- Połóż to na ziemi i kopnij w naszą stronę.
Położył zawiniątko na ziemi i kopnął. Tak jak mu kazali. Uniósł lekko ręce w obrończym geście, że nie ma niczego innego.
W takim razie poszukuje takich osób
Zero:
Znalazłeś dwóch poruczników i komandora.
Death:
Podczas, gdy dwaj mierzyli do Ciebie z DC, ten ze strzelbą odwinął bluzę i przyjrzał się głowie Szaraka wraz z hełmem.
-I jak? -dotknął lekko ramienia. Syknął cicho czując ból. Te rany powinny zapewnić mu, ich wiarę.
-Było ich trzech. Udałem, że chce im coś powiedzieć i dwóch z nich poszło za mną do uliczki. Zabiłem ich i wtedy dostał tylko ten jeden. -machnął ręką wskazując na głowę. -Zranił mnie strzałą ale był blisko i musiał walczyć nożem... Drasnął mnie ale... No udało mi się wyjść z tego cało. - Może to podstęp? Gdybym powiedział, że był daleko, nie uwierzyliby, że uniknąłem strzałów... Westchnął w myślach.
- A wziąłeś ze sobą jakiś sprzęt, broń, cokolwiek?
Zaczyna rozmowę od zasalutowania starszym stopniem - Sir, chciałbym zapytać o aktualne misje.
-Na to zadanie? Oczywiście. -uśmiechnął się. Jeżeli chodziło o broń Szaraków, to już przeklinał siarczyście w głowie.
Zero:
- A jakie dokładnie misje Cię interesują? - odrzekł pytaniem na pytanie.
Death:
- Ich broń czy sprzęt. - doprecyzował.
- Chodzi o to czy coś zabrałeś. - dodał drugi.
Broń... Cholera... Mogłem zabrać mu ten nóż... Na pewno tego nie zrobiłem...
-Niestety nie... -mruknął cicho patrząc w ziemię.
- Aha. Kazałbym Ci wrócić, ale to pewna śmierć, więc musimy zadowolić się tym co mamy.
Skinął głową.
-Dziękuję. To jak będzie? -spojrzał na nich z cierpliwością.
- Nie ważne jest, jaka to byłaby misja. Najważniejsze jest, byśmy mogli coraz skuteczniej walczyć z naszymi wrogami. No może tylko ważne dla mnie, by to była misja dla pilota.
Death:
- Pierwsza część testu za Tobą. - odpowiedział strażnik.
Zero:
- Obecnie żadnej misji lotniczej nie planujemy.
Death:
- Pierwsza część testu za Tobą. - odpowiedział strażnik.
Zero:
- Obecnie żadnej misji lotniczej nie planujemy.
Skinął głową. Przypuszczał coś takiego.
-Co mam zrobić teraz? zapytał bawiąc się końcówką bluzki.
W odpowiedzi wskazał na krzesło stojące pod ścianą.
- Zaczekaj, a ja pójdę po niego.
-No.. dobrze... -usiadł najzwyczajniej w świecie we wskazanym miejscu.
Jeden ze strażników wyszedł, ale pozostali nadal w Ciebie celowali.
Siedział spokojnie. Powstrzymywał ochotę założenia nogi na nogę. Patrzył na nich wzrokiem bez wyrazu.
- Dziękuję za informacje, Sir. - Po zasalutowaniu odchodzi
Zero:
Więc odchodzi. Tylko gdzie?
Death:
W końcu strażnik wrócił, z blondynem po trzydziestce, z niebieskimi oczyma. Podstawił mu krzesło, a ten usiadł naprzeciw Ciebie.
//Ojojoj... Jest podobny do niego...
Spojrzał na niego uważnie. Czy coś mu nie pasowało? Może i... Wolał o tym nie myśleć. Gdy już go całego oglądnął, jego wzrok spoczął na jego niebieskich oczach. Na razie wolał milczeć. Niech mężczyzna wykona pierwsi ruch.
- Więc... Czemu chcesz dołączyć do Kompanii? - zapytał, składając dłonie w piramidkę.
-Chcę wam pomóc w walce z Bezimiennymi. -powiedział bez zbędnego zastanawiania się.
- A dlaczego chcesz z nimi walczyć? - drążył.
Nie miał w tej chwili nic do roboty, więc udał się do kantyny (chyba będzie coś takiego tam)
-Gdyż zamordowali moja rodzinę... -westchnął ciężko, jakby ciężko było mu o tum rozmawiać.
Death:
- Rozumiem, ale zemsta nie jest dobrym paliwem. Zbyt szybko się wypala. I zbyt często wybucha.
Zero:
Było małe pomieszczenie, nazwane potocznie Klubem, gdzie ludzie grali w karty, wspominali bitwy, rodzinę czy przyjaciół oraz chlali na umór alkohol z kontrabandy.
Niestety nie za bardzo przepadał za takimi rozrywkami z dwóch prostych powodów. Pierwszym był słaby łeb, a drugim niechęć do utracenia wszystkiego w karty, więc nie wchodzi tam.
-Umiem nad tym panować... -odpowiedział krótko. -Gdybym cały czas był napędzany zemstą, pewnie pozabijałbym każdego napotkanego Szaraka... -mruknął, zawieszając wzrok gdzieś w przestrzeni.
Zero:
Nikt mu tam nie kazałaby grać czy pić, ale jak wolał...
Death:
- A co mógłbyś wnieść do Kompanii?
Poszedłby na jakąś misję, ale skoro nie było żadnej dla pilotów, to musi na razie pozostać tutaj, a przynajmniej dopóki szaraki nie zakończą "kontroli"
Westchnął cicho zawieszając wzrok gdzieś w przestrzeni. -Sam nie wiem... Raczej nie wyróżniam się niczym ale chciałbym, przynajmniej w jakimś stopniu, wam pomóc...
Zero:
Mógł, więc odwiedzić jakieś inne miejsca w bazie.
Death:
- Chęci nie zatrzymają strzału z lasera. - powiedział jeden z żołnierzy.
Podniósł ręce w obrończym geście. Jak tak dalej pójdzie, to po prostu powie im, że jest Beztwarzowym. Nie napawało go to zbytnim szczęściem. Chociaż mógł grać na dwa fronty...
-No wiem, wiem... -mruknął cicho zwieszając głowę.
- Uzgodnię jeszcze coś z szefem i zaraz wrócę, dostarczając Ci to co postanowi. - powiedział i odszedł.
Damon zdążył jeszcze kiwnąć głową. No i dobrze... Westchnął w myślach. Może i uda się bez pokazywania prawdziwej natury...
Po chwili wrócił z taką nowiną:
- Przyjmujemy Cię, jednak nie jest to jeszcze decyzja ostateczna.
-Rozumiem... -odpowiedział spokojnie. Uśmiechnął się do mężczyzny. -Dziękuję.
No to, (o ile mają tam takie coś) to idzie na symulator treningowy
Zero:
Symulator był, ale na razie zajęty.
Death:
- Oddeleguję Cię do oddziału szkoleniowego. Zaczynasz już jutro.
W takim razie oczekuje w kolejce (przynajmniej nie jak za PRL'u)
Kolejka za dużo nie była, bo z trzech kadetów, jeden skończył trening, a dwaj pozostali nie mieli zamiaru w nim uczestniczyć, więc miałeś symulator tylko dla siebie.
-Oczywiście. -przeciągnął się po czym powoli podniósł z krzesła. -Gdzie mam się teraz udać?
- Jeden ze strażników Cię zaprowadzi. - powiedział i odszedł.
Gdy opuścił pomieszczenie, ten ze strzelbą ruszył przez inne drzwi, i to chyba za nim powinieneś iść.
No to wchodzi do środka i wszystko ogląda
Oczywiście ruszył za nim. Teraz powinno być spokojnie. Raczej... Oczywiście nie chwalił dnia przed zachodem słońca. Musiał się mieć na baczności.