Każdy przyjął naszywkę i pokiwał głową.
- Co dzisiaj? Niedziela? Macie wolne do jutra, koło ósmej bądźcie wszyscy w barze.
Ponownie pokiwali głowami i zaczęli zbierać się do wyjścia.
Wrócił do pirotechnika.
- Giwery są twoje ale wyskakuj z fajki.
Taki układ musiał mu pasować, gdyż obdarzył Cię czterema pełnymi paczkami.
Pochował po kieszeniach i podał mu naszywkę.
- Noś w widocznym miejscu.
- Z chaty rzadko kiedy wychodzę, ale jasne, później to sobie naszyję.
Kiwnął mu głową i poszukał wzrokiem zegara. Potem wyszedł z mieszkania.
I wyszedłeś na ulicę, a zegar, który dostrzegłeś, wskazywał późny wieczór, okolice dwudziestej pierwszej.
Skierował się do swojego mieszkania.
I trafiłeś tam kwadrans później.
Zaczaił się w pobliżu wejścia na klatkę schodową.
Od niechcenia spoglądał na wejście do klatki.
Puste, jak mogłeś się spodziewać.
Wszedł na nią i skierował się wprost do swojego mieszkania.
Było puste, co znaczy, że jeszcze nikt Cię nie namierzył i możesz dziś spać w miarę spokojnie.
Wziął szybki prysznic i od razu się położył.
Zasnąłeś bez problemu, równie spokojnie obudziłeś się następnego dnia.
Od razu zabrał się do umówionego baru.
O dziwo, cała trójka już tam czekała.
Przysiadł się do nich.
- Każdy ma giwerę przy sobie?
Pokiwali głowami, co było dość oczywiste, bo po co im iść na spotkanie z Tobą bez broni?
- No to czas narobić trochę burdelu.
Wstał i poszedł do wyjścia.
A oni oczywiście za Tobą, gotowi do walki i ciekawi nowych rozkazów.
- Uwaga, szybki sprawdzian. Znajdujemy patrol a wy określacie cele priorytetowe i uzasadnienie.
W drodze na pogranicze gorszej dzielnicy wyszukiwał wzrokiem bandy Szaraków.
Wypatrzyłeś dwie, każda po trzech żołnierzy.
- Ta bliżej nas. Po kolei, jak oceniacie?
- Zawsze najpierw trzeba rozwalić sierżanta, bo może wezwać posiłki. - rzekł snajper.
- "Oficera dowodzącego", nikt o zdrowych zmysłach nie używa oznaczeń stopni w strefie działań wojennych. Ale tak to dobry pomysł. Chociaż istnieje wyjątek. Jaki?
- Pewnie jacyś lepiej uzbrojeni żołnierze.
- Też, chociaż rzadko. Cel drugorzędny lecz najwyżej na jego liście. Pierwszorzędny zawsze jest dowódca lub ten, który wygląda na szaleńca czy żołnierza gotowego Cię zabić. Nawet łamiąc rozkaz.
Ustawił się na ulicy tak, żeby mieć jakąś solidną osłonę między sobą a patrolem.
- Wróg rozwalony, ty jesteś cały. Co robisz?
- Sprawdzam teren, czy nie ma więcej wrogów czy świadków. Takowych neutralizuję, obszukuję zwłoki, zabieram wszystko co przydatne, zacieram ewentualne ślady i się zmywam.
- Wszystko dobrze poza tymi świadkami. Nie zabijamy cywilów, strzelamy tylko do wojsk okupacyjnych. A teraz praktyka.
Ściągnął Zabójcę Szaraków z pleców.
- Namierzyć patrol bliżej, snajper strzela jako pierwszy, reszta dołącza. Ja się dzisiaj tylko przyglądam.
- Ale w razie wpadki wejdziesz, czy coś?
- Miejmy nadzieję, że nie będę musiał.
Naciągnął szalokominiarkę i założył okulary.
Richard Gagowski siedział w barze w oczekiwaniu na swojego łącznika.
Czekał na niego, rozglądając się z nudów po barze.
Poza typowymi chlejusami nie było w nim nikogo więcej.
Czekał na niego dalej, w razie czego powoli zaczął wyjmować swoje ostrze w razie wykrycia lub zaczepienia przez kogoś
Wyszedł z baru i zaczął rozglądać się za swoim łącznikiem
Nie znając jego twarzy nikogo nie rozpoznałeś na ulicy.
Czekał przed barem na swojego łącznika, rozglądając się za patrolami szaraków
Dwa szły od obu stron końców ulicy.
Obserwował ich, gotowy do natychmiastowej ucieczki
Oba patrole były już w połowie drogi do baru.
Powoli wszedł do baru i jakby nigdy nic usiadł przy jednym ze stolików
Klientela się nie zmieniła.
Obserwował drzwi z przygotowanym, ale schowanym ostrzem