Cóż, położył się więc na łóżku, wściekły i na siebie i na nią. Nie wiedział co się spowodowało u niej tak wielką zmianę. Stała się za mądra i, co dziwne, była w pełni poważna a wszelkie obelgi nie godziły w jej uczucia.
Tym bardziej, że po sytuacji na bagnach przewidywał dwa scenariusze. Pierwszy, że się na niego obrazi, nie odezwie i odejdzie, a drugi, że będzie bardziej do niego zbliżona. Szkoda, że obydwa zawiodły, a sam otrzymał w rezultacie osobę, która ma w poważaniu to, cod la niej robił, ich wcześniejsze rozmowy, mówi mu jakieś pierdoły z jakimś niebezpieczeństwem.
Irytowało go też to, że nazwała go młodym i przestała widzieć w nim idola w jednej chwili. Warto dodać, że wcześniej zachowywała się dziecinnie. No i jeszcze ta wymówka, że ma fetysz posłuszeństwa... dobre sobie. Żałował też, że się rozstają w takim stanie. Sam nie próbował pozostać jej dłużny, stąd ta ignorancja, chamskość i egoizm, które chciałby teraz naprawić.
Po prawdzie, zawinili oboje. Lilieth, przez udawanie żywiołowej, wesołej, wrażliwej osoby, a on przez nieumiejętność przystosowania się do jej prawdziwego oblicza. Jedyne co mu zostało, to czekać aż wróci i z nią o tym pomówić. Obecnie miał w zasadzie gdzieś zagrożenie świata, wie że jest egoistą i hipokrytą, ale cóż, taki już jest.
Nie interesował go ten niszczyciel ani kociak, pragnąłby zwykłego, nudnego zlecenia, jak chociażby zbieranie pięciu marchewek, szukanie zagubionego pierścionka, bądź transport karawany, zwykły transport, z którego nie wyniknie większa intryga. Bolało go też to, że był prowadzony za rączkę, wszyscy mu wszystko tłumaczyli i wyjaśniali, nie zostawiając mu wolnej furtki,
Z nudy postanowił poszukać karty i przyzwać Valris. Może ona coś wie? Kiedy więc znalazł kartę, przyzwałby ją, wyszeptując jej prawdziwe imię równie cicho, co bezgłośnie, opadając po tym ponownie na łózko, w oczekiwaniu na boginię.