Właściciel
Po chwili wszyscy opuścili magazyn, a następnie Bandyta, o dziwo, kazał dziewczynie się wynosić. Czyżby Twoje gadki moralne coś dały?
Przynajmniej obyło się bez żadnych nieprzyjemnych akcji, nie zawracał mu głowy, o tę jego nagłą zmianę, wypada teraz znowu załadować się na pakę i chyba jechać dalej.
Właściciel
Dość szybko wznowiliście przerwaną drogę, kierując się zapewne na stadion, o który wspominał... W sumie to jak mu było?
O ile był w pobliżu to wypada chyba jakoś zacząć rozmawiać.
-Wybacz brak wcześniejszych manier, ale skoro mamy ze sobą dłużej współpracować to wypada mi chyba znać twoje imię...
Właściciel
- Max. - odrzekł równie krótko, jak krótkie było jego imię, i podał Ci dłoń.
Cóż, wypada odwzajemnić jej podanie i uścisk, jego imię już znał, to też nie musiał się przedstawiać.
-Miło mi.- Dodał jeszcze krótko.
Właściciel
- Nawzajem. - odrzekł i przemilczał chwilę, nim zadał pytanie: - Jakim cudem przeżyłeś tyle czasu mając... no ten... kodeks moralny?
-Na ogół unikałem kontaktu z ludźmi, wystarczyło się gdzieś zaszyć jak przechodziła co większa ich ilość, ale kiedyś musiało dojść do czegoś takiego, czyli teraz.
Właściciel
- Ale nie zaprzeczysz, że dołączyłeś pod przymusem?
-No nie, ale chyba to i tak lepsze, niż szwendanie się bez broni, samotnie... A ty jak dołączyłeś?
Właściciel
- Zaczęło się od tych zasranych Łowców, sku*wysyny jedne. - odparł i splunął gdzieś na bok, w tym wypadku na zewnątrz pojazdu.
-No ja to nawet nie wiem jaką tam miałeś z nimi historię...
Właściciel
- A wiesz chociaż kim oni są?
-Za cholerę... Więc o nich też możesz opowiedzieć.
Właściciel
- No i tu się zaczynają problemy, bo ja też do końca nie wiem... Ich charakterystyczną cechą jest uzbrojenie. Zamiast giwer mają łuki i kusze. Niby eliminują Zombie, ale wtedy bez powodu wystrzelali mi rodzinę, a mnie zostawili, żebym na to patrzył.
-Ja pie**olę, chociaż mogłeś się jakoś zemścić za coś takiego?
Właściciel
- Próbowałem. - burknął ponuro. - I próbuję nadal.
-Może kiedyś będzie ci to dane, ale to już warto zostawić samej przyszłości.
Właściciel
- Baseballista, a do tego filozof, tego jeszcze nie grali. - zakpił i zaśmiał się, odtrącając na bok niezbyt wesołe wspomnienia z przeszłości.
-W wolnych chwilach co nieco czytałem.- Powiedział i również się zaśmiał.
Właściciel
Już miał coś dodać, gdy bandycka kolumna zatrzymała się, a to z racji obiecanego stadionu, przed którym właśnie staliście.
-No to zobaczmy co tam mają.- Powiedział zsiadając z paki.
Właściciel
Pozostali uczynili podobnie, ledwie dwóch wartowników i obsługa broni maszynowej musiała zostać na posterunku. Reszta ruszyła w kierunku stadionu.
No cóż, był on dość okazały, oczywiście nie robił takiego wrażenia, jak przed apokalipsą, bo obecnie był przede wszystkim brudny i lekko nadgryziony zębem czasu. Jednakże największą "raną" tegoż budynku była jego zachodnia strona, ponieważ cała ściana była niemalże zrównana z poziomem gruntu.
-Ciekawi mnie jaką historię skrywa ta zniszczona część... No chyba, że wy coś wiecie?
Właściciel
- Możesz być spokojny, to nie dzieło jakiegoś rozjuszonego Mutanta na sterydach, tylko artylerii. I tak, wycofali ją dalej, z racji Zombie, więc tu drugi raz nie walnie.
-No to ciekawe czemu w ogóle uderzyła tutaj, jakiś błąd w celowaniu czy celowy zabieg?
Właściciel
- A tego to akurat nie wiem, fakt faktem, że jebło i nic więcej.
-No to zobaczymy czy nadal ostali się jacyś umarli w środku, taki dźwięk może pół miasta sprowadzić.
Właściciel
- To akurat było dość dawno temu, ale i tak pewnie masz rację, stawiam piwo, że jakieś zdechlaki nadal się tam kręcą.
-No to pora odwiedzić towarzystwo, a pewnie zostało jeszcze go jakoś niemało.
Właściciel
- Ta, chcę zobaczyć ten Twój kijaszek w akcji. - odparł i ruszył w kierunku głównego wejścia.
-Broń obuchowa już sama w sobie sprawdza się znakomicie, ale ta jest dodatkowo dobra.- Powiedział i ruszył zaraz za nim.
Właściciel
Gdzieś z przodu, gdzie szli pozostali Bandyci, usłyszałeś krótki ryk, który został brutalnie przerwany przez strzał ze strzelby.
Na szczęście był to jedyny ryk, może nawet zaraz usłyszą czym był on spowodowany.
Właściciel
Po chwili marszu natrafiliście na Zombie opartego o ścianę, z pewnością martwego, bo o ile dziura ziejąca w brzuchu oraz wypływające z niej wnętrzności i krew, które stworzyły wokół sporą kałużę, go nie zabiły, to rana po wbitym w czaszkę, dużym nożu z pewnością tak.
-Krew nie zaschła i nadal płynie, ktoś tu chyba jest poza nami...- Powiedział oglądając jeszcze trupa.
Właściciel
- Nie wiem jak na to wpadłeś, ale ja jestem pewien, że tym "kimś" są nasi chłopcy, którzy szli przed nami i rozwalili zdechlaka.
-Psujesz zabawę, zdecydowanie.- Powiedział zaraz idąc dalej.
Właściciel
- Bo jak Ty psujesz to wszystko jest okej. - odrzekł, mając na myśli zapewne dziewczynę z pubu.
-To już inna sprawa, moralność i takie tam... Zwyczajnie ciężko mi zdzierżyć taką sytuację.
-Takie rzeczy rzadko lub pod długim czasie wypadają z głowy, więc nawet nie wiem czy do tego czasu jeszcze dożyję.
Właściciel
- Pesymista. - odparł, gdy wreszcie opuściliście korytarz, aby wejść na głową płytę boiska. Tak, jeden rzut oka pozwolił Ci stwierdzić, że zdecydowanie Ci tego brakowało.
-Ciekawe czy jeszcze ujrzymy odbudowany świat, chociaż dla nas będzie to raczej niezbyt dobre... Ja z pewnością znowu zechcę pograć nieco w baseball.
Właściciel
- Mamy kilka piłek, resztę sprzętu też się znajdzie, więc czemu nie?
-No to co, możemy chyba zagrać... Tylko dajcie mi normalny kij, na ten to tylko jakaś piłka się nabije.
Właściciel
I tak Banditos rozeszli się, szukając kijów, piłeczek, rękawic, kasków, ochraniaczy i tym podobnych, może nawet liczyli na stadionowe żarcie, kto wie?
Stadionowe żarcie na ogół nie powinno być jeszcze jakoś szczególnie dobre, sądząc po tym jak stara była dziura, no ale wypada i sobie znaleźć jakiś kij.
Właściciel
Najlepszym wyborem wydają się szatnie lub jakiś magazyn, tutaj wybór już zależy tylko i wyłącznie od Ciebie.
Na ogół gracze zwykli trzymać swoje rzeczy w szatni, może ostanie się tam przy okazji jakiś kij, choć pewnie nie ostanie się bez walki.