Moderator
-Interesy z elfami nie mniejsza. - Odpowiedział i zaczekał, aż załaduje.
Właściciel
Ładunek byl po chwili gotowy
- Także ten, niech Floiris błogoslawi ci na nowej drodze życia, czy coś.
Moderator
-Dziękuję. -Po czym zabrałsię za transport taczki do pani Kriegsmeister.
Właściciel
Nie zajęło ci to zbyt dużo czasu. Po chwili byłeś u swojej 'cioci'
-Oh już jesteś ? Całkiem szybko ci to poszło.
Moderator
-U elfów należy widzieć, czego chcesz i nie dać się omamić. - Po czym podał dwie bele materiału.
-Proszę. Elficka jakość. Jak nie będzie tej słynnej jakości, to zobaczy.
Właściciel
- Hmm wygląda to schludnie. Powiedz, dlaczego wziąłeś dwie barwy, które zazwyczaj nie są łączone od tak o w tkactwie ?
Moderator
-Dwie sprawy... Pierwsza z nich jest taka, że moim herbem jest czerwona róża w płomieniach... A dwa... Jestem magiem wody. Słyszałem, że drakkeni wody upodobali sobie właśnie ten kolor.
Właściciel
-... ale co mają drakkeni do twojego małżeństwa chłopcze ?
///Boi! //
Moderator
//No nie tak bardzo. Ma prawie 30 lat.
-Myślałem, że się zainspiruję. Dzisiaj mamy tak wiele kontaktów z światem zewnętrzym, że pani dziadek mógł o tym tylko pomarzyć. Nasze zbożq płyną praktycxnie do każdrgo zakątku świata...
//Zakładam, że Masila jest tak jakby już w Lore.
Właściciel
//tak już trochę ma na karku, długo stała jako doradczyni Serviusa jako jedna z nielicznych potrafiąc postawić moralnie rozpuszczonego imperusa oraz zapobiegając wojnom, w sumie w pewnym sensie to dzięki jej działalności zakon paladynów został oczyszczony, nekromancji są ścigani tylko przez inkwizycję, a tolerancja rasowa trzyma się jako tako w ryzach, aż do... tego co obaj wiemy że niedługo nastąpi. //
- Dziwny pomysł. Twój ojciec raczej aż taki otwarty na inne rasy nie był, tak jak i mój mąż... z resztą za Garetha było lepiej, wszyscy byli bogatsi, było bezpieczniej, a imperium było w stanie pokonać każdego, nawet te tffu odpukać drowy drogie dziecko.
Moderator
//Pomijam fakt, że sama jest nekromantką, ale mniejsza.
Uśmiechnął się.
-Za Garetha byłem jeszcze dzieckiem... Z resztą jak żenię się z Nordką, to tak jest... Ale z drowami walczyłem ramię w ramię z Imperatorem... I w sumie... To pewien hołd złożony Masili. Drowy się burzą... Mam informatorów... Na granicy dziwnie cicho...
Właściciel
- Krewniak imperatora z tamtych ziem przyjechal i jest zawieszenie broni... ale fakt cisza nie moze trwac wiecznie, wiec nawet jesli nie wróci ta wojna to obawiam się, że nadejdzie inny smutny czas... nie woem z jakiej przyczyny ale... jest zbyt cicho.
Moderator
-Należy optymistycznie patrzyć w przyszłość. Bądź co bądź pewne są tylko dwie rzeczy. Śmierć i podatki.
Właściciel
- Obyś nie powiedział tego w zła godzinę kochaneczku.
Rzekła z lekka humorystycznie pani Kriegsmeister
- To dobry materiał, ale porządny tabard zajmie mi trochę czasu, mógłbyś przyjść za dwa dni ? A właśnie, kiedy się żenisz ?
Moderator
-Za pięć dni i serdecznie panią zapraszam na ślub.
Właściciel
- Miło z twojej strony skarbie. Tak jak wspominałam tabard będzie gotowy na za dwa dni najwcześniej. Jeśli nie masz zbytnio zajęcia to słyszałam, że jeden szlachcic z ziem granicznych na wschodzie miałby robótkę dla kogoś mądrego, młodego i zdolnego do zarządzania pracownikami... więcej szczegółów szukaj u hrabiego Hansa van Deretha. Jest za pewne gdzieś na dworze imperusa, ale chyba dla kogoś na tyle wysoko urodzonego co ty nie powinno to stanowić problemu, czyż nie ?
Moderator
Zaśmiał się.
-Magnata o robotę... Ale racja... Trochę zaśniedziałem... Srebro śniedziej czy miedź? Myli mi się. Nieważne. Dziękuję za propozycję.
Właściciel
-Miedź śniadzieje, srebro się czerni... cóż, to raczej nie jest ciężka robota od co raczej pono jakieś umowy z pracownikami pozałatwiać... a płaci jak za Garetha.
Moderator
-Hm... Ciekawe... - Spojrzał się na panią Kriegesmeister.
-Dziękuję za informację.
Właściciel
-Nie ma za co drogie dziecko, niech ci Aurelia błogosławi.
Rzekła z uśmiechem Kriegsmeister.
Moderator
-Do widzenia - odparł z uśmiechem, po czym wyszedł i wsiadł na Kasztankę. Pora pojechać do domu.
Właściciel
Kasztanka stała grzecznie przy wyjściu z dzielnicy handlowej.
Moderator
Poklepał ją po szyi i spróbował na nią wsiąść.
-Dobra dziewczynka. Miła.
Właściciel
Rzuć sobie na zręczność, jeśli masz rękę do zwierząt albo jazdę konną to możesz odjąć od wyniku 5
Właściciel
Huh... Jak ruszyła z kopyta to po chwili bez szwanku byleś już pod bramą miasta czekając aż strażnicy łaskawie otworzą ją
Moderator
No spojrzał się na nich lekko niecierpliwie
-Panowie, proszę otworzyć!
Właściciel
-Już otwieramy wać panie, nie spinajcie waszej jedwabiście obitej życi.
Rzekł jeden z nich po czym otworzyli bramę
Moderator
No i co, wyjechał w kierunku swojeho folwarku jednocześnie pozdrawiając żołnierzy.
Właściciel
Kasztanka tak pognała, że możesz kontynuować po upływie 1k10 godzin czasu w swoim folwarku
No, jak się było w takim mieście tylko przejazdem, bądź po zakup potrzebnych narzędzi albo kruszców, to nietrudno się zgubić.
Zawrócił i poszedł w drugą uliczkę na skrzyżowaniu, cały czas patrząc, czy reszta kompanii idzie za nim, i upatrując się tego całego duszka.
Moderator
Szedłeś, szedłeś szedłeś... Za to ni ch*ja tego duszka wypatrzeć nie mogłeś. Jakby się rozpłynął w powietrzu.
//Tak przy okazji, jaka teraz jest pora dnia?//
Co mógł poradzić, że duszek jest, no w sumie nie wiadomo gdzie jest. Szedł dalej, rozglądając się tym razem nie tylko za duszkiem, a za miejscem, gdzie mógł coś zjeść.
Właściciel
Późne popołudnie, trzeciego dnia śledztwa, mieszkanie zleceniodawcy
Pan Thomas von Victus spokojnie siedział i popijał worgeńską uiskie kolejny dzień bez nowych danych na temat śmierci jego bliskich, kiedy nagle przybył posłaniec pukając głośno do drzwi.
- Wejść - zakrzyknął szlachcic biorąc kolejny łyk trunku. Nie był on w najlepszym humorze, tak samo jak wczoraj nie był i prawdopodobnie jutro też nie będzie..........chyba że nagle przez te drzwi wparuje detektyw z dobrymi wieściami w co szczerze wątpi.
Właściciel
Wpadł więc do jego mieszkania z impetem miejscowy kurier, posłaniec i goniec, który to znany był ze swojej niezdarności oraz specyficznego miana Heinricha Pankratza Filendorfa. Kiedy tak wparował aż się z rozpędu poślizgnął na dywanie i wywalił na niezbyt inteligentną twarz.
Miał on przy sobie tajemniczą kopertę, jednak teraz... pan Thomas ma na głowie omdlałego gońca, z którego zdrętwiałych rąk ciężko byłoby wyrwać kopertę bez uszkodzenia jej.
- Widzę więc że bardziej cenią szybkość niżeli inteligencję - powiedział ponurym głosem, po czym wstał z krzesła i zaczą rozglądać się za swoimi rękawicami ..... w końcu kto pracuje z rękawicami na rękach poza tymi co robią w zawodach fizycznych........
Właściciel
Heinrich powoli dochodził do siebie i położył kopertę z wielką turkusową pieczęcią na stole, gdy ty szukałeś rękawic.
- Ah widzę że już dochodzisz do siebie - powiedział spoglądając na Heinricha - A już miałem cię budzić rękawicą - Dokończył ponuro podchodząc do stołu i przyglądając się kopercie.
Właściciel
-Nie, nie trzeba dobry panie
Rzekł podlotek do von Victusa
Koperta wyglądała na dość starą, była nieco żółtawa, pieczęć była koloru turkusowo-morskiego i przedstawiała piękną posiadłość hrabiego Hockenhoffa, biologicznego ojca Thomasa, była ona opleciona czymś na kształt pnączy lub winorośli. List pachniał zapachem morza, jednocześnie też ewidentnie wyperfumowany został zapachem fiołków
Wziął kopertę do ręki i ją otworzył. To było dziwne jego ojciec nigdy przedtem nie wysyłał mu wiadomości ani nic takiego.....
- Ech w takim razie uważaj jak chodzisz, myśl zanim postawisz krok, odemnie dostałbyś w pysk rękawicą i to lekko...... co po niektórzy by Cię wychłostali.
Właściciel
- Oczywiście.
Odpowiedział mu Heinrich po czym zasalutował i wstał.
- Czy mam już iść, czy zamierza pan coś wysłać ?
Spytał
Tymczasem ty czytałeś powoli.
Drogi synu, wiem że nigdy nie byłem dla ciebie dobrym ojcem, a jedynie odległym dawcą życia, pozostającym przez całe twoje życie tylko ignorantem, który porzucił ciebie i twą matkę. Wybacz mi moje dotychczasowe winy, chciałem po prostu chronić twoje życie przed rodowym dziedzictwem Hockenhoffów. Musisz wiedzieć, że za równo w moim ciele jak i w rodowej posiadłości nastała ruina dzierżąc władze upadku i śmierci. Jak mogłeś ujrzeć na pieczęci naszej rodziny, wspaniała posiadłość twoich pradziadów dawniej lśniła świetnością i bogactwem patrzący z dumą ze wzniesienia nadmorskiego klifu na okolice. Całe życie spędziłem w tym pradawnym lokum owianym cieniami plotek i legend pławiąc się w luksusie i dekadencji od najmłodszych lat, ale gdy dorosłem byłem już tym wszystkim zmęczony, tą niekonwencjonalną ekstrawagancją i przepychem. Wedle podań ludowych z rodzimych mi ziem posiadłość miała ukrywać w sobie bramę do nienazwanego źródła potęgi i nieśmiertelności. Niestety jak się później okazało zamiast zyskać dostęp do wieczystego życia utraciłem tą marną resztkę zdrowia, która dotychczas mi towarzyszyła podczas badań w posiadłości i śmiertelnie się rozchorowałem. Słyszałem, o twojej tragedii, nie wiedziałem jak poruszyć ten temat wcześniej, ale nie możesz dać się zastraszyć i zmanipulować. Winni nie pożądali krwi twoich bliskich, ale twojej własnej, wszak krew nasza jest warta więcej niżli ci wpojono na jej temat. Pamiętaj, nigdy nie przelewaj jej bez potrzeby, nie marnuj daru nadanego ci z racji urodzenia... i na litość, zaklinam cię, jeżeli to czytasz za pewne już wyzionąłem ducha i moja rodzinna posiadłość zostanie częścią testamentu, błagam cię synu przybądź na otwarcie testamentu, nie pozwól by trafiła ona w niewłaściwe ręce, a twoje pytania zyskają kierunek należny byś mógł odnaleźć odpowiedzi....
~ graf Willard von Hockenhoff, twój grzeszy i pokutujący na łożu śmierci ojciec~
Thomas chwilowo zaniemówił ..........to naprawdę nie było tym czego się spodziewał......ludowe podania, eksperymenty, nieśmiertelność? Nie mówiąc już o tym że widocznie jego ojciec coś mógł podejrzewać na temat morderstwa jego syna i porwania jego żony oraz siostry...... to jest wielce niepokojące.........
- Heinrich........ powiadom może niejakiego Szorloka Holmsengarda że istnieje możliwość że niedługo będę musiał opuścić Gryphynhold........ sprawy rodzinne.
Właściciel
To usłyszawszy młody goniec pobiegł do mojego biura gdzie analizowałem najnowsze poszlaki, a przede wszystkim pewien zepsuty zegarek, który najprawdopodobniej należał do jednego ze sprawców.
Kiedy ten powiadomił mnie on o nowych okolicznościach, zadecydowałem o tym, że wyruszę razem ze zleceniodawcą do jego dotychczas nie odwiedzanego mienia rodowego. Takteż po około godzinie byłem u drzwi von Victusa. Zapukałem głośno nawet jak na krasnoluda po czym poprawiłem swój płaszcz i fajkę wodną pykając ją po cichu.
- Otwarte, proszę wejść - krzyknął Thomas przy okazji przygotowując się do wyjścia, mianowicie zakładał on już swój szary płaszcz.
Właściciel
No i wszedłem dalej pykając fajkę.
-Witaj waćpanie von Victus, słyszałem, że niedługo wyruszasz do posiadłości Hockenhoff, a także że to sprawa powiązana z naszym śledztwem, postanowiłem ci towarzyszyć byśmy razem mogli dotrzeć do prawdy.
- Wspaniale - odpowiedział Thomas zakładając rękawice - Karetka już na mnie czeka, będziemy mogli wyruszyć prawie że natychmiastowo tylko........- tu przerwał zdanie i podszedł do wieszaka z którego wziął swój kapelusz - Założę swój kapelusz - powiedział zakładając nakrycie głowy.
Właściciel
Wyszedłem razem z nim i gdy tylko Thomas zakluczył drzwi, udaliśmy się do karetki, woźnicą był stary człowiek, wyglądający na niezbyt dostajnie, żeby nie powiedzieć biednie.
- Pochwalony Dominus i Aurelia najczystsza.
Rzekł do nas
- Pochwalony, pochwalony panie Clark jak rodzina? - Zapytał się Thomas waiadając do karekti.