Właściciel
- No to dajesz ku#wa, mów.
- Jak ich, ku*wa, odwołasz to pogadamy. A jak nie, to zamiast gadać, wyrwę Wam kręgosłupy przez odbyt i sprzedam jako ozdoby świąteczne.
Właściciel
- No chyba ku#wa nie sądze ch#ju pie#dolony. Ale niech ci ku#wa będzie. - Tamci dwaj odeszli od ciebie. - Tylko ku#wa szybko.
//Dawno nie prowadziłem tak kulturalnej rozmowy.
//Ja raz na potrzeby PBF'a musiałem użyć słowa "ku*wa" około tuzin razy :V//
- Wyglądacie mi na zakazanych typów. - zaczął. - Mieliście jakieś doświadczenie z gangami, nie?
Właściciel
- A co ci do tego? - Zapytał.
- To jest związane bezpośrednio z moją propozycją.
Właściciel
Warknął. - Nie, tylko obrabiamy frajerów takich jak ty.
- To ja Wam proponuję coś bardziej rozrywkowego, bardziej opłacalnego i ciekawszego.
Właściciel
- Dajesz ku#wa tylko mnie nie zanudź. - Skrzyżował ręce na piersi.
- Już Wam zaproponowałem, ale powiem jeszcze raz: Oferuję Wam robotę w moim gangu, głównie kradzieże, napady i porwania. Bardziej opłacalne i ciekawsze od tego czym zajmujecie się teraz.
Właściciel
- A niby czemu masz nami rządzić? - Zaśmiał się pogardliwie.
- Bo rozkwasiłem Ci mordę, bo mogę Was w każdej chwili zastrzelić, bo mam już doświadczenie w dowodzeniu zorganizowanymi grupami przestępczymi. No, to chyba tyle.
Właściciel
- Ha, świetne ku#wa argumenty. A pistolet to ty se możesz w pi#de wsadzić. - Odpowiedział. Musisz mu coś zaproponować zamiast tylko rzucać groźbami.
- A wspomniałem, że na chwilę obecną byłbyś moją prawą ręką i dostawałbyś nieco więcej niż inni?
Właściciel
- A czym będziemy się zajmować. Prochy, dz#wki, wpie#dol?
- Mniej więcej. Plus forsa i radość z wpie**olu.
Właściciel
- Jak dz*wki to wchodzę! - Powiedział jeden z kompanów osiłka. - No dobra, niech ci ku#wa będzie. - Powiedział on sam i podał ci swoją wielką łapę.
Również podał mu swoją i uścisnął.
- Pierwszą, ważną sprawą jest kryjówka. Miałem swoją, ale wojsko mi rozje**ło. Macie jakieś pomysły?
Właściciel
- U mnie na chacie. - Powiedział drugi ze zbirów.
Przewrócił oczami.
- Niezbyt dobry pomysł, bo miejsca mało, no i łatwo wyśledzić. Miałem na myśli jakiś opuszczony magazyn lub skład, czy coś takiego.
Właściciel
- No to stary spożywczak przy Henlinga. - Powiedział największy.
- Na start może być. - stwierdził. - Prowadźcie.
Właściciel
- Dobra. Przy okazji, ja jestem Baranina, to jest Dong, a tego zwą Mały Joe. - Powiedział herszt i ruszył wzdłuż drogi.
- Mi mówcie Plag. - rzucił, gdy tak szli na miejsce.
Właściciel
- Debilna ksywka. - Skomentował Baranina, a kilka kroków później byliście już przed opuszczonym sklepem.
- Baranina lepsze? - zapytał, jednocześnie oglądając budynek z zewnątrz.
Właściciel
- Przynajmniej jakoś brzmi. - Był to typowy zabity dechami sklep, jakich wiele w całym mieście.
Chciał mu powiedzieć jak dokładnie brzmi, ale powstrzymał się, wchodząc do pomieszczenia.
Właściciel
Wnętrze było zaskakująco przestronne. Po bokach były drewniane półki, a w kącie stała lada z zardzewiałą kasą. Po sklepie walały się opakowania po produktach, aż do drzwi na zaplecze.
- Myślę, że się nada. - powiedział. - Na początek trzeba tu ogarnąć.
Właściciel
- Co ogarniać,jest dobrze! - Odpowiedział Mały Joe.
- Bardziej chodziło o te opakowania. Wywalcie to, ja zajrzę na zaplecze. - powiedział i właśnie tak zrobił.
Właściciel
Zaplecze składało się z korytarza z trzema drzwiami. Jedne z nich były podpisane "GABINET".
Otworzył te prowadzące do gabinetu i wszedł do pomieszczenia. Jeśli były zamknięte pomógł sobie kopniakiem, w ostateczności nożem.
Właściciel
Drzwi nie chciały ustąpić, w dodatku widać było że nie ty pierwszy próbowałeś dostać się do gabineu. Dopiero otwarcie zamka w bardziej cywilizowany sposób pomogło. W środku ujrzałeś niemal puste biblioteczki, biórko z skrórzanym krzesłem i monstrualną pajęczyne oplatającą je.
Zaczął od przetrząsania biurka, może trafi na coś ciekawego.
Właściciel
Niestety było całkiem puste, a ty zaplątałeś się w pajęczynę.
Zamiast się szarpać nożem przecinał nici i wtedy spróbował wyjść.
Właściciel
Udało ci się, choć i tak twoje ubrania były całe w lepkich niciach.
Obdrapał je nieco nożem by się ich pozbyć i wrócił do reszty.
Właściciel
Śmieci były w pewnym sensie posprzątane. Wszystkie puszki i inne brudy były upchnięte w kupce w rogu pomieszczenia.
Teraz mu pasowało, więc poszukał wzrokiem Baraniny by zapytać o najbliższą okolicę ich nowej kryjówki.
Właściciel
Siedział na ladzie paląc papierosa.
- Powiesz coś o najbliższej okolicy? - zapytał więc, kulturalnie zaczynając cholerny dialog.
Właściciel
- No co, brud smród i ubóstwo. Nawet burdelu tu nie ma, bo najbliższy jest kilkanaście przecznic stąd.
- Żadnego, wartego uwagi, miejsca czy osoby? - upewnił się.
Właściciel
- Nah, nic tu nie ma. Nawet rebelianci się tym miejscem nie interesują. - Odpowiedział.
- W sumie to dobrze. - stwierdził i skierował pytanie do całej grupy: - Jakie macie doświadczenie w takich akcjach jakie wymieniłem? - zapytał.
Właściciel
- Kroimy frajerów od dawna. - Odpowiedział Dong. - No i mam kumpla pasera, dobra morda nie ma co.
//Jak się nazywa Talar to cię chyba trzepnę poduchą c: