- Karabiny snajperskie. - wyjaśnił snajper i dodał: - Choć znam się też na nożach i pistoletach.
- Preferuję karabiny i rewolwery. - odparł medyk.
- Ja wolę karabiny i pistolety maszynowe. - zakończył ten z powietrznodesantowych.
Jeśli chodzi o sapera, to najwyraźniej nikt takowego nie znał.
- Musi być profesjonalistą w armii, czy niekoniecznie? - zapytał wreszcie ten ostatni, chcąc się upewnić.
- Mówiłem, że od biedy może być nawet i student trzeciego roku chemii.
Upił łyk piwa.
- Mam tylko karabiny laserowe, przecierpicie trochę a po rozbiciu konwoju weźmiecie sobie taką broń, jaka wam się tylko spodoba.
- Znam takiego jednego - po***, a i ksywa Piroman sporo o nim mówi. Przed wojną zajmował się robieniem bomb i innych materiałów wybuchowych dla ISIS czy planów dla armii.
- Daj mi na niego namiary. Z wiadomych względów podporządkowujecie się mi, najprawdopodobniej jestem jedynym z US Army, który formalnie nadal jest w stanie wojny. Pytania?
Jak widać po twarzach zebranych - brak pytań.
- Jutro pod wieczór przy tym samym stoliku. Jesteście wolni, ja jeszcze dzisiaj pójdę do tego "speca".
Jeden zapisał Ci adres na serwetce ze stołu i wyszedł, razem z resztą.
Schował ją do kieszeni i rzucił dyskretne spojrzenie na cały lokal, czy ktoś ich nie podsłuchiwał, lub nie wykazywał nadmiernego zainteresowania ich spotkaniem.
Wszyscy mieli to głęboko gdzieś lub nie byli na tyle trzeźwi, by wiedzieć o czym rozmawialiście. Mogli też perfekcyjnie udawać, choć nie miałeś takiej pewności.
Wyszedł z baru i od razu ruszył pod adres wskazany na serwetce.
Dość długo błąkałeś się po mieście, aż trafiłeś pod starą kamieniczkę odgrodzoną taśmą z napisem na ścianie: "Uwaga! Prace rozbiórkowe!"
Przeszedł pod nią i skierował się do mojego mieszkania pirotechnika.
Twojego mieszkania tam nie było, a te na które trafiałeś były zabite dechami. Jedynie na drzwiach od strychu wisiała żółta kartka z czarną czaszką i piszczelami, a pod nią probówka laboratoryjna.
Przesunął broń do pozycji bojowej i lekko pchnął drzwi.
Od razu uderzyła Cię woń różnych produktów, głównie siarki i dymu z papierosów. Przed drzwiami pusty korytarz, ozdobiony jedynie dywanikiem prowadzącym dalej.
Wszedł dalej na lekko ugiętych nogach i starał się nie robić hałasu.
Nie robienie hałasu szło Ci nadzwyczaj dobrze, głównie dzięki temu, że po całym mieszkaniu rozchodziła się głośna muzyka heavy metalowa.
Poszedł do pomieszczenia, w którym był głośnik. Jednocześnie położył dłoń na rękojeści a palec na bezpieczniku.
Muzyka dobiegała z pokoju, w którym były dwa głośniki i wieża audio. Poza tym nie było tam nic i nikogo.
Przeszedł się po każdym z pokojów uważając na swoje tyły. Przestawił na ogień pojedynczy i palec oparł o spust.
Miałeś dostęp do pokoju z głośnikami i do korytarza, pozostałe są zamknięte na klucz.
Wyłączył muzykę i schował się za drzwiami.
Tuż po przekroczeniu progu musiałeś trącić jakiś drut, gdyż ze szpar między starymi deskami zaczęło się coś wylewać. Dość szybko sprawiło, że przywarłeś do podłogi.
- Czego mi tu, do cholery, szukasz? - zapytał ktoś nagle, na tyle głośno przy przekrzyczeć muzykę.
- Wychodzi na to, że ciebie.
Obrócił się na plecy, podkulił kolana i wycelował w miejsce, skąd dochodził głos.
- Musisz mieć gnata, więc go rzuć, bo następnym razem zamiast kleju będzie kwas.
Wstał z podłogi i zostawił broń na pasku tak, żeby móc celować z biodra.
- Przestań się bawić w kozaka tylko wyłaź.
I wyszedł.
Osobnik, określony przez żołnierza Piromanem, ubrany był w ochronny strój, mający chronić go przed kwasem i ogniem, ale twarz była odsłonięta, miał jedynie gogle na oczach. W zębach tkwił wypalony już niemal do cna papieros, a przy pasku nóż, jakieś dwa dziwne pistolety i probówka z jakąś cieczą o zielonej barwie.
- Czego, ku*wa? - zapytał, odgarniając najpierw długie włosy, które były w nieładzie, a później drapiąc się po twarzy z wielodniowym zarostem.
- Będziesz musiał zrobić mi kilka swoich specyfików z "Jolly Roger's Cookbook".
Podał mu paczkę papierosów.
Chętnie wypluł niedopałek i wziął świeżego, zapalając go i zaciągając się. Później wypuścił dym i schował zapalniczkę do kieszeni.
- Komu chcesz podsmażyć dupsko? - zapytał i zabrał broń, a później wylał na klej ten zielony płyn. - Puści za jakieś pięć minut. - dodał jeszcze.
- Bezimiennym. Potrzebuję dwa kanistry napalmu, osiem granatów z dezodorantów, tych podłużnych. Do tego cztery dymne. Przydałoby się też coś na wzór starej już Bazooki czy Panzerfausta z ośmioma granatami do nich.
- Łoooo, panie. - powiedział zdumiony, nieomal wypuczając papierosa. - Nie powiem, że tego nie skombinuję, bo skombinuję, ale potrzeba czasu. No i pytanie: Co ja będę z tego, ku*wa, miał?
- Kasę. Ile czasu ci potrzeba?
- Ile kasy dostanę? - zapytał, w ogóle nie zważając na Twoje ptyanie.
- Zależy od tego jak szybko uda ci się to wszystko zmajstrować.
- Wszystko na pojutrze, jak odpalisz zaliczkę dostaniesz jutro w nocy lub wieczorem.
- Pojutrze? Czyli poniedziałek?
Potarł brodę w zadumie.
- Może być. Dostaniesz osiemset molitów.
Liczył na zaliczkę, ale się zgodził.
- Zamknij drzwi, jak będziesz wychodził. - dodał i odszedł, klej, którym przylepiono Cię do podłogi, powinien też niedługo puścić.
Wstał z podłogi i ruszył do wyjścia.
Spokojnie opuściłeś ten lokal.
Otrzepał swój mundur i sprawdził suwadło zamka. Potem ruszył prostą drogą do domu.
Ponownie zostałeś swój dom pusty, bez zasadzki Bezimiennych.
Zablokował klamkę w drzwiach wejściowym krzesłem, potem tak samo zrobił z drzwiami od sypialni i poszedł spać.
Sen przeszedł bezproblemowo i obudziłeś się rano, następnego dnia.
Wziął szybki prysznic a potem, zamykając drzwi, poszedł do dzielnicy biedoty. Do swojego małego informatora.
Był tam gdzie wcześniej, najwidoczniej ucieszył go Twój widok. Lub myśl, że coś zarobi. Albo oba, kto wie?
- Co masz dla mnie?
Podszedł do niego i poprawił pasek mocowania broni.
- Jacyś faceci pytali o Jokera. - powiedział na wstępie.
- Jacy, kiedy, skąd wiedzieli o Jokerze?
Uniósł brew.
- Dziś rano, w barze. Nie wiem skąd wiedzieli. Ogoleni na łyso, w długich płaszczach. - wyjaśnił Ci młodzik.
- Powiedzieli, kiedy przyjdą następnym razem?
Potarł w zamyśleniu brodę.