Nie strudzenie szedł dalej.
Podążał dalej, licząc że Victor zrobi coś ciekawego. Czyżby zaraził się nudą od Towarzyszy?
Właściciel
W końcu usłyszeliście głośny tętent kopyt zbliżający się do Was z każdą chwilą. Raczej nie są to zwykli chłopi.
Poczekał, aż krzyżowcy znajdą się w bliskiej odległości od nich i utworzył zasłonę dymną. Wydał swemu ptaszorowi i koteczkowi rozkaz do ataku na wóz, bo konie przydadzą im się na później. Wyjął swój dwuręczny miecz i przygotował się do walki.
Zaczaił się gdzieś i zaczął namierzać największych zakapiorów, łuczników lub magów.
Westchnął jedynie na głupotę towarzyszy i przygotował z magii dusz kilka potężniejszych uderzeń obezwładniających. Nie zamierzał jednak zgrywać Herosa i odszedł na bok skrywając swą magię.
Właściciel
Ku Wam nie nadjechał konwój wozów z bronią i zaopatrzeniem, ale grupa przynajmniej dwudziestu konnych rycerzy w pełnych zbrojach, którzy niemalże od razu ustawili się w odpowiednim szyku i zaszarżowali na Was, z okrzykiem na ustach i opuszczonymi kopiami.
Zaczaił się gdzieś i zaczął namierzać największych zakapiorów, łuczników lub magów. Gdyby takich znalazł, to na magów posłałby węże z iluzji, a zakapiorów nastawił przeciw magom.
Uderzył więc uderzeniami obezwładniającymi w rycerzy, by ich zwalić z wierzchowców. Najlepiej, żeby wpadli pod kopyta innych wierzchowców.
Utworzył zasłonę dymną i rozkazał Tygrysowi atakować wroga od flanki. Sam zszedł z drogi rycerzom i wykonał cięcie od boku, tak by zranić konia i podciąć siodło.
Właściciel
Max:
No cóż, problem był taki, że każdy rycerz wyglądał na zakapiora, innych typów wrogów brak.
Vader:
Poszło sprawnie, ale podziałało tylko na pierwszy szereg w postaci czterech rycerzy, rumaki pozostałych sprawnie przeskoczyły przeszkodę i w dalszym ciągu szarżowały.
Bulwa:
Tygrys zaatakował i zwalił z konia jednego rycerza, Ty zaś spokojnie zszedłeś im z drogi, ale, o dziwo, potrafili celować kopią nie tylko przed siebie, więc takową oberwałeś.
Przygotował kolejne i spróbował obezwładnić pięciu kolejnych.
No to niech ci z tyłu, zaatakują tych w środku.
-Victorku! Deserek!
Wku*wiony odskoczył i posłał sokoła na wrogów.
Właściciel
Bulwa:
Okazało się, że taki mały ptak nie był w stanie nic zdziałać w walce z typową konserwą, jednakże jeden c rycerzy zainteresował się nim na tyle, aby go zdzielić. Co prawda cios dłoni posłał go na ziemię, ale ma niewielkie szanse na przeżycie pośród końskich kopyt. Ty tymczasem czujesz ubytek krwi, a przy okazji dojrzałeś rycerza, który wciąż na koniu, dobył miecza i znów zaatakował.
Max:
Próbowali, ale odpowiednie manewrowanie w tym tłumie, do tego kopią, było problematyczne, dodatkowo większość walczyła z Twoją wolą.
Vader:
Powaliłeś czterech, jednakże wszyscy wstali przy pomocy położonych wcześniej i teraz cała trójka, ramię przy ramieniu, tarcza przy tarczy, naciera na Ciebie z mieczami długimi w dłoniach.
Nosz co za. Próbuje więc dalej nakłonić ich do zdrady, rzucając w paru z nich iluzjoniczne kobry na twarz.
Ty wilkołaczy sku*wielu, przemień się kiedy trzeba.
Odrzekł do swego "Przyjaciela" wewnątrz. Nie ma co się pie**olić z typami. Chcą walki na serio? Będą ją mieli. Używając magii dymu cisnął we wroga Falą zaczadzonego dymu, je**ny ku*wa oddech Śmierci prosto w ryj konia i rycerza. Starał się zablokować i odeprzeć cios kawalerzysty, albo go uniknąć, zależy co było bardziej prawdopodobne.
No cóż, z użyciem magii postarał się sprawić, że utracą przytomność, lub przynajmniej stracą siłę w kończynach.
Właściciel
Max:
Kobry niezbyt nakłoniły ich do zdrady, wręcz przeciwnie, dwóch rzuciło się na Ciebie, najwidoczniej rozpoznając źródło swoich nadprzyrodzonych kłopotów.
Bulwa:
Zdecydowanie unik, zwłaszcza że dym podziałał. Niemniej, rycerz odjechał kilka metrów, obrócił się i zaszarżował ponownie. Z dobrych wieści natomiast jest to, że zaczynasz czuć pierwsze objawy powiązane z przemianą, więc zaraz się konserwy zdziwią.
Vader:
Udało się, jeden stracił władzę w rękach i wypuścił broń, drugi zemdlał, a trzeci upadł, nie mając czucia w nogach. Jedynie czwarty (tak, wcześniej się pomyliłem i było ich czterech) wciąż szedł w Twoim kierunku, aby w końcu zamachnąć się mieczem na wysokości Twojej głowy, choć to wszystko przyszło mu z najwyższym trudem.
//Sobie zdałem sprawę, jak to napisałem.//
- Victorku! Atak!
Krzyknął, po czym sam chciał, żeby zaatakowali się nawzajem. Zaraz potem, zrobiłby iluzjoniczne wilki, które skaczą na nich.
Korzystając z ostatnich chwili normalnej świadomości zwrócił się ponownie do duszy worgena żyjącego wewnątrz niego. Rozszarp sku*wysyna na strzępy. Tak by z jego mózgu można było lepić je**ne paszteciki!. Wziął miecz w rękę i po prostu z całej siły cisnął nim jak oszczepem w nieosłonięte nogi konia.
///Prrr
Postarał osłonić się włócznią, a następnie zadał nią cios w klatkę piersiową przeciwnika.
Właściciel
Vader:
Nawet cios osłabionego wroga był dość solidny, ale zdołałeś odeprzeć jego atak. Niestety, Twój musiałby być skierowany w szyję, pachy lub tym podobne miejsce, gdyż najlepsza zbroja płytowa, jaką widziałeś, zrobiła swoje, udowadniając, że jest warta wydania na nią złota, za które można by kupić małą wieś. Tymczasem rycerz ponowił atak, wykonując go identycznie, tym razem z drugiej strony (w sensie, że od prawej do lewej).
Max:
Twoja próba ponownie nic nie dała, ale masz chwilę odpoczynku, gdyż panowie obecnie są zajęci walką z owymi wilkami.
Bulwa:
Koń upadł, Ty zaś poczułeś, że tracisz panowanie nad ciałem, a odzienie zaczyna się rwać. Również na skórę zaczął wstępować gęsty zarost, a palce i zęby zaczęły się wydłużać. Towarzyszą przemianie ból znalazł ujście w na wpół zwierzęcym, a na wpół ludzkim ryku, jaki z siebie wydałeś.
Ehhh... no nic, próbuje więc na tych, walczących z wielorękim. Próbuje nawrócić walczących z nim wojaków na ich stronę. Następnie, zaczął szukać gałęzi, lub czegoś. Podczas poszukiwań, zerkał na tych idiotów, co to się nabrali na wilki. Jakby kontynuowali bieg, zrobiły przed nimi wielką, iluzjonistyczną dziurę. Oczywiście, niezbyt blisko, żeby zdążyli przed nią wyhamować.
Zabij Worgenie! Tych nędznych kmiotów!
Połączył odebranie siły z użyciem magii i odparowanie ciosu włócznią, a nastepnie dwoma rękami chwycił go za głowę i przekręcił ją w lewo. Wystarczająco, by skręcić mu kark.
Właściciel
Bulwa:
Kmiotów? Za mało powiedziane, zwłaszcza że jeden, chyba nie wiedząc co się szykuje, zaatakował Cię, pewnie uważając, że jesteś łatwym celem.
Vader:
Padł martwy, zgodnie z przewidywaniami.
Max:
Nic to nie dało, Polomon miał na głowie tylko jednego wroga i sam się z nim uporał. A tamci wciąż są zajęci wilkami.
- Hehe, i co? Jestem nietykalny!
Wykrzyczał w ich stronę, szukając patyka, lub grubej gałęzi.
Oddał całkowitą wodzę nad swoim ciałem worgenowi.
Właściciel
Wszystko poszło Wam sprawnie, jednakże łącznie dziesięciu rycerzy zaczęło dość szybko wykonywać taktyczny odwrót, pozostali byli martwi, ranni, ogłupieni lub postanowili prowadzić dalszą walkę.
Już koniec
Odrzekł do worgena chcąc zmienić się w człowieka.
Lub postanowili prowadzić dalszą walkę... ogłuszył ich magią i zabił.
Właściciel
Max:
Odpowiedzi brak.
Vader:
Udało Ci się załatwić tak tych, którzy pozostali, reszta zdołała zbiec.
Bulwa:
Problem jest tylko taki, że Worgen nie miał na to ochoty. Konflikt interesów może i mały, ale pewnie będzie ciekawie, jeśli przerodzi się w coś gorszego...
-Panie Groźny, obecnie wracamy na ziemię.
Podbiegł do ciał, aby je przeszukać.
Co chcesz uczynić? Tropić tych rycerzy, czy po prostu se pochasać jak jakiś kundel?
Właściciel
Bulwa:
Odpowiedzi brak, acz bestia w końcu wyzwoliła siebie, wyjąc po raz kolejny i zatapiając kły w świeżym i ciepłym jeszcze ciele jednego z rycerzy.
Max:
Pancerze, hełmy i broń, czyli to, czego się spodziewałeś i nic, co Ci się przyda lub co uniesiesz.
Vader:
Ma Cię w dupie.
Zabrał jeden z mieczy Stalowych.
Ku*wiszczu nieczysty! Wypi***alaj z mojego ciała!
Właściciel
Max:
Owszem, zgodnie z tradycją każdy miał sztylet do dobijania rannych wrogów.
Vader:
Udało się.
Bulwa:
Zrobił coś mniej więcej wedle Twojego polecenia, czyli wypie**olił, ale do lasu.
//Fajnie, że na to reagujecie, chłopaki.//
Nie tu ku*wo jak już! Za rycerzami!
//No co? On uważa go za niegroźnego, więc...//
O, to dobrze, jeżeli nadawały się do rzucania, to wziął jeszcze parę, po czym poszukał pasu na nie.
-Groźnemu coś... odwaliło?
- Hę? Komu niby?
Zapytał, nie przestając wykonywać czynności.
-Temu naszemu. Trzeciemu.