- Aha, rozumiem.
Pomyślał, że jego pan będzie zadowolony, że w takim miejscu nie będzie się plątał pod nogami.
No w sumie, to on miał tutaj pracowąc.
-Pisać umiesz?
- Oj... zapomniałem. Nie umiem. - Zmrużył oczy, oczekiwał chyba ciosu i oskarżenia o kłamstwo. Spuścił ze wstydem głowę.
Westchnął.
-Nie szkodzi. Jest to pewna przeszkoda, ale myślę, że nauczyciel pokładowy szybko ją wyeliminuje.
Zadrżał. Wolał od razu wiedzieć, jak będzie karany, ta cała sytuacja wydawała mu się całkiem podejrzana. Czuł się niepewnie, a nie chciał się za bardzo przyzwyczajać do dobrego traktowania. Bał się, cholernie bał się nie wiedzieć, co go może czekać.
Zauważył, to pewne.
-Coś ci jest?
Bardzo chciał zaprzeczyć, ale nic z tego nie wyszło.
- Przyzwyczaiłem się, że szybko się dowiaduję, jak mocno biją za błędy. Gdy nie jestem tego pewny, denerwuję się.
-Obowiązuje cię taki sam regulamin, jak resztę załogi. Nie zabijaj swoich, słuchaj się kapitana, nie kradnij, nie zdradzaj i tak dalej. To, że czegoś nie umiesz nie oznacza, że jest to błąd. Zwłaszcza, że można go wyeliminować.
Zatkało go na dłuższą chwilę, nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
- Musi być pan naprawdę dobrym człowiekiem. Takich jak ja się traktuje o wiele gorzej.
Znów spuścił głowę, za pasmem włosów ukrywając spływającą łzę. Nie do końca wierzył w swoje słowa, przeczuwał, że rzeczywistość jak zawsze sprowadzi go do parteru.
Zauważył to.
-Hej, ale chyba nie płaczesz, prawda? Cholera, jak oni musieli cię traktować...
- A jak mają traktować słabego podrostka sprzedawanego raz po raz?
Zebrał się w sobie i uspokoił. Przyszedł służyć, a nie płakać. Wyprostował się.
-Jak człowieka, którym nadal jesteś.
- Jeśli pan jest człowiekiem, to chyba pierwszym, jakiego spotkałem. - Uśmiechnął się fałszywie. - Czym mam się teraz zająć?
- I tak będę musiał ich poznać.
-Najlepiej przy kolacji, albo przed nią.
-Najpierw przedstawię ci kwatermistrza i werbownika. Pewnie jak zawsze grają w kości.
Ruszył na górę.
-Kucharzowi dajmy trochę czasu, dobrze?
- Czy coś z nim nie tak? Albo mnie zje?
-Kanibal to nie jest, ale... no cóż, obecnie używa swoich noży, więc nie chcę, byś był w niebezpieczeństwie, dopóki nie skończy obierać ziemniaków.
Może chodzi mu o wydane pieniądze? Innego wytłumaczenia nie ma...
Skinął posłusznie głową, dalej idąc za swym panem.
Ten zaczął go prowadzić na miejsce za sternikiem. Po ilości tamtejszych skrzyń i osób można jasno zrozumieć, że toczył się mały hazard.
Nie umiał za dobrze grać, więc znał się odrobinę, ale unikał hazardu. Szedł sobie spokojnie za swym panem.
///Helo.
No cóż, tam były osoby, z którymi miał się poznać.
-Roderick, Hektor? To nasz nowy załogant, Kadir.
-Witaj Nowy.
-Przydzieliłeś już mu funkcję Victor?
-Tak, będzie pracował w magazynie.
Milczał, spuszczając wzrok na grę, którą im przerwał.
Nie wyglądało na to, że przerwał ją w ważnym momencie.
Cóż, nie baczył na to, patrzył raczej na to, co to była za gra. Równocześnie bacznie przysłuchiwał się rozmowie.
To niestety były pytania do Kadira.
-Jak znalazłeś szefa?
-Oraz gdzie się poznaliście? Przy piwku? Trochę młody jesteś...
- Przegrałem z panem kapitanem duszę w karty. - Wkurzały go takie durne pytania.
Nie odpowiedział, nie wiedział o co chodzi.
//pewnie się nie dowiem w co grali
///Życie prywatne Abbei, wbrew pozorom też je mam.
-Nie.
-Jak tam uważasz... zagrasz z nami?
//życie prywatne rozumiem, nie wątpię, ale po prostu odpisywałeś na wiele innych i myślałam, że zapomniałeś
Dalej milczał, uznał, że to nie do niego.
A jednak, to było do niego.
Spojrzał na nich jak zdziwiony kot. I nadal próbował się dowiedzieć w co grali.
W kości.
-No... grasz, czy nie?
-Nie musisz grać pierwszy raz na pieniądze...
- Słyszałem, że nie można nie grać na pieniądze. - Właściwie sam sobie to dopowiedział, jako że nigdy nie widział takiej towarzyskiej rozgrywki.
-Być może.
-Mniejsza o tym chłopaki, jeszcze nie teraz. Jeszcze trzeba go zeznajomić z załogą, prawda Kadir?
Niemrawo przytaknął, myśląc o ukrytych w ubraniu monetach. Nie chciał ich przepuszczać na grę w kości.
Victor więc się odwrócił.
-No, czyli zgoda. Tutaj jeszcze ze sternikiem.
Poszedł w milczeniu za panem Victorem.
No cóż, sternik nie był daleko.
///Mogę to przewinąć i przejść do fabuły, chyba że ci się to podoba.
//a ilu ich zamierza jeszcze przedstawiać?
nie jest źle, próbuję zachowaniem Kadira wyprowadzić nieco z równowagi kapitana, ale kiepsko coś idzie ;v