// mógłbyś dać taki piękny odpis w tym roku
-Bardzo. Postaram się obronić ciebie jak najdłużej... ale raczej kroić chleb umiesz?
- Chyba. Po co mnie bronić?
//chyba nie dodałeś tu kwestii ze swego życia?
///Pfff
-Jesteś dzieckiem. Choć nikt nie zabije kobiet i dzieci, to jednak to są bandyci.
- A pan jest kapitanem. Dotychczas jakoś nie należała mi się obrona i nie widzę podstaw, by się to miało zmienić.
//tzn?
Na te słowa podał mu lunetę.
-Sam zobacz, kto u nich jest na dziobie.
Nordowie, Orki, nawet Nagowie. Z lekka przewalone, prawda?
Nadal nie widział sensu w obronie dla niego. Zaklął pod nosem i oddał lunetę.
Nie tyle obrona jego osoby, jak pełnienie roli żywej tarczy. Dlatego będzie obok kapitana.
Teraz to ma sens. Podreptał posłusznie za kapitanem.
Kapitan ruszył obok sternika, gdy wszyscy już dostali broń.
-Łucznicy i kusznicy bądźcie gotów! Balisty skierował we wroga!
Podreptał nieco szybciej.
No cóż, on nigdzie się nie ruszył. Zauważyłeś Profesora i Silvo. Obaj współpracowali ustawiając baistę na dziobie w kierunku wroga.
Miał nie odchodzić, to nie odchodził.
Kapitan nadal wydawał rozkazy, dzięki czemu szybko ustawiono się w pozycji bojowej.
Słuchał ewentualnego rozkazu skierowanego do niego.
Ten się nie pojawił. Wypuszczono dwa ostrzegawcze strzały, a pomimo to wróg nadal płynął w ich kierunku.
-Ma taran! Wyminąć! Wyminąć go!
Nie znał się na tym, więc kręcił się blisko i nie przeszkadzał.
//Jeszcze raz, a będzie uśmiercenie postaci i ban///
W końcu okręt wroga zbliżył się na tyle, że obie strony mogły strzelać. Trzymaj głowę nisko.
No i dobrze, bo jeden bełt przeleciał mu nad głową.
E tam, tak czy siak by nie bolało.
Pewien dowódca, którego wszyscy znają, byłby zadowolony z takiej odwagi. Reszta natomiast szykowała się do długiej walki.
Nadal nie miał pojęcia co ze sobą zrobić, więc po prostu nie odchodził i starał się nie stać w miejscu.
No cóż, okręty w ostatniej chwili się minęły. Z obu jednostek łucznicy zaczęli strzelać do wrogów. O ile nie wiesz o stratach wroga, to u was upadło trzech. Ranni, na szczęście.
-Kadir! Odciągnij ich do magazynu!
Zajął się tym z głupią miną na twarzy. Może dlatego, że zazwyczaj sam był brany za rannego z jakiś tam powodów, które nie do końca rozumiał.
Pomógł mu w tym inny, silniejszy marynarz. Mniejsza jednak o tym, schroniliście rannych, a pokładowy medyk zajął się nimi.
Wobec tego wrócił do kapitana.
Dotarł tam, okręt zaliczł kolejną taką akcję, tym razem jednak wasi zamierzali dać im popalić z balist.
Nie znał się też na tym, po prostu czekał na rozkazy.
///Usprawiedliwiam się tym, że zawsze dokładnie analuzje wątek fabularny.
Kapitan podał mu tarczę.
-Będzie gorąco, osłaniaj mnie i siebie.
Bardziej osłaniał kapitana, czując jednak, że niedługo wyleci mu to z rąk.
No cóż, tarcza podziałała. Głównie przez to, że trafiły w nią dwa bełty, które na szczęście nie obaliły Kadira. Tymczasem część wrogów przeskoczyła na linach na wasz okręt i rozpoczęła walkę.
No cóż, w jego kierunku ruszył jeden Nord, ale szybko padł od ciosu topora jednego z waszej załogi. Chwilę później inny Nord wyrzucił za burtę ziomka z toporem zabierając mu broń, ale i tak zginął od trzech strzał wypuszczonych przez waszych łuczników.
Nie czuł żalu. Widział jedynie kolejną śmierć w życiu. Tym razem jednak nie czuł jedynie adrenaliny pchającej ku przeżyciu. Czuł jakiś cel. Może głupi, ale jakiś. Nadal robił to co wcześniej.
No cóż, kolejna strzała zatrzymała się na tarczy, a wasi poradzili sobie z intruzami. Znów okręty się od siebie oddaliły.
Spojrzał w stronę kapitana. Nie dostał innych rozkazów, więc siedział cicho i nie myślał nawet, czym mógłby się zająć.
Kapitan jednak szybko coś mu znalazł.
-Idź do jednej balisty. Będziesz pomagał z ładowaniem.
No cóż, bełty do balisty były duże, ale wraz z nim miał pracować jeden z marynarzy. Miał tarczę na plecach, co warto zrobić również u siebie.
Spróbował zrobić podobnie, pp czym zajął się pomaganiem.
Udały się dwie rzeczy, a załadowana palista wystrzeliła i kogoś zestrzeliła, bo chwilę później zarówno pocisk, jak jeden z wrogich orków wpadli do wody. Nigdy już z niej nie wypłyną.
Cóż, skoro go nie pogoniono, pomagał dalej.
Druga, tym razem wbiła się w dziób okrętu wroga.
Och. Nie za bardzo wiedział jak to skomentować.