- Ja nie mieszkam w jeziorze...
Schował go w swoje szaty. Wyciągnął księgę i sprawdził jakie potrzebne są składniki, do tego wywaru.
//A John to nie ludzki proch? Jak może być zmarzniety? //
Nie wiedząc co robić czekała aż inni coś wymyślą lub do czegoś dojdą.
// Z tego co pamiętam to John jest małym wysuszonym ciałkiem w słoiku ;-; //
Właścicielka
- Jakbym mogła, też bym tu nie mieszkała. A limit życzeń w tej okolicy wyczerpany.
//do którego wywaru?
Właścicielka
//co zostawi?
Zgubił ów przepis w przepaści księgi.
Właścicielka
- Piranie je pożrą. - syrena machnęła ręką. - A jak nie one, to ja.
Odnalazł przepis, a nawet składniki zasuszone między stronnicami.
- Cóż. Skoro jezioro jest zamarznięte wysuszysz się za raz na brzegu, nie?
Właścicielka
Był to suszony pędzistolec, rozwolniec i dodatkowy, stoperanus, opisany jako niezbędny przy pozbywaniu się efektów wywaru.
Właścicielka
- Skoro potrafię żyć bez ogona, co udowodniłeś, to z wysuszonym też.
Teraz wbiegł do wieżowca.
- Pff... nie był odcięty.
Właścicielka
- Ale urwany, zuo.
Zmiana tematu
- jak chcesz. - poszedł z powrotem do baru.
To została sama. Znaczy z syrena ale od niej nic więcej już nie chce.
- I8 znajdź jakiś transport. - westchnęła, po czym spytała sama siebie - I gdzie ja man teraz iść?
Właścicielka
Miała cały świat stojący przed sobą otworem.
Wrócił tam skąd szedł. Najłatwiejszy sposób żeby znaleźć drogę, lub zgubić się całkowicie.
Właścicielka
Trafił niemal do przerębla z trupem. Swoją drogą przyleciał tam sęp.
No miała. Ale pieszo chodzić nie będzie. Gdzie ten cholerny robot?!
Związał go łańcuchami i uwięził w tatuażu.
Właścicielka
Właśnie przyprowadził jej kucyka. A właściwie zebrę.
Ale sępa czy trupa?
Spojrzała na niego jak na debila. Widocznie Paradosso namieszało mu coś w obwodach. Ale cóż, mówi się trudno i płynie się dalej, cytując pewną niebieską rybkę z bajki. Pogłaskała zwierzę po grzbiecie.
- I jak tam maleńka? Podwieziesz gdzieś tak drobną osobę jak ja? - spytała zebry. Przy okazji tego pytania doskonale zobrazowała pewien paradoks jej umysłu - magia? Nie możliwe, nie istnieje. Gadanie do zwierząt i oczekiwanie odpowiedzi? Wszystko w normie, tak już przecież jest.
Właścicielka
Zebra nie odpowiedziała, ale opuściła pokornie pasiasty grzbiet.
To chyba potwierdzenie? Tak jakoś nie zna się na wierzchowcach, w końcu w rozwiniętej cywilizacji taki środek transportu całkowicie ustępuje innym. A właśnie czy zebra jest wierzchowem? Nie zastanawiając się tym wsiadła na jej grzbiet. I teraz pojawiło się pytanie, jak się nią steruje? A może zebra kieruje się sama? Czy zeberę w ogóle da się sterować?
- Pojedziemy do wieżowca północnego. - stwierdziła... ale co dalej?
//Ten odpis chyba będzie jednym z moich ulubionych.
Właścicielka
Zebra zaczęła patatajać. Zrobiła kilka pętelek, po czym zmierzyła w stronę wspomnianego wieżowca.
Jej! Teraz tylko nie spaść z swojego rumaka. A właśnie! Za co się trzyma zebre? Za grzywe? Przecież jest taka mała. Za szyję? To jej nie zrobi jakiejś krzywdy? Cóż. Zostało wymyślić coś na szybko. Pohyliła się do przodu i wtuliła w zwierzę.
Pobiegł za Aną w stronę wieżowca północnego.
Właścicielka
//Weź ty ogarnij te posty someone, jesteś naprawdę ciężki do roboty ;_;
Zmiana tematu
Właścicielka
//to teraz napisz ładnie ten post bo Anę znów zgubisz.
Właścicielka
Maciej wróżka chrzestna
No i chlusnął w wodę tak czy siak, choć inaczej niż zwykle. Konkretnie zwrócił uwagę, że zbugował się w wodzie.
//A Uther wciąż wychodzi.//
Nie wiedział co robić.
Właścicielka
//a niech sobie.... czej, przecie wysylalam odpis
Zorientował się, że znajduje się kilka metrów nad ziemią w paśmie lewitujacej wody.
Dalej zbytnio tego nie rozumiał.
Właścicielka
//Jesteś sobie w powietrzu, w lewitującej tafli wody o powierzchni kilkudziesięciu metrów kwadratowych, a grubości półtora decymetra. Wisisz głową w dół, z nieznanego powodu utknąłeś w powietrzu, z brzuchem w wodzie. Znajdujesz się też kilka metrów ponad twardym lodem.
Teleportował się w stronę lądu.
Właścicielka
Tym razem dupą upadł na lód na brzegu, który zaczął pękać.
Zaczął szybko biec w stronę czegoś, co mogło wyglądać na stały grunt.
Właścicielka
I dobiegł do zaszronionej trawy, rozganiając stadko kaczek.