W odpowiedzi spuścił głowę i pokręcił przecząco głową.
- Trudno, widzimy się jutro.
Dał mu obiecanego dolara i ruszył do wskazanego baru.
//Barów tutaj trochę jest, a dzieciak nie powiedział w jakim dokładnie barze :V//
- Trudno. W jakim barze byli?
Wskazał Ci na "Mordownię," którą ostatnio odwiedziłeś.
//I nie można było tak od razu... Szczególnie, że tylko ten lokal Joker zna.
Dał mu obiecanego dolara i udał się do baru.
Bar niespecjalnie się zmienił od Twojej ostatniej wizyty.
Usiadł w najciemniejszym wolnym kącie tak, żeby móc oglądać wejście jednocześnie samemu pozostając niezauważonym.
Usiadłeś tam, możesz obserwować bar, obecnie dość pusty.
Zapalił papierosa nastawiając się na długie czekanie.
Czekanie będzie długie, zwłaszcza jeśli czekał na żołnierzy, z którymi rozmawiał wczoraj...
Jako, że nie miał wielu klientów to ruszył się spod lady i podszedł.
- Tak? - zapytał, gdy znalazł się już przy stoliku.
- Wodę. Oferujecie też jakieś obiady?
- Najwyżej coś z grilla. - wyjaśnił i w międzyczasie skoczył Ci po butelkę wody, którą postawił na stole.
Kiwnął głową i odszedł gdzieś, po jakimś kwadransie przyniósł dwie okazałe i dobrze wysmażone karkówki z jakimś sosem.
- Za to i za wodę, będzie dwanaście dolców.
Podał mu pieniądze i zabrał się do jedzenie. Udawał wielce zainteresowanego talerzem ale co i raz rzucał ukradkowe spojrzenia na salę.
Ta nadal pusta, choć czasem zawitali części klienci w postaci pijaków, robotników czy jakichś podejrzanych typów.
Rozważał każdego z nich pod kątem potencjalnego niebezpieczeństwa.
Pijacy mogli zaczepić Cię jeśli dostatecznie się schleją, ale w całym barze nie było ich wystarczająco wielu by sprawiać jakieś zagrożenie. Robotnicy to co innego, ale Ci raczej nie będą sprawiać problemów.
Najgroźniejsi mogli wydawać się łysogłowi, w skórzanych płaszczach i okularach przeciwsłonecznych. Nie brzmi znajomo?
Wsadził papierosa w usta i bez odpalania go tak zostawił. Trochę się nim bawił językiem przesunął broń pod rękę.
Byłeś jednak gotów do ewentualnego starcia, które ostatecznie nie nastąpiło, przez to, że każdy z nich był bardziej zainteresowany piwem, niż szukaniem z Tobą zwady.
Więc czekał spokojnie w oczekiwaniu na coś nowego.
I rzeczywiście, do baru wszedł chłopak z brudnym dresie, na oko jakieś czternaście lat.
- Ja od Piromana. - powiedział od razu, splunął na podłogę i poszperał po kieszeniach. Najwidoczniej nie znalazł tego, czego szukał, ale tęsknie wlepił spojrzenie w Twojego papierosa.
Przesunął go w kącik ust i zapalił, pozwolił, żeby płomień zapalniczki oświetlił przez chwilę jego twarz.
- Chciał, żebyś przyszedł. - kontynuował, gdy nie zareagowałeś.
- Kiedy i gdzie?
Wypuścił dym w bok.
- Teraz-zaraz, u niego. -odparł szybko.
Kiwnął głową, zawiesił sobie karabin szturmowy na plecach i ruszył do Piromana.
Gdy wszedłeś, muzyka nie grała, a Piroman czekał w przedpokoju.
- O co chodzi?
Rzucił bacznym spojrzeniem na przedpokój.
- Mam to o co prosiłeś. - stwierdził. - W nocy miałem wenę. - dodał jeszcze i przetarł przekrwione oczy. - Cholera, nie masz aby fajki?
Wyjął resztę peta z ust, wsadził go do paczki i podał mu nowego papierosa.
- Zapłacę. Ale towar będzie musiał u ciebie trochę poleżeć, nie mam transportu.
- Spoko, bardziej wybuchowe zabawki chowałem pod łóżkiem. - odparł ze śmiechem i wsadził papierosa do ust, by zapalić go zapałką.
- Pewnie znalazłbym tak też trochę bomb termobarycznych i kawałki Little Boy'a.
Podał mu już odpaloną zapalniczkę.
- Ile jestem Ci winien?
Odsunął zapalniczkę, bo użył już zapałki.
- Dwie stówy i możliwość dołączenia do Twojej gromadki na stałe, bo czuję, że będziemy się dobrze bawić.
Uniósł brew.
- Skąd przypuszczenie, że mam "gromadkę"?
- Nie pie**ol, Will i jego znajomi przyleźli do mnie na browca, od razu jak skończyłeś z nimi gadać.
Pokręcił głową.
- Trudno dzisiaj o dobrych pracowników... Dobra, wchodzisz w to.
Wyciągnął do niego dłoń.
- Zajebiście, zajebiście. - stwierdził i podał Ci swoją, po czym ją uścisnął.
Oddał mu obiecane dwieście molitów.
- Pewnie już wdrożyli Cię w plany. Z czego umiesz strzelać? Oczywiście poza kolumbrynami pokoju LAW czy Minigun.
W odpowiedzi poklepał swoje dziwne pistolety przy pasie.
- Autorski projekt, pociski wchodzą w Szaraki jak w masło.
- No i dobra. Na razie się rozerwij, oby nie granatem, a od środy zaczniemy rozwalać się po mieście.
- A to nie dziś wieczór mieliśmy napaść jakiś konwój, czy coś?
- W sobotę? W mieście? Nawet w Afganie ich nie posyłaliśmy w weekend, chociaż tam to dopiero był burdel na kółkach.
- No dobra, jak wolisz. Ja w tym czasie dorobię amunicji, albo ulepszę granaty.
- Jak chcesz, ja pójdę załatwić kilka swoich spraw.
Wyszedł z jego mieszkania i wrócił do baru.
Wróciłeś do baru, teraz zamiast dwóch gości w płaszczach i okularach przeciwsłonecznych, z wygolonymi głowami, było już tuzin.