//A zmiana?//
Udał się na czwarte piętro.
Wbiegł do baru i spojrzał na mniemanego Jeffa.
- W coś ty mnie wpakował?!
Właścicielka
- Ja? W nic. Powiedziałem, żebyś poczekał na szefa, ale od razu chciałeś iść do Rodrigo. I zamiast być twardym jak facet, spieprzyłeś jak długonoga sarenka.
- Bo to gej?! Nie no, daj mi coś innego.
Właścicielka
- Doprawdy? Tego to nie wiedziałem.
Tymczasem kura sobie gdakała.
-Zdejmij ze mnie ten znak! I znajdź mi jakiś pokój... Byle nie na czwartym piętrze! - dodał szybko. - Inienadolnychpiętrach! - dodał jeszcze szybciej.
Właścicielka
Gwiazda zniknęła, chyba nawet wcześniej.
- Jakbyś nie pękał, toby cię Rodrigo przenocował, bez gadania. Dureń.
- Ja tam się nie dziwię, że się boi. Jak nosi Kirję i kurę jako talizmany, to nie ma co się dziwić. - Do baru wrócił Lis, właściciel. - Na pewno boi się własnego cienia.
Może i bez gadania, ale nie wiadomo czy bez... nawet nie chcę o tym myśleć.
- To akurat nie są talizmany. Kirja to taki mój... przewodnik, a kura źródło dochodów.
Zwrócił się do lisa:
- Daj mi jakiś pokój, czy coś. Tylko z dala od tego szaleńca!
Właścicielka
- A którego szaleńca? Tego tu - wskazał Jeffa - czy Rodrigo?
Właścicielka
- Dziś nie mam za wiele, wszystko właśnie już rozdałem lub pożyczyłem. No ale jeśli już ci naprawdę zależy, to mam tylko jedną ofertę. Za kolejne jajko dostaniesz mój pokój na jedną noc, bo ja zostaję na dole. Możesz się tam na noc zamknąć, ale nie dłużej, bo ci kurę zabiorę.
- Jest tam coś, czego mam się obawiać? Jakieś zagrożenie? Czy coś?
Właścicielka
- Raczej nic, co ci coś zrobi.
- Ok, poproszę.
Sięgnął po kolejne złote jajko i położył je na ladzie. Ciekawe gdzie by się zatrzymać na stałe?
Właścicielka
Jeff przeskoczył ladę.
- On cię odprowadzi, ja muszę się zająć barem. - Lis zabrał jajko i dał Hertowi kluczyk.
Idąc za Jeffem, przyglądał się dokładnie kluczykowi.
Właścicielka
Wyglądał całkowicie zwyczajnie. Dostrzegł jednak jakby aurę mroku sunącą po podłodze niedaleko nich.
A to co znowu? Schował kluczyk do kieszeni i spojrzał się na Jeffa:
- Obawiać się tego?
- Noo... tego.
Powiedział, wskazując miejsce, gdzie niedawno widział to coś, ewentualnie sunął palcem w przód, sądząc że zdąży to wskazać.
Właścicielka
- Już panikujesz? - Roześmiał się. - Przecież cię nie zjem.
- To ty? Tyle dobrego.Chyba/
Szedł więc dalej.
Właścicielka
- Nadal nie wiem o co ci chodzi. Masz jakieś zwidy?
//Czemu ostatnio co w tym krzywym tekście miast kropek wstawiam te kreski?//
- Nieważne już.
Szedł więc dalej, mając lekkie obawy.
- Ten Rodrigo jest zwykłym człowiekiem?
Właścicielka
- Poza tym, że ma jakieś niesamowite powodzenie u kobiet, to raczej jest normalny. Ponoć ma też szczęście, ale nie wiem co przez to rozumieć.
Ja tym bardziej.
Daleko jeszcze? Coś długo idą.
Właścicielka
Maciejek
I spadał i spadał i dalej spadał.
I wyciągał i wyciągał i dalej wyciągał, aż wyciągnął rozkładany materac w bombie i rzucił pod siebie. Przy okazji namierzając kurę i księgę.
Właścicielka
I spadł na materac, co i tak nieco zabolało.
A reszta? Gdzie jest?
//Sądziłaś że sam sobie z tym poradzę, czy chciałaś się go pozbyć?
//Herta. Oraz gdzie kura, księga...
Właścicielka
Kura i księga wylądowały na ziemi bez materaca.
//naprawdę nie chciałam się go pozbyć
Podbiegł więc do kury, obadać jej stan. Oby sobie czegoś nie zrobiła.
Właścicielka
Kura jedybie zniosła jajko. Na ziemi, więc było w dobrym stanie. Najwyraźniej była przygotowana na tego typu upadkim. Kirja trzepocząc stronami wylądowała przed nią kilka metrów od Herta.
Spakował Kirje do koszyka, jajko dał do wytłaczanki. I poszedł tak do baru.
//Trzeba gdzieś zapisać co on tam ma.
Właścicielka
I trafił tam bez trudu. Powoli jednak robiło mu się ciężko.
Ciężko? Czyżby kura znowu zniosła jajko? Kiedy był już w barze, przystanął, żeby się temu przyjrzeć.
Właścicielka
Cóż, jaj miał całkiem sporo, swoich bomb, do tego kura i książka. Coś to ważyło. W barze Jeff polerował właśnie blat. Hertowi wydawało się, że słyszy za sobą galop.
Za sobą? Czyli przy wejściu? Zszedł więc na bok. Podszedł do lady.
- Nie ma tutaj jakiegoś wolnego pokoju?
Właścicielka
- A bo ja wiem? Kurna, piąty raz mnie pytasz.
Tętent kopyt był jeszcze przez chwilę słyszalny na zewnątrz.
- O to też się pytałem.Nie ma może innych karczm, czy innych zajazdów? Lub takich budowli...
Właścicielka
- Ja pie**olę, wieżowce są cztery. Gówno mnie obchodzą zajazdy, szukaj je sobie sam. Mam ważniejsze sprawy na głowie.
Cóż. Wyszedł więc z wieżowca i skierował się do najbliższego. Nie ważne jakiego.
Wrócił po nią. Od razu. Kiedy ją zabrał, wrócił do przerwanego zajęcia.
Właścicielka
I wtedy zobaczył galopujący w oddali czarny konski szkielet.