Właściciel
Były ledwie dwie, obie rasy ludzkiej, prawie że bliźniaczo podobne.
Przyjrzał się im jeszcze coby wiedzieć do kogo przynależą.
Właściciel
Tym razem to już wyższa półka, a więc Armia Królewska.
No to teraz lepiej zobaczyć czy już ktoś się do nich nie przystawia/z nimi nie siedzi.
Właściciel
Siedzią razem przy jednym stoliku, w otoczeniu dwóch mężczyzn i Elfa.
-A niech to cholera.- Pomyślał sobie nieco wzdychając, a następnie dalej popijał miód z kufla.
O ile te postanowiło się już skończyć to odstawił kufel i udał się do wyjścia, w końcu zapłacił za napój.
Właściciel
Zapłaciłeś, więc nikt Cię nie zatrzymał i mała ilość trunku poskutkowała tym, że trafiłeś bez problemu do drzwi.
Postanowił wrócić na dach swojego domu w znany sposób używając windy, stamtąd jak zawsze rozłożył się na poduszkach i zaczął popalać fajkę wodną, obejrzał też porę dnia oraz to co dzieje się w okolicy.
Właściciel
Okolica spokojna, a dochodzi już późne popołudnie.
-No to jutro czeka mnie kolejna robota.- Powiedział do siebie, a następnie odłożył fajkę do kufra i udał się przez klapę do swojego domu, coby mógł coś przekąsić przed snem, a następnie iść spać.
Właściciel
No i, nie przedłużając, obudziłeś się rankiem.
No to jego zadaniem było z rana umycie się, ubranie, śniadanko i w drogę, najlepiej na przemysłową czy też do tego pseudo obozu milicji.
No i tak Cedric wraz ze swoimi towarzyszami goblinami udał się do karczmy, do której miał zanieść ich zamówienie.
Właściciel
Karczma pełna była klientów, więc Wasze przybycie wzbudziło niemałą sensację.
Wzruszył jedynie ramionami i podszedł do karczmarza odkładając zamówienie na ladę, swoje dwie butelki miał dalej dla siebie.
-Całkiem ciekawa gromadka, ale niektóre alkohole to raczej nie dla mnie.- Powiedział śmiejąc się.
Właściciel
- Faktycznie, zapomniałem wspomnieć, że jeden z nich nadaje się do pica wyłącznie przez Gobliny. Oni uważają to za rarytas, a my... cóż, wręcz przeciwnie.
-Zgaduję, że miał fioletową barwę? Jeżeli tak to chyba wiem czemu tak uważamy.
Właściciel
- Próbowałeś? - spytał, ledwo powstrzymując cisnący się mu na usta śmiech.
-Miałem zaszczyt, tak to ujmę. Zapewniali doznania smakowe i tego dotrzymali, mam nadzieję, że jeszcze mi zmysł smaku po tym zostanie.
Właściciel
- Raczej powinien, nie martw się.
-Oby, jak nie będę w stanie innych posmakować, to będę bardzo zły.
Właściciel
- No, ale widzę, że dostałeś co chciałeś i odebrałeś moje zamówienie. Postaw je gdzieś, później zaniosę na zaplecze. Jak chcesz, to zgarnij butelczynę lub dwie, w ramach wdzięczności.
-No i to jest dobra zapłata!- Powiedział przytakując głową, a następnie postarał się o przeniesienie butelek w jakieś bezpieczne miejsce gdzie to klienci nie będą sięgali.
Właściciel
Zaplecze nadawało się do tego idealnie, a i ciężko było nie trafić, więc zaniosłeś tam alkohol.
No to teraz spojrzał co w tym transporcie się znajdowało, coby mógł sobie wziąć jakąś butelkę.
Właściciel
Alkohol wyrabiany z Barq, czyli to, co piłeś niedawno.
No to z tego czegoś postanowił wziąć dwie butelki, niesamowicie przypadł mu smak tego alkoholu. Mając już cztery butelki alkoholu wyszedł z zaplecza i skinął jeszcze głową do karczmarza udając się już do swojego domu.
Właściciel
Trafiłeś tam bez problemów.
//Zmiana tematu. Wyjątkowo ja zacznę.//
Praktycznie wbiegł na rynek ze wściekłym wyrazem twarzy, jego zadaniem na obecną chwilę było znalezienie tego sprzedawcy futer i zrobienie sobie z jego skóry pamiątki.
Właściciel
Tam gdzie go wcześniej znalazłeś nie było już ani jego, ani kramu.
To był dobry moment, by zapytać jakiegoś innego handlarza, który był rozsądnie blisko kramu tego kogo szukał.
Właściciel
- Ano zwinął interes jak zawsze, z tym że dziś jakoś szybciej. - wyjaśnił Ci jego sąsiad, również handlarz, lecz akurat ten sprzedawał i skupował metale szlachetne.
-Hmm... A wie pan gdzie mieszka, miał mi zapłacić za wykonaną robotę, a tak zniknął, nie chce mi się czekać do rana z odebraniem tych pieniędzy.
Właściciel
- Mieszka w domu niedaleko karczmy, okazały dom, ciężko przegapić.
-Bardzo panu dziękuję.- Powiedział i skinął do mężczyzny głową, a następnie wraz z jego instrukcjami ruszył pod dom tego handlarza.
Właściciel
I trafiłeś tam bez problemów. Dom otoczony był żelaznym ogrodzeniem. Posiadł także bramę, przed którą stało dwóch goryli, każdy wielki jak szafa trzydrzwiowa. Odziani byli w pancerze płytowe i hełmy, a w dłoniach dzierżyli halabardy. Jakby tego było mało, każdy miał przy pasie po jednym mieczu i buławie.
No to najpierw wypada podejść do tego grzecznie i zagadać ze strażnikami oraz sprawdzić jak ten dom jest daleko od jakiejś reszty dzielnicy, by wiedzieć czy może sobie pozwolić na mord w biały dzień.
-Witam panów, przychodzę do właściciela domu, ponieważ ma mi wypłacić złoto za wykonaną robotę.
Właściciel
- Papier. - powiedział jeden i wyciągnął dłoń.
Cóż, walka nie obejdzie się bez rozgłosu, gdyż koszary Milicji były blisko, a karczma właściwie po sąsiedzku. Jak to w Starej Dzielnicy kręciło się tu multum przedstawicieli różnych ras, zajętych swoimi sprawami. Nie brakowało też mniejszych straganów, głównie ludzi mieszkających w lesie lub na Przedmieściach, którym nie opłaca się wędrować z towarami dalej.
-Wasz szef nie obdarzył mnie nim, śpieszył się i szybko zawinął interes, a potem wrócił do swojego domku.
Właściciel
- Szef zawsze daje papier. - powiedział pewnie. - Raz nawet jak mu ktoś coś ze straganu zwędził, to najpierw dał papier, a później kazał gonić.
-No, pewnie jeszcze ten złodziejaszek się zgłosił tutaj.
Właściciel
- Hę? - spytał strażnik, chyba nie rozumiejąc. Najwidoczniej handlarz gustował w umięśnionych, ale niezbyt inteligentnych, strażnikach. W sumie jak wielu.
-Eh, nieważne... Kiedy indziej po te złoto wrócę...- Powiedział i machnął ręką odchodząc, więcej tutaj zrobić nie mógł, a fałszować nieznanego dokumentu nie potrafił.
Właściciel
No i odszedłeś, a strażnicy jakoś nie mieli ochoty Cię zatrzymać.
Dziś na pewno nie dokona zemsty za to co zrobił, ale i tak musiałby się dowiedzieć czy to on ją wykonał, a bez dowodów do milicji nie ruszy. Skoro i tak miał niewiele do roboty to przyczaił się na jakiejś ławce kawałek od domu handlarza i czekał, może ktoś stamtąd wyjdzie lub też ktoś tam wejdzie.
Właściciel
Nikt, jedynie jedna kobieta w stroju służki opuściła dom, żegnana pewnymi nie do końca czułymi słówkami przez dwóch ku*ewsko wielkich strażników.
-Barbarzyńcy...- Powiedział obserwując służkę, a następnie ruszył za nią, gdy ta zeszła już z oczu dwój górom mięsa.