Podał.
-Ta bomba łączy się za pomocą magii z umysłem rzucającego. Wystarczy, że w trakcie rzutu, pomyśli Pan kiedy ma wybuchnąć,to wybuchnie. Wybuch też zależy od umysłu. Jeżeli Pan pomyśli żeby woda opadła, to opadnie. Jeżeli żeby się rozproszyła, to rozproszy. Rozumie Pan?
Właścicielka
- Tak, zrozumiałem w pierwszym zdaniu. Teraz jak ktoś z tego grona mi ją zapieprzy, to będzie mu łatwiej jej użyć. - prychnął kelner.
-A, przypomniałem sobie coś. Kto wie najwięcej o jakiejś zjawie, czy czymś, co się zalęgło w starej kryjówce driad?
Właścicielka
- No, coś tam jest. Uważa mnie za świnię. - odparł barman.
-Nie pytam się czy coś tam jest, tylko kto może coś o niej wiedzieć...
Właścicielka
- Nie mam pojęcia. Ja wiem tyle, że ma ładną figurę.
Westchnął ciekawe czy kot już skończył
-No to dowidzenia.
Wyszedł z baru a potem z budynku.
Właścicielka
No i był sobie poza budynkiem.
Kot już się napił. Jabluszek za to mimo usilnych próśb Jeffa nie chciał sobie pójść.
- Co się stało? - zapytał jabłuszko
Właścicielka
//nie ma, najpierw zdecyduj się gdzie idziesz, masz ładny odpis
- No bo... on mnie lubi. Tak jakby. Nie rozumiem go do końca.
- Przepraszam nie rozumiem
Ruszył w jedyną stronę w jaką mógł. W stronę lasu mgieł.
Właścicielka
Jeff westchnął cicho.
- Znam dziewczynę, która je hoduje. Ten po prostu się do mnie przyczepił i gdy tylko ma szansę, to muszę go w teleporty wrzucać, żeby za mną nie łaził.
Cóż, właściwie nie był to jedyny kierunek w jaki mógł się udać.
- Ale uroczo. Gdzie mógłbym ją znaleźć?
Właścicielka
//co on, na zesłanie tam idzie?
- Gdzieś w południowym wieżowcu. Nie pamiętam gdzie dokladnie, ale całkiem wysoko.
- Dziękuję. Można płacić złotem?
Właścicielka
- Wątpię, żebyś jakieś miał, ale tak, można.
Więc dał mu pojedyncze ogniwo z łańcucha. w końcu są ze złota!!!
Ruszył w stronę lasu mgieł. Już któryś raz.
Właścicielka
- Ładne. Chcesz coś jeszcze?
Zmiana tematu
- Nie dziękuję, ale jakbyś kiedyś zmienił zdanie co do uczenia mnie... - wstał i ruszył w stronę wyjścia.
Właścicielka
- Odezwę się dzień po końcu świata. - zaśmiał się.
- To się jeszcze zobaczy... - wyszedł i poszedł do wieżowca południowego
Właścicielka
//nie możesz tego pisać noramlnie? Denerwuje mnie to
//Południowy to S. Chyba że ci się źle wciśnięło.
// wiem nie trafiłem w guzik...
- Cóż... Taka sytuacja. - powiedział Walon, wybudzając się z letargu.
Właścicielka
- Jak się spało? - spojrzał na niego Gabriel.
- Ujdzie. Coś mnie ominęło?
Właścicielka
- No, podobno koniec świata idzie. I to jabłko... gdzie ono się podziało? - zapytał Gabriel.
- Schowało się, wiesz, strachliwe.
Właścicielka
- To znaczy po prostu burdel będzie. Rozumiesz?
- Rozumiem. W naszej rodzimej krainie co chwila miał być koniec świata, ale kapłani, za pomocą darów składanych przez zabobonnych mieszkańców, zawsze jakoś odganiali zagrożenie. I tak w kółko.
Właścicielka
- Wiesz jak to się fachowo nazywa? Szantaż. Znając życie kapłani wpieprzyli każdy darowany ziemniak.
- Wiem przecież, myślisz, że niby czemu ich zabiłem?
//Ten twój pochodzi z jakiegoś konkretnego świata, czy wymyślasz na poczekaniu?
//Dowiesz się w swoim czasie.//
Właścicielka
- Mówiłeś to z przekonaniem, jakbyś im darował niedźwiedzie mięsko. Skąd miałem wiedzieć?
Właścicielka
- U nas zazwyczaj było tak - rząd obiecał dobre zmiany, ale chciał na nie pieniądze, jak je dostał to większość sobie wziął, a za pozostałe zrobił byle co, by za następną partię pieniędzy od nowa to "naprawiać". I też w kółko.
- Jak widać niektóre zagrywki wszędzie są takie same.
Właścicielka
- Z tym, że ja na nich rąk nie położyłem, za daleko mi było. - westchnął barman.
- Bywa... W takim razie my się zbieramy.
Właścicielka
Maciejek
Uther dotarł do wieżowca, gapiąc się na swego feniksa. Papuga została w lesie.