I co z tego? Kawałek, czy nie kawałek, chłopak szedł posłusznie.
///Pomijasz nudy i fabułka, czy nie?
//chcę wiedzieć z jaką bandą mam do czynienia, może poznam jeszcze kilka osób
///Nie są oni ważni, więc...
// k, przewijamy ze względu na ciebie, mistrzu
Po zapoznaniu się z załogą przyszedł czas na ostatniego, czyli na kucharza.
-Uważaj na swoje palce młody. Choć może zasięgniesz z nim wspólnego języka.
- Wątpię... - odrzekł niemal niesłyszalnym szeptem. Wyprostował się jednak, odruchowo ręce kierując do tyłu.
-No cóż, też przez jakiś czas był niewolnikiem. Wcześniej pracował w cyrku, ale go wyrzucono.
// :3
Spuścił głowę, po plecach przeszedł mu zimny pot. Nie odezwał się i uśmiechnął pod nosem z myślą o rychłej śmierci.
Pokiwał głową, wyobrażając sobie, że idzie na występ.
Victor pierwszy zapukał o drewno.
-Silvio? Może byś poznał nowego załoganta?
Z głębi kuchni udało się przerażonemu chłopakowi usłyszeć przekleństwo, a następnie odsuwane krzesło. No i lekkie popchnięcie do środka przez Kapitana, by chłopak mógł uścisnąć dłoń kucharzowi.
Ryzyk fizyk. Uśmiechnął się głupio, nie ma przecież czego się bać, nie? Na występach, na treningach, kolejna kosa pod żebro. Wszedł do środka.
- Chyba jednak obędzie się bez przedstawiana się, panie kapitanie.
- Zbyt długa historia, by opowiadać, nieprawdaż, Silvio? - Roześmiał się, tym razem szczerze. Było to trochę bezsensowne, ale gdy wiedział, z kim ma do czynienia, przestawał się bać.
// wherever you go, whatever you do, i will be right here waiting for you
-Racja, Kadir.
Z kuchnii wyszedł mężczyzna, który z pewnością już nie przypominał Silvia, jakiego znał młodzieniec. Po pierwsze, znacznie schudł, ale też stał się jakby wyższy. Ubrany w cywilne ciuchy koloru granatowego sprawiał bardziej wrażenie mieszczanina, niż cyrkowca. Nogawki spodni były włożone w wysokie, skórzane buty, na których było już widać trochę plam. No cóż, praca w kuchnii nie pozwala zawsze zachować idealnej czystości. W ręcach, spracowanych i z widocznymi żyłami trzymał obierkę do ziemniaków, a u pasa miał wiele przeróżnych noży. Na szczęście żaden z nich nie przypominał takiego, jakim Silvo rzucał w Kadira podczas występów. Jednakże najbardziej zmieniła mu się twarz. Bez brody i wąsów, z włosami związanymi w kucyk. Wdzięku wojownika dodawała mu też ogromna blizna ciągnąca się od czoła, przez oko i usta, aż do brody. Czyżby pamiątka po jakieś walce? Jeżeli tak, to miał szczęście, że przeżył. Pod prawym, całym okiem miał tatuaż przedstawiający trzy łzy i sztylet. Jednak oczy pozostały takie same przez te wszystkie lata. Czujne, prawie mordercze. Gdyby potrafił, to już teraz dzieciak stałby w ogniu.
Prawdopodobnie i tak zaraz zapłonie. Przecież u Silvia raczej nic się nie zmieniło. Chłopak spoglądał na nożownika ze zbaraniałą miną. Miał ochotę dowiedzieć się wprost wszystkiego.
- Kopę lat, nie? - Albo zginie albo wyjdzie.
- A ty w ogóle. - Zrobił lekki krok w tył.
-Nie bój się mnie.
Spojrzał się tak, że można było się domyślić drugiego zdania. Nic ci nie zrobię przy kapitanie
- Przecież cię znam. Poza tym, mam ważne zadanie i miałem tu przyjść tylko na momencik. - Rzucił zobojętniałe, znane nożownikowi niegdyś, spojrzenie. Wciąż się przecież uśmiechał.
-Wpadnij jeszcze. A na obiad są ziemniaki i kotlety.
Odwrócił się i wyszedł. No, to ostatni raz, gdy nie dostanie nożem w plecy. Świat jest uroczy. Przynajmniej Silvio chyba go nie zje, miał taką nadzieję.
Oby, choć wyglądał na głodnego.
-No, to już znasz całą załogę.
- Nie wiem, czy wszystkich spamiętam. Co teraz mam zrobić?
-Idź do magazynu, pójdę po tego nauczyciela.
Poszedł więc do magazynu. Zastanawiał się, czy Silvio załatwiłby co chciał nim przyjdzie kapitan. Kadir nie zamierzał się bronić panem Victorem, wiedział, że był po prostu własnością, która powinna być posłuszna i w miarę nieuszkodzona.
Na jego szczęście pierwszym, który się zjawił był starszy mężczyzna z włosami zaczesanymi do tyłu i ze szkiełkami na nosie. Wynalazek Elfów? No cóż, miał on ze sobą kilka książek.
-Witaj, ty jesteś Kadir tak?
- Jestem. Czy coś się stało?
- A ja jestem najgłupszą istotą na ziemi. Tak twierdził mój ostatni nauczyciel.
-Pewnie nigdy nie widział debila wśród ogrów.
- Nie znam się na ograch.
-Są dość głupie. Jeżeli więc kogoś wśród swoich nazywają głupkiem, to jest to arcymistrz w swoim fachu.
//I'm still standing, yeah, yeah, yeah
///Możemy przewinąć jeszcze trzy dni i wtedy będzie umieć czytać i pisać. Nie jak profesor, ale tak, żeby mógł już coś robić.
//ale on umie czytać
Czemu ty co chwila przewijasz
////Teraz to robię specjalnie :V
//ja wiem że za mną nie przepadasz, ale jaki właściwie jest w tym sens?
///NGAHH. Nie no serio, ten utwór tak się nazywa.
Trzy tygodnie żeglugi i nauki z profesorem, a już mógł pisać z zamkniętymi oczami. Szybko i wyraźnie. To tylko świadczyło o pozycji Profesora. W międzyczasie nie zdarzyło się nic tajemniczego w magazynie, a Silvo również stał na uboczu i nie wtrącał się w życie Kadira. Jednak wszystko musi się skończyć...
Kadir nie zaczynał panikować, właściwie nie czuł przerażenia. Spodziewał się, ale nie wpadł w paranoję. Po prostu oczekiwał nieoczekiwanego.
No, jak na razie to tylko Profesor zakończył naukę.
-Na dziś koniec, świetnie ci idzie.
To jest naprawdę podejrzane, że ten nauczyciel jest taki miły.
- Co ja miałem teraz robić?
-Zająć się chyba swoimi obowiązkami magazyniera?
Skinął głową i poszedł sobie, jak zwykł robić.
No cóż, to Profesor opuszczał magazyn, w którym przesiadywał Kadir, więc dość szybko chłopak trafił na swoje miejsce pracy.
//Magister z W1 w angielskiej wersji nazywał się Professor, teraz będzie mi się kojarzyć xD
Więc usiadł sobie tam gdzie zazwyczaj sobie siadał i począł wykonywać dzisiejsze obowiązki