Lunaaax
- Mam być twoją kartą przetargową, to zrozumiałam. Ale będziesz musiał siłą mnie z tego domu wyciągnąć.
To rzekłszy uciekła do swojego pokoju i zamknęła się na wszystkie spusty. To jej pierwsze spotkanie z Wampirem, w dodatku z Magiem Krwi, który pragnie ją uprowadzić. Nie wiedziała, jak się zachować, więc postąpiła z pierwszą myślą, jaka jej przyszła do głowy. A ten Wampir mógł się z niej śmiać do woli, w końcu urodziła się i wychowała na wsi, więc miała dość ograniczone informacje na temat Magii.
Właściciel
Vapen:
Wycie wilków ustało i znów było spokojnie. Przynajmniej na razie.
Lunaaax:
Śmiech Wampira odprowadził Cię do pokoju. Udało Ci się zatrzasnąć drzwi, ale on zbliżał się bardzo szybko i po chwili był już przy drzwiach.
Konto usunięte
Odetchnął. Nie lubił takiej totalnej ciszy, denerwowała go. Zmarszczył nos. Miał nadzieję, że temu małemu ptaszkowi, co dał tej dziewczynie nic nie jest.
Lunaaax
Zabarykadowała drzwi różnymi rzeczami. Po tym podbiegła do okna i otworzyła je. Sprawdziła, jaka mniej więcej odległość dzieli jej okno od ziemi. Chwyciła wróbelka w dłonie i zaczęła to gładzić po łebski, jakby to ją miało uspokoić.
Właściciel
Vapen:
Z pewnością żyje i ma się dobrze. W końcu co mogło mu się stać w takiej spokojnej wiosce.
Lunaaax:
- To mnie nie zatrzyma. - powiedział i po chwili drzwi rzeczywiście się otworzyły.
Mogłaś skakać, lecz prawdopodobnie byś się połamała. Lub zginęła. To było ponad dziesięć metrów.
Konto usunięte
Rozejrzał się i wstał. Zaczął gasić ognisko. Był już tak ciemno, że raczej wątpiłby ktokolwiek go przyuważył przy kradzieży warzyw.
Lunaaax
Stała przy oknie. Wolała nie ryzykować skokiem, życie było jej miłe. Przynajmniej dotychczas. Osunęła się pod ścianę i zwinęła w kulkę, chowając twarz, byle nie patrzeć na tego sku*wysyna, jakim był wampir. Na dodatek trzęsła się cała ze strachu.
Właściciel
Lunaaax:
- Doprawdy żałosne. Nawet bardzo. Ech... Jak widzę muszę użyć siły. - powiedział, ale nie ruszył się z miejsca. Mimo to nagle wstałaś wbrew własnej woli. A Wampir z tryumfującym uśmieszkiem wyciągnął z torby dwa kawałki liny.
Vapen:
Co prawda w jednej z chat nadal paliły się światła to w innych było już ciemno.
Konto usunięte
Spojrzał na oświetlony dom marszczac brwi. To nie bylo zbyt normalne, zazwyczaj wiesniacy ida spac wcześnie... Wrodzona ciekawość nie pozwoliła zostawić tego ot tak sobie. Powoli podkradł się do chaty.
Lunaaax
Obrzuciła Wampira nienawistnym spojrzeniem.
- To Ty jesteś żałosny...
Właściciel
Lunaaax:
- Tak, tak. Wiele razy to słyszałem. Ostatnio od Paladyna Srebrnej Dłoni w jakże uroczych ruinach pewnej wieży. Później przeprosił i okazał skruchę i pokorę. Na kilka sekund przed śmiercią. - powiedział i związał Ci nogi w kostkach i ręce w nadgarstkach.
Vapen:
Światła paliły się wszędzie więc mieszkańcy byli pewnie w domu.
//Ty chyba grasz najgorszego włamywacza na świecie :V//
Konto usunięte
//Nie mam zamiaru włamywać się do tego domu. To ciekawość, zresztą Diel jest dobrze ukryty.
Cóż, najwyraźniej ktoś cierpiał na bezsenność. Półelf przebiegł pod oknami, by chwilę później znów zjawić się w cieniu, skąd zauważenie go był cudem.
Lunaaax
- Chamski z Ciebie gość. Porywasz niczemu ci winną dziewczynę, której rodzina dała ci schronienie. Sku*wysyn. -mruknęła, nawet nie patrząc na Wampira.
Właściciel
Vapen:
Przebiegłeś pod oknem kuchni, która wydawała się pusta. Ale tym manewrem zwróciłeś na siebie uwagę psa husky nadal leżącego pod drzwiami. Teraz wstał i zaczął węszyć.
Lunaaax:
- Masz zamiar prawić mi morały? Od tysiące dwustu lat nie słyszałem większej bzdury. - mruknął wyjmując z torby kawałek czarnej tkaniny, którym Cię zakneblował i pozbawił dalszych szans na kontynuowanie konwersacji. Gdy to już zrobił podniósł Cię i podszedł do okna. Przeszedł przez nie, stanął na dachu i lekko zleciał pokonując z dziecinną łatwością te dziesięć metrów. Później ruszył do stajni na tyłach domu i zabrał stamtąd swego konia. Położył Cię na nim i dla pewności przywiązał do zwierzaka. Wtedy wsiadł i powoli szykował zwierze do drogi.
Konto usunięte
Spojrzał na zwierzaka i cała ostrożność poszła w uj. -Hej, ty jesteś psem Vee, prawda?- Zapytał, kucając.
Właściciel
Vapen:
Odpowiedzią było kilka szczeknięć, które z pewnością nie były przyjazne.
Lunaaax:
Usłyszałaś szczekanie psa, a to sprowokowało Wampira by przyspieszyć przygotowania i wyjechał już koniem ze stajni.
Konto usunięte
Uniósł ręcę. -Hej, spokojnie.- Wstał. -Pożycz swojej pani miłej nocy.- Uśmiechnął się.
Właściciel
Vapen:
Pies nie miał zamiaru odpuścić intruzowi, którym byłeś i chyba miał zamiar Cię ugryźć.
Konto usunięte
Westchnął i za pomocą magii przeniósł się poza ogrodzenie.
Lunaaax
Myśli zajęła obelgami pod adresem porywacza. Miała ochotę się szarpać, ale czuła się bezsilna. Zamknęła oczy.
Właściciel
//Nie mocy, ale Magii i nie teleportował tylko przeniósł. Tak będzie lepiej.//
Udało Ci się przenieść i zostawić psa daleko od siebie.
//Nie pisz już. Czekamy na Lunaaax.//
Właściciel
Lunaaax:
I rzeczywiście, niewiele to dało. Wampir popędził konia przez wieś i po chwili jechaliście już gościńcem.
Vapen:
Ktoś pojechał na koniu. Tego mogłeś być pewien. Ale kto jechał, gdzie i z kim było tajemnicą...
Lunaaax
Po prostu nic nie robiła, lecz myśli dalej były zajęte obelgami.
Konto usunięte
Spojrzał za siebie. Koń wyjechał z domu Vee, co było dziwne. Diel wątpił by wieśniaków był stać na takiego konia.
Właściciel
Vapen:
Ze swoimi rozmyślaniami pozostałeś sam.
Lunaaax:
- Wy ludzie, czasem się przydajecie. W Kasuss nudy nie zaznasz. - powiedział śmiejąc się cicho.
Lunaaax
Taa... na pewno. Już się nie mogę doczekać. - pomyślała z sarkazmem. Tym razem siedziała już spokojnie.
Właściciel
Lunaaax:
Podróż była szybka i nad ranem udało Wam się trafić pod Kasuss.
//Zmiana tematu. Ja zaczynam.//
Właściciel
Adv:
I tak oto po ucieczce z Argentu trafiłeś do tej małej i niepozornej wioski, która była najbliższą osadą.
Konto usunięte
Trochę zdyszany zaczął rozglądać się za czymś w stylu karczmy choć nie zakładał, że jakąś znajdzie.
//Jaka pora dnia jest?
Właściciel
Niestety, było to zadupie tak wielkiego kalibru, że nie było tu karczmy. Może jakiś dobry wieśniak Cię ugości.
//Późne popołudnie.//
Właściciel
Vader. Bulwa, Max:
I Wasze wesołe trio złodupców dotarło wreszcie do jakiejś wioski. Wygląda na nader łatwy łup, nieprawdaż?
Splunął i wyszczerzył zęby jak pirania.
-Dawno nie zaspokajałem swych żądzy. Czas odebrać to z nawiązką.
-Czy aby na pewno jest to bezpieczna wioska co do przejęcia?
-Najwyżej zdechniemy. Ból i krew są zapłatą za piękno bitwy!
Rzekł idąc w stronę wioski.
- Przygotowuje ktoś jakąś pułapkę? Bo mogę ich tam zwabić.
Zapytał się, idąc w stronę wioski.
-Jeżeli on ich wszystkich zabije, to nici z eksperymentów.
Ruszył za nimi.
Właściciel
No i zbliżacie się do wioski najprostszą z możliwych dróg.
-No to lepiej szykujcie pułapkę, bo zamierzam ich przepędzić.
Zaczął tworzyć na niebie zbieraninę koszmarów mieszkańców.
-Ja zagadam. Wyglądam najnormalniej z was wszystkich i nie znam żadnej podejrzanej magii.
Rzekł głaszcząc swego Tygrysa i dając pasek suszonego mięsa jastrzębiowi. Poszukał największego i najbardziej zadbanego domu w wiosce.
//Absurd nie?
Zatrzymał się.
-To ja... popilnuję drogi.
Właściciel
//Zanim przejdę do już z góry ustalonej fabuły: O jakich "koszmarnych mieszkańców" chodzi, Maksiu?//
//Różnorakie. Od zwykłych pająków, po jakieś wyjące dusze. Może jakieś potwory? Po prostu, coś co przestraszy chłopków.
//Zpleć zaklęcie, ale go jeszcze nie aktywuj. Najpierw zastraszymy, później pokażemy im naszą siłę.
Właściciel
Gdy tak ustalaliście plan i sposób działania, usłyszeliście krzyki, z pewnością nie wywołało ich ani Wasze przybycie, ani magiczne koszmary. Więc co?
Milczał, oddając te sprawy innym.
Nie był na tyle głupi, żeby tam iść. A jak pośle Victora, to ten nic mu nie powie. Spojrzał się na trzeciego towarzysza, patrząc na jego reakcję.
Ruszył przed siebie zdejmując z pleców miecz. Przygotował zwierzaczki do ataku i postarał się przyzwać nowe z okolicy.
Właściciel
Vader:
Jeden przyjął ten samą strategię, co Ty, drugi ruszył dupę.
Max:
I ruszył, z bronią w ręku.
Bulwa:
Słyszałeś kolejne ryki i krzyki, zauważyłeś też jednego z wieśniaków, który pada na ziemię z plecami pełnymi prosto wykonanych, acz skutecznych, strzał.