzeciwko. - wyjaśnił i dał Ci to o co prosiłeś (i co miał na zapleczu).
Zostawił pieniądze i ruszył do już ostatniego ze sklepów.
Tam, w końcu, utrzymałeś upragniony towar.
Dał Ci dwie szyny i czekał na należną zapłatę.
Zostawił pieniądze na ladzie i już ze wszystkimi potrzebnymi rzeczami wrócił do domu.
Wróciłeś tam z nimi, nie zastałeś tam nikogo. Ani pana Miecia spod piątki, ani agentów LAOPT, Szaraków czy Beztwarzowych.
Zdjął rączki z noży zostawiając gołą stal, przyczepił opaski do szyn. Zaczepił sprężynę o szynę i jej oprawę. Przyczepił sznurek do zwalniacza sprężyny. Na górę szyny przymocował ostrze. Gotowy element zapiął do przedramienia opaskami, ostrzem do góry, rzemień owinął o dłoń puszczając go między palcem wskazującym a środkowym. Szarpnął dłonią sprawdzając, czy ostrze wysunie się szybko a zwalniacz wymaga odpowiedniej siły.
Wszystko działało dobrze, a i zajebiście wyglądało. Ale lepiej nie paradować z tym na ulicy.
Naciągnął sprężynę i zwolnił ostrze jeszcze raz. Potem zaczepił drugiej mechanizm na drugiej ręce i ponownym naciągnięciu zwolnił obie na raz.
Nadal działa dobrze, ale nie wyśmienicie. Nie wspominając o konieczności ukrycia czegoś takiego.
Położył wszystko na stoliku obok łóżka i zaczął giąć blachę. Zrobił z niej walec na długość całego przedramienia dość luźny, ale żeby po rozprostowaniu palców nie zsunął się. Zagiął też kanty, żeby się nie pokaleczyć przy wsuwaniu go na rękę.
Blacha idealnie wygięta. Czegóż chcieć więcej?
Ją też położył na blacie, tuż obok ukrytych ostrzy. Szybko wypełnił puste magazynki amunicją z pudełek, zostawił broń na podłodze tuż przy łóżku i położył się do spania.
Położyłeś się i zasnąłeś, o dziwo nie śniąc o nagonce Szaraków na Twój dom.
Po przebudzeniu założył blachę na prawe przedramię, na to doczepił ostrze, mocniej ściągając opaski, żeby blacha się nie ślizgała. Drugie ostrze założył na lewą rękę i wszystko ukrył pod rękawami munduru. Broń przewiesił przez plecy i wyszedł z mieszkania wprost do gorszej dzielnicy, do miejsca ostatniej potyczki.
Póki co nie zwracasz na siebie uwagi, nawet w gorszej dzielnicy. W miejscu potyczki stał natomiast drab, któremu obiłeś mordę i trzech jego kolesi.
- Miało być pięciu, nie trzech.
Obrzucił towarzystwo niechętnym wzrokiem.
- No właśnie, jest taka sprawa, którą chcemy omówić... - zaczął szef bandy.
- Jaka sprawa?
Spojrzał na "przystojniaka" podejrzliwie.
- Podoba nam się myśl z organizacją przestępczą i w ogóle, ale nie pasuje nam jeden, mały szczegół... - powiedział i nagle zdzielił Cię w nos, tak jak Ty jego przy pierwszym spotkaniu. -... Ty.
Po chwili wyjął rewolwer, a jego kumple pistolety. Nie wygląda to ciekawie.
Dotknął nosa i przesunął karabin szturmowy do pozycji bojowej. Pokazał palcem na każdego z nich a potem kolejno wyliczył.
- Ty dostaniesz w wątrobę, przejdzie na wylot. Będziesz mieć pół godziny umierania w cierpieniach. Ty z kolei oberwiesz od dołu, kula przejdzie przez jelita i żołądek, straszny ból, umrzesz nie dalej jak za dwadzieścia cztery godziny. Może by cię uratowali ale do końca życia będziesz się odżywiać papkami dla niemowląt. Ty z kolei dostaniesz w płuco, w ciągu godziny się udusisz. Ale ty, przystojniaku...
Wymierzył palcem w gościa ze złamanym nosem.
- Dla ciebie zrobię wyjątek i dotrzymam obietnicy.