Kurde, nie wyszło jak chciał. Wstał więc.
- Jok robota, to czymu tu przyszlimy? Nie nakrzyczo na nas za to?- Spytał się mocno zdziwiony.
//Jakby co, jad chcę sobie zachować w jakiejś buteleczce, by móc w tym strzały maczać
Konto usunięte
Bardzo ostrożnie spróbował zajrzeć przez szparę w drzwiach.
Właściciel
CC4:
//Gratuluję, wcale nie mogłeś zrobić uniku.//
W chwili, gdy młot zderzył się z Twoimi plecami już nie biegłeś, jedynie impet i siła rzutu pognały Cię metr lub dwa dalej. Jakimś cudem wciąż żyłeś, ale sporo wskazuje na to, że jesteś zwyczajnie sparaliżowany. Ork ruszył w Twoją stronę z drugim młotem.
Bulwa:
//KKK.//
Vader:
Miałeś tam jedynie proste łóżko, kufer i stolik, z czego wszystko było solidnie przymocowane do podłogi i ścian, aby nie nie obijało się o siebie, Ciebie i ogółem kajutę podczas kołysania się łajby. Podziwiając swą nową kwaterę poczułeś, że statek wypłynął z portu.
//Zmiana tematu. Zacznę Ci, gdy będziesz na miejscu.//
Max:
- Jak nie poczują alkoholu i będziesz się trzymać w miarę prosto? Nieee, zwłaszcza jeśli to Twój pierwszy raz. No, wstawaj. I nie obrzygaj podłogi z łaski swojej.
Wiatrowiej:
W środku dostrzegłeś kobietę ubraną w prosty strój służki, która obecnie zajęta była porządkowaniem komnaty, do której zaglądałeś.
Wstał więc, po czym ruszył za kompanem.
Konto usunięte
Też sobie porę na sprzątanie znalazła. Wciąż czujny, ruszył dalej schodami w górę
Właściciel
Max:
Cud, że w ogóle ruszyłeś, ale zakosami i w opierając się o ściany bądź inne przedmioty, jednakże szedłeś... Mimo wszytko, nie mogłeś nadążyć za Krasnoludem, chociaż to może i dobrze, bo w przeciwnym wypadku strumień wymiocin mógłby spaść właśnie na niego... Oczywiście, poza typowymi wadami wymiotów, miały też one swoje plusy: Powoli czułeś, jak Ci się polepsza.
Wiatrowiej:
Tam już usłyszałeś ciężkie kroki i po wejściu na piętro dostrzegłeś przechadzającego się po korytarzu osiłka w płytowej zbroi, uzbrojonego w tarczę, miecz długi i halabardę. Znajdowały się tam tylko trzy drzwi, z czego dwa były pilnowane i tylko jedne nie, ale zapewne oko mieli na nie inni wartownicy i głównie ten, który maszerował tam i z powrotem.
O, to dobrze. Próbował je jakoś przyspieszyć. Może im bardziej pusty będzie, tym mu będzie lepiej?
Właściciel
Krasnolud, widząc Twoje zachowanie, pokręcił głową z politowaniem i odszedł z powrotem do karczmy. Z bukłakiem wody wrócił dokładnie w chwili, gdy Ty w miarę stanąłeś na nogach, opróżniając do końca swój żołądek.
Jeśli wystarczy mu energii na piorun to strzela
Jeśli nie to leży i czeka na śmierć od młota
Konto usunięte
Od tego miał kadzidełko, nie? Ile tu było przestrzeni? Starał się oszacować, czy zadziała
Właściciel
Rafael:
//Teraz to już musztarda po obiedzie, nie myśl że każdy wątek będzie na Ciebie czekać tych kilka miesięcy, obaj NPC, z którymi rozmawiałeś, już dawno stąd wybyli.//
Wiatrowiej:
Korytarz był długi na jakieś siedem metrów, więc możesz skorzystać z kadzidełka, ale trochę zajmie, nim zacznie działać, a do tego czasu mogą się połapać.
CC4:
O dziwo, starczyło, a Ork padł obok Ciebie, również żywy, ale oszołomiony wyładowaniem.
Spojrzał się na to podejrzanie.
- Pij pirwszy. Wolem mieć pejwność, że to jusz normolne.
Wyjął swojego wiernego gladiusa i starał się wbić go orkowi w mózg
Właściciel
Max:
Westchnął i pociągnął solidnego łyka, a później wylała nawet część zawartości bukłaka na ulicę. Tak, to bez wątpienia musiała być woda.
CC4:
Udało Ci się, teraz możesz zająć się leczeniem samego siebie, bo żaden z walczących nie zwraca na Ciebie większej uwagi, a i bandyci zdają się przegrywać.
Wziął więc, po czym próbował pociągnąć solidniejszego łyka.
No to się leczy. Drugie warzywo w rodzinie jest niepotrzebne.
Właściciel
Max:
Tak, to zdecydowanie była woda, a gdy się jej napiłeś, poczułeś nieco ulgi, a także pozbywałeś się powoli resztek wymiocin i ich smrodku z ust.
CC4:
Ostatecznie bandyci zostali odparci, a Ty możesz się podnieść na łokciach i usiąść, ale chodzenie nadal będzie wyzwaniem.
Byli jacyś kompanie w pobliżu mogący mu pomóc?
Dopijał do końca. Chyba że już wypił wszystek, to ruszyłby za krasnalem.
Właściciel
CC4:
Zostało Was kilkunastu, więc tak, o ile ich o to poprosisz lub w jakikolwiek inny sposób dasz znać, że potrzebujesz pomocy z ich strony.
Max:
Ten rzecz jasna skierował się do portu, bo to tę część miasta mieliście patrolować. W sumie dobrze, bo zapach morskiej wody i soli nieco Cię orzeźwił, gorzej, gdy nadejdzie pora na cuchnące ryby...
//Ojejku, jak się w mieście przerzedziło w postaciach.//
Ruszył więc tam, unikając wszelkich straganów rybnych czy innych miejsc, gdzie może je spotkać.
Właściciel
Tak właściwie to wszędzie było pełno tej woni, z racji ryb w morzu, na pokładach statków, w magazynach i na straganach, ale może wreszcie uda Ci się odpocząć od tej woni, gdyż zauważyłeś, jak w jedną z uliczek kierują się mężczyzna i kobieta. Niby nic dziwnego, gdyby nie, to że w ręku tego pierwszego dostrzegłeś sztylet, który po kryjomu przykładał do pleców swojej towarzyszki...
-Halo! Panie! Po co pon czyma nóż przy tej kobietce?!
Zakrzyknął w stronę delikwenta, podchodząc tam zaciekawiony. W jego stronach tak niektórzy zdobywali baby, ale w mieście się tego sposobu nie spodziewał, więc był naprawdę ciekawe co on chce tym uzyskać.
-Hej, mógłby mi ktoś pomóc?! Jestem trochę sparaliżowany od pasa w dół!
Macha rękami
Właściciel
Max:
Nie usłyszałeś odpowiedzi, ponieważ spłoszony Twoją reakcję delikwent od razu uciekł, zostawiając białogłowę w spokoju.
CC4:
Większość miała własne problemy na głowie, ale znalazł się jeden człowiek, który podniósł Cię, ale później nie wiedział zbytnio, co zrobić, bo posadzenie Cię czy położenie gdziekolwiek nie ma większego sensu, prawda?
- Ej! Ponie! Chcem odpowiedź! Lopoć go!
Wrzasnął do miejskiego pospólstwa, samemu zaczynając pogoń. Jakby mu nie szło, użyłby mocy pierścienia do wzmocnienia swej kondycji i ogólnie prędkości biegu.
-Załaduj mnie na wóz. Tam postaram się uzdrowić siebie, a potem innych rannych
Właściciel
Max:
Mieszczanie, jak to mieszczenie, mieli to głęboko gdzieś, więc co najwyżej zeszli Ci z drogi. Mężczyzna nie był od Ciebie szybszy, zwłaszcza, gdy użyłeś pierścienia, ale miał tę przewagę, że znał miasto, więc kilka razy nieomal zgubił Cię w portowych uliczkach. Niestety, i jemu udzielił się stres oraz panika, przez co w końcu się pomylił i skręcił nie tam, gdzie trzeba, trafiając wprost na drewniane molo, z którego nie było ucieczki, gdyż drogę na suchy ląd blokowałeś Ty, a ze wszystkich innych kierunków odcinała ja woda.
CC4:
Zadowolony, że sam nie musi dłużej główkować, od razu spełnił Twą prośbę i wrócił do swoich spraw.
W takim razie skończył/zaczął kończenie leczenia siebie
Właściciel
Nie dałeś rady uleczyć się całkowicie i chyba najbliższych kilkanaście godzin lub nawet więcej niż dzień spędzisz na wozie, ale to i tak lepsze, niż być martwym lub sparaliżowanym do końca życia, prawda?
- Nu, a tyraz mów, po co ci nuż był.
Powiedział, podchodząc w jego stronę z włócznią, starając się wyglądać groźnie.
No prawda, lepsze to niż śmierć lub wegetowanie
Właściciel
Max:
- Ale panie strażniku, po co się od razu tak gorączkować? Może pan opuści broń i porozmawiamy wtedy jak normalni ludzie, hm? - zapytał mężczyzna, albo starając się Cię zbajerować i uniknąć kary, albo próbując zyskać na czasie żeby coś zrobić.
CC4:
Tymczasem jeden z najemników powiadomił miejską straż o całym zajściu i pojawili się pierwsi, którzy zaczęli grzebać zabitych najemników i układać trupy bandytów na stos. Poza tym zwłoki wszystkich zostały ograbione, aby ich broń i ekwipunek zostały wykorzystane podczas handlu. Tak czy inaczej, Wy ruszyliście w dalszą drogę.
- Zadałem pytonie. Nie pajacuj tyko mów!
Krzyknął, pchając włócznią nieco do przodu, nie żeby zranić, co w celu ostrzegawczym.
Właściciel
- To skomplikowana, ale i zabawna historia. Otóż, zaczęło się od tego, że... - powiedział, dając za wygraną, i na chwilę przerwał, aby odwrócić się, pobiec na koniec mola i rzucić się do wody, woląc kąpiel od Twojej karzącej ręki sprawiedliwości.
- Wrocoj i dokończ!
Krzyknął, biegnąc na wybrzeże i patrząc, gdzie to zmierza. Chyba nie w otwarte morze. Jeżeli tracił go z oczu, szedł wzdłuż, próbując go namierzyć.
Właściciel
Najwidoczniej nie miał zamiaru, bo nie raczył nawet odpowiedzieć, ale zauważyłeś, że płynie wzdłuż nadbrzeża i za następnym molo najpewniej zniknie Ci z oczu. Istniało też niebezpieczeństwo, że wejdzie na jakiś statek.
onie
Ruszył więc czym prędzej na tamto molo, żeby go ubiec. Czasami też podczas biegu patrzył, czy nie zmienił jakoś trasy.
Właściciel
Wydawało Ci się, że już wychodzi na brzeg, ale nagle płynął obok jednego z licznych statków kupieckich, a później nie wypływał przez długi czas i raczej już tego nie zrobi.
Widział dokładnie, który był najbliżej zbiega w wodzie?
Właściciel
Owszem, średniej wielkości żaglowiec stojący przy molo, acz widziałeś, że chyba szykują się już do odpłynięcia, pozbywając się części cum i wciągając trapy z powrotem na pokład.
- Hej! Zatrzymoć siem!
Wrzeszczał, biegnąc i wymachując jednocześnie rękoma w ich kierunku.
Właściciel
Nie odpłynęli jeszcze, więc posłusznie wykonali rozkaz, rozpoznając w Tobie miejskiego strażnika. Jeden z marynarzy nawet specjalnie spuścił trap, abyś mógł wejść na pokład.
Wszedł więc.
- Gdziś tu ukrywa złodzij, znoliźć go!
Właściciel
Marynarze, przeważnie ludzie, ale znalazło się też kilka Elfów, Styriców i Goblinów, popatrzyli niepewnie na Ciebie i siebie, a gdyby nie oczywiste oznaki przynależności do straży miejskiej, najpewniej już wylądowałbyś za burtą, uznany za niespełna rozumu.
- Na co cykocie?! Jok mówiem że jest, to jest! Szukoć!
Sam zaczął zaglądać wszędzie po pokładzie. Ten nicpoń, którego ściga, miał jakieś szczególne znaki? Jak blizna, może pstrokate szaty, albo coś jeszcze innego?
Właściciel
Owszem, czarny płaszcz z kapturem, jakiego nie mieli marynarze. W sumie podobny dostrzegłeś podczas rozglądania się, wraz z właścicielem, gdy oddalał się po nadbrzeżu w stronę miasta...
//Dalej go jakoś widzi, bądź ma szansę go dogonić?