//Nie no, myślałem, że tak tylko urozmaicasz rozrywkę, czy coś.//
Wzruszył ramionami i położył się, słuchając muzyki. W końcu to sen, więc powinien pozwolić sobie na odpoczynek.
Właściciel
Ignorowanie snu nie było dobrym pomysłem. Obudziłeś się zmęczony, głowa strasznie cię bolała, a twoja prawa ręka zdrętwiała.
//Ja nie ignoruję ;-; Myślałem, że będziesz kontynuować, czy coś ._.//
Usiadł i zaczął rozmasowywać rękę, później głowę.
Właściciel
Powoli odzyskałeś czucie w kończynie, lecz ból głowy nie chciał tak łatwo ustąpić.
Przyłożył głową do zimnej ściany, w nadziei, że choć to trochę pomoże.
Właściciel
Ból został jedynie osłabiony, lecz wciąż czułeś nieprzyjemne kłucie pod czaską.
Nie mógł na to wiele poradzić, z braku leków przeciwbólowych, więc wstał i się rozciągnął. Wiedział, że już nie zaśnie, więc poszedł w kierunku pudła ze szprotami w oleju, by coś przekąsić.
Właściciel
Właśnie świtało. Szprot miałeś pod dostatkiem, a one same były zdatne do spożycia jeszcze przez rok.
Nie zamierzał tyle czekać, więc spożył ich tyle, by zaspokoić głód.
Właściciel
Po pięciu puszkach głód ustąpił. Szproty były całkiem smaczne, choć w jednej z ryb znalazłeś stary pocisk wystrzelony prawdopodobnie z pistoletu skałkowego.
- To ci zagadka. - mruknął i odłożył pocisk gdzieś na bok.
Jako, że był najedzony, postanowił wrócić do głównego pomieszczenia, by zaczekać na swoich.
Właściciel
Po jakiś dwóch godzinach przyszli do sklepu.
- To co robimy? - Zapytał Baranina.
- Znalazłem jakieś zegary z kukułkami, nam to niepotrzebne, a paser się ucieszy. Dong weźmie to i da dla Bargova, niech uzna to za początek naszej współpracy. A Wy dwaj - powiedział i wskazał na Baraninę i Małego Joe - za mną. - dodał i wyszedł z kryjówki, licząc, że reszta wykona jego polecenia.
Właściciel
Zgodnie z poleceniami Dong poszedł do magazynu, a pozostali dwaj wyszli z tobą z lokalu.
- Kroicie frajerów od dawna. - powiedział, przytaczając słowa Baraniny. - Gdzie dokładnie?
Właściciel
- A to różnie szefie. Łazimy se po okolicy i jak się jakiś fagas trafi to go czyścimy.
- No dobra, to zaczynajmy. - rzekł, i jak powiedział, tak zrobił.
Zaczął kierować grupę na bardziej ludne ulice dzielnicy, a tam polecił im wypatrywanie potencjalnych celów. Sam zajął się tym samym.
Właściciel
Ciężko było znaleźć kogoś kto miałby choć trochę pieniędzy w portfelu, lub miałby chociaż portfel. Po ulicy kręciły się przede wszystkim zbiry, kurtyzany "po cywilnemu", biedacy i okazjonalnie robotnicy portowi. Jedyne cenne przedmioty poruszały się tutaj w wozach jadących z portu.
- Macie coś? - zapytał, licząc, że jego kompanom powiodło się bardziej niż jemu.
Właściciel
- Ni ch#ja szefie. - Odpowiedział Mały Joe rozglądając się ze zrezygnowaniem.
- Jakieś propozycje gdzie się przenieść? - zapytał. - Tutaj to nie ma czego kroić, ale może gdzie indziej dopisze nam szczęście.
Właściciel
- Zawsze możemy spróbować napaść na jeden z transportów... - Powiedział Joe
- Popie#doliło cie do reszty. - Wrzasnął Baranina. - Niby jak?
- We trzech, góra czterech, nie mamy co o tym myśleć. Potrzeba nam więcej funduszy, broni i ludzi, by zrealizować coś takiego.
Właściciel
- E tam. Czaimy się w jakiejś bocznej uliczce, wjeżdżamy od frontu jakimś wozem, walimy woźnice po ryju i spierdzielamy z ładunkiem. Tylko najcenniejsze transporty mają ochronę, a sprzedać można wszystko.
- W sumie, to nawet ma sens. Ale najpierw trzeba znaleźć taki słabo chroniony wóz, nie?
Właściciel
- To trzeba szukać w centrum. Z dala od Rocha i wielkiego portu są same biedne porty których pilnują same moczymordy i zbiry. Wiem bo sam byłem tam wykidajłą. - Kontynuował.
- Na chwilę obecną to dobry pomysł, więc wródźmy do kryjówki, poczekajmy na Donga i idziemy do tych biedniejszych portów, bo to, na razie, najlepsza opcja.
Właściciel
W kryjówce już czekał Dong z pieniędzmi za zegary w łapie i papierosem w ustach.
- Zbieraj się, wychodzimy. - rzekł do niego i skierował się z grupą do jednego z mniejszych portów, prosząc Baraninę by wyjaśnił Dongowi o co chodzi w planie.
Właściciel
Dotarliście do niewielkiego portu, w którym właśnie ładowano trzy nie oznaczone wozy. Do jednego beczki, do drugiego zwykłe kufry, a do trzeciego włożono wielką skrzynie. Na koźle tego wozu siedział dodatkowo krępy strażnik z dubeltówką.
Oddalił się nieco i zarządził naradę.
- Myślę, że damy sobie radę. - powiedział do reszty. - Proponuję, żeby dwóch zatrzymało jakoś wóz, a reszta załatwiałby strażnika i woźnicę. Wtedy byłoby z górki.
Właściciel
- Zabijamy czy tylko walimy po ryju? - Zapytał Dong.
- Trupy obciążających zeznań nie złożą. - odparł mu.
Właściciel
- Tak jest. - Powiedział. - To kiedy zaczynamy?
- Wtedy, kiedy ten wóz ruszy, najpierw to musimy iść tą samą trasą i znaleźć jak najlepsze miejsce na zasadzkę. - powiedział i czekał, aż transport ruszy. Wtedy spróbował wraz z resztą wyprzedzić go i zaczaić się gdzieś.
Właściciel
Wóz ruszył całkiem szybko. Starał się jeździć głównymi ulicami. Nie mieliście najmniejszych szans dogonić go na piechotę.
Kontynuowali, chcąc już bardziej zapamiętać jego trasę, niż go dognać. Choć przydałby się jakiś łut szczęścia, który im by to umożliwił.
Właściciel
Miałeś zaiste szczęście bowiem w wozie złamało się koło i stał teraz na poboczu. Za to strażnik był teraz w gotowości bojowej.
- Dobra, zrobimy tak: Dong biegnie w kierunku wozu, ja za nim i pozorujemy bójkę, by odwrócić uwagę strażnika. Reszta zakradnie się z tyłu i skasuje obu. - wyjaśnił swoim.
Właściciel
- Ta jest. - Powiedzieli wszyscy i ruszyli na pozycje.
Czekał, więc, aż Dong pobiegnie, a gdy to zrobił, to on ruszył za nim.
Właściciel
Gdy już obaj się zbliżyliście on do ciebie naskoczył. - Masz jakiś problem... ch#ju? - Nie był najlepszym aktorem, ale moźxe to wystarczyło.
Właściciel
Ruszył w stronę portu.
Dzielnica wyglądała tak samo biednie jak zawsze. Na ulicach było pełno zbirów, żebraków i prostytutek.
I nikt go nie obchodził. Jechał dalej w kierunku kryjówki.
/Czyżby spotkanie z innym graczem? ^^
Właściciel
Twoja kryjówka była w budynku centralnie na przeciwko niesławnego zamtuzu "Hak Pirata". Za kamienicą była zaniedbana działka w której mogłeś zostawić siwka.
- Tak, zwłaszcza z Twoją szpetną gębą! - odparł i pchnął go lekko. - Oddawaj moją kasę i zegarek, śmieciu! - warknął i zakasał rękawy jak do bójki, jednocześnie mrugając porozumiewawczo, ale tak by strażnik nie widział.
Właściciel
- Chyba cię posrało. - Odepchnął cię zaciskając pięści. Zanim zrobiliście cokolwiek, do waszych uszu doszedł dźwięk tłuczonego szkła. To Mały Joe rozwalił strażnikowi butelkę na głowie a ten spadł na twarzą na bruk. Zauważyłeś jak Baranina wrzuca woźnicę do śmietnika.
- Szybka akcja. - stwierdził i poprawił rękawy, po czym podszedł do reszty. - Dobra, sprawdźmy co my tu mamy... - rzekł i podszedł do wozu, by otworzyć pierwszą ze skrzyń.
Właściciel
Wszyscy zebrali się na pace by podziwiać wasz łup. W skrzyni były... setki cegieł ze sprasowanej herbaty. Nosiły na sobie róźne symbole i rysunki, a przedewszystkim miały oznaczenia należące do jednego z najbardziej prestiżowych eksporterów.
- No nieźle! - Powiedział Dong biorąc dp rąk jedną z cegiełek.
- Hmmm... coś śmiesznie pachnie. -
Jeszcze jednak jechał ulicą, oglądając okolicę. Może to zastąpi jego codzienny spacer.
//Dawaj Kubusia, jak się zgodzi.