Właściciel
W końcu dojechaliście pod jakiś budynek, który był zapewne kwaterą Bandytów w tym mieście, a niegdyś mógł stanowić całkiem okazałe lokum jakiejś bogatszej persony. Obecnie był w nieco gorszym stanie, bo o ile cały się trzymał, to był brudny, trawniki pozostały nieskoszone od wielu miesięcy lub lat, a wszędzie kręcili się uzbrojeni Bandyci. Stali oni także przed bramą do domu i obstawili barykady wzniesione na ulicy prowadzącej do niej. Same barykady wykonano przeważnie z ziemi, kamieni, gruzu i wraków aut.
W tym miejscu skończyła się Wasza wycieczka samochodem, Bandyta zsiadł, Ty również, a pickup odjechał w nieznane, być może znów na przedmieścia.
Cóż, wypada zachować dobrą minę do złej gry, więc od razu spojrzał na bandytę, który był wraz z nim.
-No to jak, mam rozmawiać z szefem?
Właściciel
- Najpierw to trzeba wejść do środka, nie? - spytał z uśmiechem i wskazał Ci lufą strzelby, że masz iść jako pierwszy.
Raczej nie czekała go tam jakaś niemiła niespodzianka, więc z miejsca ruszył ku budynkowi.
-Zwykłe słowa wystarczą, nie trzeba jeszcze do kogoś celować.
Właściciel
- To dla zachowania pozorów, wątpię byś był tak głupi, żebym musiał tego używać.
Jedynie pokiwał głową kilkukrotnie i ruszył dalej.
Właściciel
I tym sposobem trafiliście pod samą rezydencję, tam postaliście dłuższą chwilę, bo ktoś z ochrony nie chciał Was wpuścić. Ale koniec końców się udało.
To teraz wypada iść poinstruowanym przez bandytę pod najpewniej gabinet czy jakiś inny pokój należący do dowódcy tego miejsca.
Właściciel
Ruszył przed Tobą, aż do dębowych, dwuskrzydłowych drzwi, do których prowadził czerwony dywan na marmurowej posadzce.
- Dalej nie mogę z Tobą iść.
-No proszę, ładnie tutaj mieszka.- Powiedział cicho pogwizdując. No to zobaczymy jak mi pójdzie rozmowa o pracę.
Właściciel
- Idź wreszcie, nie będę tu cały dzień sterczał, mam dziś w planie się urżnąć.
Zatem jedynie wzruszył ramionami i pierw zapukał do drzwi, pełna kulturka, wiadomo. O ile pozwolili mu wejść to wszedł do środka.
Właściciel
Pozwolił, i wszedłeś do środka. Podłoga wyłożona była marmurem, a na białych ścianach wisiały różne obrazy, których nazwy, a tym bardziej ich autorzy, nie przychodziły Ci do głowy. Znajdowało się tu też pełne umeblowanie w postaci wielu szaf, szafek, krzeseł, fotela, biurka, stołu, kanapy i tym podobnych. Na jednej ze ścian wisiał też telewizor plazmowy. Zamiast ściany naprzeciwko drzwi, było przeszklone okno. Do biurka stojącego blisko okna nie prowadził dywan, a futro białego niedźwiedzia. Za biurkiem siedział odwrócony do Ciebie plecami mężczyzna.
Póki co wolał samemu się w jego stronę nie odzywać, a jedynie stanąć tam w miejscu, wolał przypadkiem nie odezwać się nie proszony czy coś.
Właściciel
- Rozgość się. - odezwał się wreszcie mężczyzna, zapewne mając na myśli zajęcie miejsca na krześle.
Postanowił jakoś zbytnio się nie denerwować, w końcu to prawie jak rozmowa o pracę. Udał się w końcu bliżej, by móc na tym krześle zająć swoje miejsce.
Właściciel
Mężczyzna nadal siedział odwrócony do Ciebie tyłem, słowem się też nie odezwał, więc pierwszy ruch chyba należy do Ciebie.
Odetchnął za to nieco ciężej i zaczął mówić.
-No dobrze, pańscy ludzie grzecznie namówili mnie do tego bym do was się przyłączył, na co ja rzecz jasna się zgodziłem, nie mogłem odrzucić tak dobrej oferty na dalsze przeżycie. Tak samo powiedzieli mi, że przyjdzie mi tutaj teraz z panem rozmawiać konkretniej na temat tego czy rzeczywiście zostanę przyjęty w wasze grono...
Właściciel
Milczał jeszcze chwilę, nim znów się odezwał.
- Nie jesteśmy organizacją charytatywną. - powiedział. - Naszym zadaniem jest przeżyć wszelkimi możliwymi sposobami, zawsze myślimy tylko o sobie. Więc jeśli masz jakieś opory moralne lub później będą dręczyć Cię wyrzuty sumienia, to nie masz tu czego szukać.
-Skoro i tak zdecydowałem się na przyłączenie do was to i tak nie mam możliwości odwrotu. W dodatku od pewnego momentu jakoś niezbyt mi zależy na wielu rzeczach...
Właściciel
- Jak rozumiem masz broń i potrafisz robić z niej użytek?
-Bez niej długo bym nie pożył, ale tak to jest w rękach pańskich ludzi.
Właściciel
- Zostanie Ci zwrócona, gdy tylko wrócisz. Jakie masz umiejętności?
-Strzelanie to dla mnie łatwizna, ale na ogół używałem tylko pistoletów, więc do cięższej broni najwyżej szybko przywyknę. Praktycznie urodziłem się z kijem bejsbolowym, więc idzie mi bardzo dobrze zarówno rzucanie czymś, odbijanie czegoś tym kijem...
Właściciel
- Z rozwalaniem łbów też nie będzie problemu?
-Zombie na pewno, co do zwykłych to jak wspominałem, najwyżej się przywyknie.
Właściciel
- Dobry sposób myślenia. Dam Ci wybór: Zajmiesz się eliminowaniem naszych ludzkich wrogów, Zombie lub patrolowaniem i szabrowaniem. Co wybierasz?
-Druga i trzecia opcja chyba najlepiej do mnie obecnie pasują.
Właściciel
- Na początek jeden zawód, później się zobaczy, czy podołasz większej liczbie zadań.
-No to cóż, dziękuję... Gdzie mam zacząć?
Właściciel
- Ktoś Cię tu zaprowadził, nieprawdaż? Od niego dostaniesz dalsze instrukcje.
-Zrozumiałem, to wszystko?- Powiedział jeszcze czekając, aż będzie mógł w końcu wyjść.
-Nazywam się Alex Carver.- Stwierdził krótko, nic tutaj więcej do dodania nie miał.
Właściciel
Skinął głową.
- Do zobaczenia, Carver.
-Oczywiście, do zobaczenia, szefie.- Powiedział już wstając z miejsca i odchodząc.
Właściciel
Za drzwiami stał Twój niedawny towarzysz.
- I jak?
-Cóż, przyjęli mnie do pozbywania się tych zombie. No i teraz to ty masz mnie poinstruować co mam zrobić.
Właściciel
- Pójdziesz najpierw ze mną i poczekamy na resztę, oddadzą Ci wtedy broń. Ewentualnie możesz wziąć zamiennik z naszego magazynu.
-Przywiązałem się do tego kija, już tam nic z pistoletem, jego zawsze można zamienić.
Właściciel
Skinął głową i obrócił się na pięcie, kierując swoje kroki do wyjścia.
W tym wypadku chyba wypadało ruszyć razem z nim.
Właściciel
Droga powrotna była właściwie tą samą, którą tu przyszedłeś. Stanęliście kawałek od linii barykad, aby tam czekać na resztę banditos.
No to czekał, aż przyjdą.
Właściciel
W końcu zjawili się, szczęśliwie w pełnym składzie, oraz z całym zabranym mu ekwipunkiem, który oddali, na życzenie szefa bandy.
-Ach, wreszcie w prawowitych dłoniach.- Powiedział uśmiechając się już po odebraniu swojego kija.
Właściciel
- Chłopaki chcieli podobno zobaczyć kilka Twoich zagrywek. - mruknął Bandyta, odprawiając resztę.
-A zależy czy mamy tu jakieś wolne miejsce, gdzie będzie można poodbijać, ale ten kij już średnio się do tego nadaje.- Powiedział rechocząc krótko.
Właściciel
- Obstawili dwie paczki fajek, cztery konserwy i butelkę piwa, że gdyby rzucili Ci piłeczkę, to nie odbiłbyś jej tak, żeby trafić w łeb przechodzącego obok Zombie.
-Ku*wa, jak już piwo wchodzi w grę, to moim obowiązkiem jest spróbować to zrobić.- Powiedział opierając kij o ramię. Jeszcze łatwiej byłoby z normalnym kijem.