Właściciel
Angel:
Otworzył Ci Hobgoblin odziany w skórzaną zbroję, z maczugą zakończoną kulą nabijaną kolcami w jednej dłoni. Poza tym orężem cały był obwieszony nożami i sztyletami, nie tylko noszonymi przy pasie, ale też na piersi lub plecach.
- Czego? - spytał, lekko uderzając kulą maczugi w otwartą dłoń.
FD_God:
Nim coś odpowiedział, otrzymał swoje zamówienie, a jednocześnie na dół stoczył się szlachcic, tłumiąc ziewnięcie pod wąsem i przecierając lewe oko.
Wiewiur:
Zapewne trochę to zajmie.
- Najbliższy jest za pięć miesięcy. - odparł niewzruszenie, omijając wzrokiem złoto, podobnie jak jego kompan.
Max:
- Korytarzem do końca, później w prawo, pierwsze drzwi na lewo. - wyjaśnił.
//Przedpołudnie.//
Poszedł tak i - Jak zwykle - wszedł od tak.
Gdurb
Zabrał się za wykuwanie drugiego miecza, nie miał lepszego sposobu na zabicie czasu.
Tarn
Dołożył drugie tyle.
- Ja do Camelaina jeżeli to nie wy...
Wyciagnąl miecz
- To schowajcie swoja małą pałę i wypad...
Przygotowal w drugiej skrytej w szacie dloni zaklecie oslepienia by uzyc go gdyby hobgoblin czegoś próbował oprócz rozmowy.
-No to teraz śniadanko i można będzie się chyba zbierać.
Alek
Wypił jeszcze jednego, ale ten przewodził się w drugiego i po tym przestał. Założył maskę i spróbował wstać.
Jayna
-Już jesteśmy! - Krzyknęła do Nirgaldczyka z uśmiechem.
Właściciel
Max:
Tym razem nikt nie opierdzielił Cię za brak manier, bo nikogo w środku nie było.
Wiewiur:
No i kujesz.
//On to złoto z dupy bierze? Fajna umiejka. Skoro miał w karcie tysiąc złota, wcześniej chciał dać im po pięćset na łebka, a teraz podwaja stawkę to już traci złoto, a z tego co pamiętam, to już trochę wydał.//
Angel:
- Co Ty chcesz od szefa? - spytał, mając zapewne na myśli Camelaine'a.
FD_God:
Nie przedłużając, każdy z Was najadł się i napił, a szlachta opuściła lokal, oczywiście regulując rachunek u karczmarza.
Taczka:
- Wysłanie ich za Tobą było konieczne?
No cóż, nie było to aż tak trudne, jak Ci się wydawało.
Rafael:
- Wbrew pozorom, mam wielu przyjaciół.
Wyszedł na miasto i poszedł do jakiejś karczmy się napić za te pieniądze.
Gdurb
W pewnym momencie zrobił sobie przerwę. Mógłby coś zjeść. Sprawdził, czy ma cokolwiek jadalnego, w domu.
Tarn
// zapomniałem ;-;//
Poprostu odszedł, szukać innego wejścia.
Moderator
Rafael
- Nie wątpię. Ja jakoś nigdy nie skupiałem się na zawieraniu nowych znajomości, wolę umacniać te już zdobyte jeśli się nadarzy okazja. Samotność nie jest niczym złym, ale czasami się nudzi.
Raczej nie siedział teraz sam tylko ruszył wraz z nimi, najpewniej po resztę najemników.
- Ja w sprawie zlecenia na eskortowanie karawany.
Alek
Poszedł do karczmarza.
-Klucze do pokoju poproszę... - Powiedział.
Jayna
-Może i tak... Ale jeśli chcesz wiedzieć musisz poprosić. - Uśmiechnęła się.
Właściciel
Max:
W każdej karczmie mógł się napić, wypada określić do jakiej dokładnie poszedł lub jakiej dokładnie szukał.
Wiewiur:
Mięso. Duuużo mięsa.
Robienie tego na oczach podejrzliwej straży to rzeczywiście genialny pomysł.
Rafael:
- Kilka dekad tułaczki nauczyło mnie czegoś o samotności i mogę Ci powiedzieć, że masz całkowitą rację.
FD_God:
Wzięli oni swoje konie i ruszyli pod bramę, bo zapewne tam owi czekali.
Angel:
Mimo iż w jednej dłoni nadal ściskał maczugę, to drugą wyciągnął do Ciebie, pewnie po kartkę ze zleceniem.
Taczka:
- O, jeszcze się trzymasz. - powiedział nieco zdziwiony. - Najpierw pieniądze za pokój i alkohol.
- Proszę. - odparł, błyskając białymi zębami, tak kontrastującymi z jego opaloną cerą.
Takiej, gdzie będzie towarzystwo podobne do jego samego. Lub najtańszej.
Gdurb
To wziął jakieś mięso, i upiekł je nad ogniskiem za domem. Surowe znudziło go już dawno temu.
Tarn
To zszedł strażnikom z oczu, udając że idzie na rynek. Kiedy już się tam znalazł zaczął szukać jakieś innej uliczki, prowadzącej do tej wieży.
Alek
-Ile kosztował pokój? - Zapytał się.
Jayna
-Jakby ich wtedy nie było ze mną, to albo gryzłabym glebę, albo wróciłabym tutaj naga.
Podał tę kartkę hobgoblinowi
- Jeśli o to chodzi to proszę bardzo. Czy mogę teraz porozmawiać z szefem czy to raczej niezbyt możliwe ?
No, jemu koń nie potrzebny, bo ma zabawniejszy środek transportu. No, ale pozostało ruszyć za nimi.
Właściciel
Max:
Oba pojęcia oznaczały właściwie to samo, więc wkroczyłeś do jednej z karczm, jakich wiele już spotkałeś na swej drodze.
Wiewiur:
Smażenizna całkiem niezła, możesz się jeszcze co najmniej martwić, czy aby jakiegoś wilka lub niedźwiedzia tym nie przywabisz.
Nie było takowej, ale z rynku masz w sumie całkiem niezły widok na jej wschodnią część.
Taczka:
- Pięć złota.
- Bandyci? - domyślił się, patrząc na Ciebie z troską, a na resztę z uznaniem.
//Żeby tylko naga...//
Angel:
- Teraz? - spytał, gdy przejrzał już kartkę. - No... Ta, da się to zrobić. Właź.
FD_God:
Pod bramą czekała już kompania najemników w składzie dwunastu Krasnoludów, czyli sześciu kuszników z kuszami w dłoniach, zapasem bełtów, hełmem na głowie, kolczugą oraz jednoręcznym toporem przy pasie. Pozostałych sześciu stanowili ciężkozbrojni, każdy w hełmie i pełnej płycie, wyposażony w halabardę w dłoni, topór jednoręczny przy pasie i młot dwuręczny na plecach. Do tego był jeszcze Goblin obwieszony masą noży i z wspaniałym, mieczem z pozłacaną rękojeścią, bez dwóch zdań miecz był kradziony. Poza nimi stawiło się też nieco ludzi, w liczbie siedmiu, odziani w proste, skórzane spodnie i koszule, z płaszczami podróżnymi. Do tego każdy dysponował kolczugą pod płaszczem oraz stalowymi nagolennikami i naramiennikami. Uzbrojeni byli w miecze jednoręczne, w dłoniach dzierżyli włócznie, zaś na plecach tarcze. Do tego był też nieco młodszy chłopak, który posiadł sztylet oraz aż siedem łuków i siedem kołczanów pełnych bełtów, zapewne dla tamtych najemników. Największym zdziwieniem był jednak Orkolog, ubrany w skórzaną przepaskę na biodrach oraz w elementy pancerza chroniące ramiona, przedramiona, plecy, tors i łydki. Na głowie miał hełm, który nie chronił go od frontu i nie zasłaniał pola wiedzenia, zaś w łapie dzierżył wielki młot bojowy z kamienną głowicą. Na plecach posiadał także dwie stalowe buławy.
Podszedł do lady.
-Najtińsze piwu jakie mosz.
Gdurb
Na pewno nie byłoby to największe zmartwienie. Wilki łatwo zabić jakąś ciężką bronią.
Tarn
Spróbował wypatrzyć czy jest jakieś wejście. Z dachu, lub przez okno. Jakiekolwiek byleby dostać się do środka.
-Nie pytam jak namówiłeś orkologa na załatwianie orków, ale winszuję.- Powiedział jeszcze do dużego szlachcica, a potem chyba całość ruszyła do wymarszu.
Właściciel
Max:
- Mam tylko jedno. - odrzekł, napełniając kufel owym trunkiem. - Dwa złota.
Wiewiur:
Skoro tak, to co zamierzasz robić dalej?
Wieża ma kilkadziesiąt metrów wysokości, więc kwestią sporą pozostawimy to, jak zamierzał się tam dostać i po co... Zaś okna były trzy, na różnych piętrach.
FD_God:
Postawny szlachcic jedynie się uśmiechnął i nakazał grupie wymarsz.
//To co? Pisać jak będą na miejscu?//
Gdurb
Wyszedł przed kuźnię, aby zobaczyć, czy ktoś nie idzie w jej kierunku.
Tarn
Chyba najłatwiej będzie wrócić do strażników, lub poczekać aż ktoś z tej wieży wyjdzie... jeśli w ogóle wychodzi. Poszedł gdzieś, gdzie będzie widział strażników, ale sam będzie ledwo widoczny. Może gdzieś za róg, zza którego będzie niekiedy wyglądał, lub gdzieś w tłumie. W najgorszym wypadku po prostu usiał na jakiejś ławce, i czekał, na zmianę warty.
//Jasne, nie ma sprawy.//
No to wszedł od razu mówiąc
- Witam, jestem Kubixarius najemnik jakiego potrzebujesz, ja w sprawie eskortowania tej karawany.
Właściciel
Max:
Piwo jak piwo, jest się nad czym rozdrabniać?
Angel:
- Yhym. To powiedz tak dla szefa. Za mną. - rzekł Hobgoblin i skierował się po schodach na piętro.
Wiewiur:
Nie, ale jeśli liczyć kogoś, kto już jest w kuźni...
Wieczorkiem przyszło czterech strażników, którzy zastąpili tamtych dwóch. Widać, że nocna zmiana jest mocniejsza niż dzienna. Lub po prostu czuwają i śpią parami.
Gdurb
Wszedł do środka, i wrócił do pracy.
Tarn
Poszedł do nich, i zapytał:
- Witam, można wejść?
Właściciel
Max:
Zignorował pytanie, czekając zapewne aż rozwiniesz myśl.
Wiewiur:
//Gdyby był wredny, to ten ktoś, którego nie zauważyłeś, byłby bandytą/skrytobójca i poderżnąłby Ci gardło.//
- A jesteś umówiony? - zaczął starą śpiewkę jeden ze strażników.
-No jaka kolwik. W kyrczmie czy na mieście. Ten. No. Czytić, czy cuś nie umie, a wim ło tablicy tam. A skoro czytić nie umie, to się Pana pytam.
//Masz dla niego jakąś fabułę, bądź jakieś plany?
Gdrub
// Myślałem że chodzi Ci o coś innego ;-; Nie pytaj o co ;v//
- Czego chcesz?- Zwrócił się do osoby w kuźni.
Tarn
- Nie. Na kiedy jest najbliższy termin?
Właściciel
Max:
- Ja tam nie mam żadnych zleceń. - odrzekł.
Wiewiur:
- Pięć miesięcy. - odrzekł, zerkając do notatnika.
- Ty jesteś tym kowalem? - spytał wysokim basem, trzymając się cienia.
Gdrub
- Tak, ty jesteś tym gościem od tego szlachcica co go spotkałem w mieście?
Tarn
Wyciągnął rękę, na której trzymał 500 złota.
- Nie ma przypadkiem jutro?
Alek
-Hmm... Siedem kieliszków, a może to było dziesięć? No dobra, trzymaj trzydzieści sztuk złota. - Podał karczmarzowi worek złota. - A teraz klucz.
Jayna
-Brawo, zgadłeś.
Właściciel
Max:
- A skąd mam wiedzieć? Straż miejska?
Wiewiur:
- Owszem.
- Nie, za pięć miesięcy. - odparł i chwycił Cię za nadgarstek, chwytając mocno niczym imadło.
Taczka:
Zabrał sakiewkę i schował ją pod ladę, wyjmując stamtąd kluczy, który Ci zresztą wręczył.
- Dlatego lepiej nie opuszczaj już miasta, a przynajmniej nie sama.
-Jo do nich należę. Pójdę spytać.
Wstał, pożegnał się (zapłacił wcześniej) i ruszył ku koszarom.
Gdrub
- To jakie jest to zamówienie?
Tarn
Chwycił swój miecz,i i spróbował urżnąć temu, co go złapał rękę.
Właściciel
Max:
Drogę znałeś niemalże na pamięć, więc powrót tam nie był problematyczny.
Wiewiur:
//Co mu konkretnie spróbował urżnąć? I może jakiś dokładniejszy opis jak to zrobić zamierzał?//
- Na początek broń, a dokładniej tuzin mieczy długich, tuzin tarcz i tuzin halabard.
Udał się do szefa. //Chyba nie muszę pisać jak tam wszedł. //
-Jyst robota jaka?
Gdurb
- Ile mam czasu?
Tarn
Sięgnął po miecz, miał go przy pasie po prawej stronie. Odciął nim rękę ochroniarza, który złapał go za nadgarstek. Po tym odcięciu oddalił się jednym skokiem, i był gotów na odparcie ataku swoich oponentów. Gdyby któryś chciał zaatakować, sparowałby atak, po czym spróbowałby go podhaczyć.// Może być?//
Jayna
Przewróciła oczami.
-Dobrze, tatusiu. - Uśmiechnęła się.
Alek
Poszedł poszukać pokoju do którego miał klucze. Jeśli znalazł, to wszedł do niego i położył się spać.
Właściciel
Max:
Na Twój widok wydał cichy jęk.
- O co tym razem chodzi?
Wiewiur:
- Im szybciej, tym lepiej.
//Może.//
Z kikuta uciętej dłoni bryznęła obficie krew, zachlapując Ci szaty. Strażnik puścił broń i trzymając się za ranę oraz krzycząc z bólu wycofał się. Trójka jego towarzyszy otoczyła Cię ciasny półokręgiem celując do Ciebie grotami halabard.
//W ogóle to zje**łeś, bo mogłeś szybko i łatwo wejść oknem.//
Taczka:
Wykonał podobny gest i odszedł od stolika, aby zamienić słówko z karczmarzem.
Zasnąłeś, a obudziłeś się dopiero rano, na ostrym kacu rzecz jasna.
-W kyrczmie, nazwy nie znam, ten przy barze powiedział, że stroż miejska może mieć zadanie. A jo ni mom co robić...
//Jak uboga jest straż w Gilgasz, że biorą kogoś takiego?
Teraz zauważyłem, że nie nałożyłem limitu użycia czerwonego raz na dzień. //
Gdurb
- Mogę prosić o tydzień? Może uwinę się szybciej, ale wolałbym to robić na spokojnie, niż spieszyć się, żeby wyszło to byle jak.
Tarn
// Wiem że nie wyszło, ale wolałem już nie kombinować ;v //
Gdyby chociaż dwóch strażników stało naprzeciw siebie, to spróbowałby chwycić mieczem jedną halabardę, i sprawić żeby dźgnęła ona osobę naprzeciwko. Gdyby jakoś mu się to udało, to przeniósłby się za plecy, próbując chlasnąć strażnika, któremu chwycił halabardę w plecy, lub inną część ciała. Gdyby jednak, nie byli naprzeciwko siebie, to wycofałby się na trochę większe pole. // Najwyżej mam zbyt bujną wyobraźnię, i coś schrzaniłem.//
//Zauważyłam, że moja postać cały czas stoi. Warto by było usiąść. ;v//
Jayna
Usiadła przy stole i oglądała z ciekawością co robi Nirgaldczyk.
Alek
-O bogowie dajcie mi wody! - Powiedział do siebie. Wstał z łóżka i rozciągnął się. Zabrał swoje rzeczy z pokoju, zamknął go i poszedł do karczmarza.