Machnął na niego ręką i skupił się na rannym:
-Co z nim? Czy trzeba go szybko przewieźć do bazy?
No cóż, udał się w stronę tam gdzie było ich najmniej lub wcale.
Właściciel
Zohan:
Im więcej ludzi kiedyś, tym więcej Zombie teraz, a więc skierowałeś swe kroki na zdewastowane przedmieścia.
Reich:
- To oczywiste, że powinien obejrzeć go lekarz, ale jego stan jest stabilny. - odparł medyk, opuszczając zawinięte dotąd rękawy. - Wracamy, kontynuujemy misję czy podejmujemy pościg?
Zaczął przechadzać się po mieszkaniu i myśleć na głos:
- Pościg może być ryzykowny, nie wiadomo czy ten niewierny po raz kolejny nas nie zaskoczy. Nie zapominajmy też, po co tu przyszliśmy, żeby przetrwać potrzebujemy zapasów. Aczkolwiek nie możemy pozwolić sobie na bezkarne krzywdzenie któregokolwiek z nas. Nie uniknę tłumaczenia się zwierzchnikom z poniesionych strat, ale jeśli sprowadzimy tego ateistę jako więźnia lub przynajmniej zabijemy go, będę nieco usprawiedliwiony. Tak...pościg jest kuszącą propozycją. - Wskazał na towarzysza - Jesteś pewien, że ranny może przez pewien czas pozostać tutaj?
//W ogóle, który z członków oddziału został ranny?//
Skoro są zdewastowane, to pewnie nic tu ciekawego nie będzie. Zatem szedł przez nie.
Właściciel
Zohan:
Na ulicach rzeczywiście, nic zbytnio nie ma, może poza kilkoma chodzącymi w różnych kierunkach Zombie w łącznej liczbie trzech. No, chyba że więcej czaiło się w budynkach lub w ogóle poza Twoim zasięgiem wzroku.
Reich:
//Jakiś szeregowy szabrownik.//
- Może, ale na pewno nie sam. - odparł, przygryzając wargę. - Nawet osłabiony Zombie dorwałby go bez problemu.
//Szabrownicy nie brali udziału w ataku od strony balkonu. Wysłał tylko Rogera i Lawrenca//
- Ty... - wskazał na pobitego fanatyka - ... i ty Jeremy, zostaniecie tu i zajmiecie się rannym. Przekażcie szabrownikom, żeby sprawdzili to mieszkanie. Skoro ktoś tu mieszkał muszą tu być jakieś zapasy. Jeśli dacie radę, przeszukajcie następne pomieszczenia. Gary, Thomas i Charles pójdą ze mną, za tamtym grzesznikiem. - Z powrotem wyszedł na balkon i za pomocą lornetki przeczesał okolicę w nadziei, że jeszcze dojrzy wroga na ulicy.
Spróbował je jakoś ominąć i przy okazji nie zbliżał się do budynków.
Właściciel
Reich:
//Roger.//
Na ulicy kręciły się jedynie Zombie, od Szwendaczy, przez Sprinterów, Świeżych, Purchawki i na Twardym, ale śladu kogokolwiek bardziej żywego brak.
Zohan:
O ile wcześniej krążyły bez celu to teraz ruszyły w Twoim kierunku, złaknione ludzkiego mięsa. Plus jest chociaż taki, że wszystkie trzy nadchodzą z tego samego kierunku, czyli od przodu.
Ehh... Niech diabli to wezmą
Odwrócił się do swoich ludzi:
- Nowy plan. Jednak nie chcę mi się za nim leźć i ryzykować kolejną raną lub życiem. Prawdopodobnie i tak już jest martwy. Skoro wykurzyliśmy go z jego kryjówki, jeszcze dziś w nocy zginie z ręki Wampira, lub po prostu umrze z głodu. Wracajmy do roboty. Gdzie szabrownicy? Niech przeszukają to mieszkanie.
Jaka jest odległość między nimi?
Właściciel
Zohan:
Dobre pięć metrów i powoli, acz systematycznie, się zmniejsza.
Reich:
Wszyscy, o wiele raźniej, niż w wypadku pościgu, zaczęli brać się za wykonywanie swych zadań, w końcu było to znacznie mniej ryzykowne niż pościg za jakimś nieobliczalnym super komandosem.
No to jazda! Podszedł do najbliższego i zrobił zamach toporem w szyję. I tak po kolei.
Właściciel
//Chwileczkę... Czyli miałeś na myśli odległość między poszczególnymi Zombie? Bo jeśli tak to jest ona niewielka, ja to zrozumiałem jako odległość między Tobą a grupą zdechlaków.//
//Między trupami :/ No ale trudno//
Spróbował przebiec obok nich.
Właściciel
Szli na tyle blisko siebie, że zdołali Cię pochwycić, w trójkę rekompensując braki siły, i natychmiast zaczęły szukać miękkich miejsc, idealnych do wygryzienia się w nie.
Spróbował się wyrwać i odepchnąć je.
Sam rozejrzał się po mieszkaniu i oglądał przedmioty zgromadzone przez dawnego mieszkańca, których nie zdążył zabrać.
Właściciel
Zohan:
Szczęśliwie żaden Cię jeszcze nie ugryzł ani nie zadrapał, a w dodatku odepchnąłeś od siebie dwóch, jednakże jeden był silniejszy i to on obalił Ciebie, a później przycisnął do ziemi, chcąc zatopić swoje zębiska w Twoim ciele.
Reich:
W kuchni zastałeś sporo suchego prowiantu (suszone owoce i mięso, suchary i tym podobne) i butelkowanej wody, w łazience nieco medykamentów i tym podobnych. Tylko jeden pokój pozostał dla Ciebie tajemnicą, gdyż był zamknięty na cztery spusty.
Wyjął nóż i wbił go w skroń trupa, który leżał na nim. Następnie zepchnął go z siebie, wstał, wziął za topór i wbił go od góry w głowę najbliższego sztywnego.
-Strzał w dziesiątkę. - komentował, oglądając mieszkanie. Po natrafieniu na zamknięte drzwi, krzyknął - Wyważyć! - kierując ten rozkaz to Toma, który był najsilniejszy z całej grupy. - Chociaż nie, zaczekaj. - Podszedł do drzwi i przyłożył do nich ucho.
Po co miały zamykać te drzwi? Trzyma tu żywego zombie? Lub więźnia?
Zastukał dwa razy - Jest tam kto?!
Właściciel
Zohan:
Udało Ci się wyeliminować dwóch, ale ostatni rzucił się na Twoje plecy, przygniatając Cię do ziemi. Już centymetry dzieliły jego zębiska od Twojej skóry, a Ciebie od śmierci w ten czy inny sposób, gdy nagle zdechlak zaryczał i zwalił się na Ciebie całym ciężarem ciała, najpewniej martwy, bo nie daje żadnych oznak życia po życiu czy chęci odebrania go Tobie.
Reich:
Brak jakiejkolwiek odpowiedzi, a Tom tylko podniósł brew, czekając tylko na Twój rozkaz.
Spróbował się wyczołgać z pod niego lub zwalić go z siebie.
Właściciel
Zohan:
Udało Ci się uwolnić z wątpliwie czułych łapsk Zombie. Zauważyłeś, że z głowy sterczy mu strzała, która zapewne przebiła się przez czaszkę i trafiła prosto w mózg, zabijając go. Pytanie tylko, kto ocalił Ci życie, wypuszczając tę strzałę?
Reich:
Kilka prób i po chwili drzwi wpadły do środka, a Tom prawie z nimi, głównie przez rozpęd i impet, jaki włożył w ostatnie uderzenie. W środku było ciemno, ale żaden zapach czy dźwięk nie zdradzał, żeby czaiło się tam coś głodnego, zgniłego, bądź oba naraz.
Spróbował zlokalizować skąd została wystrzelona strzała.
-Idźcie do Jeremiego. On ma latarkę.
Właściciel
Zohan:
Z ulicy, a więc po prostu kierunku, do którego zmierzałeś podczas swej wędrówki.
Reich:
Tom pokiwał głową i wrócił ze źródłem światła, omiatając nim pomieszczenie. Widać, że było niewielkie, co najwyżej trzy na trzy metry i wysokie na dwa z hakiem, a zastawione różnymi metalowymi regałami, na których nic nie było, a przynajmniej tutaj, bo w dalszej części pomieszczenia dostrzegłeś kilka noży, bagnetów i maczet, dwa granaty, sporo magazynków i pojedynczych naboi, rewolwer, trzy pistolety, dwa obrzyny i karabin szturmowy.
Zabrał wszystkie swoje duperele łącznie ze strzałą i zaczął iść w tym samym kierunku co wcześniej.
W podskokach znalazł się przy znalezisku i zaczął po kolei oglądać, każdą z rzeczy/
-Haha, to się nam udało! Gdzie tych czterech tragarzy? Niech traktują to jako priorytetowy łup. Przy okazji, co już znaleźliście?
Właściciel
Zohan:
Morze ruin w dalszym ciągu, ale brak żywej duszy, jak i Zombie.
Reich:
- W tym mieszkaniu czy tak ogółem? - zapytał Tom chwilę po zwołaniu tamtych roboli.
-Ogólnie.
Podszedł do szabrowników.
- Nie chcę zwracać się do was "ej ty". Powinienem był spytać o to wcześniej. A więc, jak się nazywacie?
Właściciel
Reich:
Cała czwórka, po chwili zdziwienia i ociągania, przedstawiła się:
- Matt.
- David.
- John.
- Bruce.
Zohan:
Idziesz.
//Jeśli będziesz robić tylko i wyłącznie tę czynność, to w następnym poście masz Twardego albo inne monstrum wielkiego kalibru jak w banku.//
//god damn//
Istnieje jakaś możliwość, aby wejść na dach lub na coś wysokiego, żeby zobaczyć okolicę?
-Co udało wam się już znaleźć? I ile jeszcze jesteście w stanie spakować, jeśli doliczymy wszystko to w tym mieszkaniu?
Właściciel
Zohan:
Możesz spróbować dość ryzykownej wspin... A nie, jednak nie: Jeden z domów ma w pobliżu drabinę, którą wystarczy tylko podnieść, oprzeć o odpowiednie miejsce i wdrapać się na górę.
Reich:
Najpierw rozejrzeli się po wszystkich pokojach, żeby mieć jakikolwiek wzgląd na to wszystko.
- Raczej niewiele, ewentualnie kilka małych bibelotów. - powiedział David, po czym kontynuował: - Jak an razie nic ciekawego, trochę narzędzi, zapałek, zapalniczek, papieru toaletowego, medykamentów i sporo różnego jedzenia.
Ustawił drabinę w odpowiednim miejscu i w najbardziej bezpiecznym, a następnie wszedł na dach i zaczął obserwować okolice.
-Dobrze, żarcie jest najważniejsze. Bierzcie wszystko z tego mieszkania, a my sprawdzimy drugie piętro.
Charles, Gary, Tom za mną. - Wyszedł z pomieszczenie i zaczął wspinać się po schodach.
Właściciel
Zohan:
W dalszym ciągu ruiny, gdzieniegdzie sporo Zombie... Co go właściwie interesowało, za czym wypatrywał oczy?
Reich:
Pospiesznie wykonali rozkaz, ale już po chwili zdali sobie sprawę, że szukanie tu czegokolwiek nie ma sensu, bowiem cała klatka schodowa wyglądała jak po pożarze, a więc mieszkania na pewno nie są w lepszym stanie, co zresztą potwierdzili członkowie ekipy po szczątkowych oględzinach.
Wypatrywał człowieka, który ocalił mu życie. Również spróbował wyznaczyć sobie bezpieczną drogę.
-Nic tu nie ma. Ruszamy na trzecie piętro, nie chcę stracić tu całego dnia. - Zaczął wchodzić po schodach.
Właściciel
Zohan:
Poza Zombie nie widziałeś nikogo, a więc Twój wybawca musiał stąd dawno odejść lub skutecznie się skryć. Bezpieczną drogę? Ale dokąd?
Reich:
Tutaj szabrowaliście aż do późnego popołudnia, jeśli nie wieczora, zdobywając przede wszystkim więcej żywności i wody oraz pierdół w rodzaju narzędzi, sztućców, zastawy i tym podobnych.
-W porządku, przerwa. - Usiadał i wyciągnął butelkę wody i upił łyk. Następnie wyciągnął paczkę krakersów, wziął dwa i podał paczkę reszcie.
Tam gdzie nogi zaprowadzą.
Posiedział jeszcze trochę, wziął kilka łyków wody, a następnie zszedł z dachu po drabinie.
Właściciel
Reich:
Wszyscy mieli przerwę gdzieś, chcieli już wracać do kwatery, podróż po zmroku była samobójstwem, a na nocowanie tutaj też nie mieliście zbytnio czasu czy środków.
Zohan:
Nic się nie zmieniło, może poza tym, że powoli zapada zmrok.
- Nikt się stąd nie ruszy bez pozwolenia. Wiem, że najlepiej wracać, ale nie sprawdziliśmy całego budynku więc wszystko zależy od decyzji bazy. Matt, któryś z was miał nieść radiostację, podajcie ją.
No to trzeba szukać noclegu. Korzystając ze swojej pozycji na dachu zaczął szukać jakiegoś domu, który wydawał się najbezpieczniejszy.
Właściciel
Reich:
Otrzymałeś takową, wedle polecenia, a jej operator wywołał bazę, dając Ci możliwość porozumienia się z przełożonymi.
Zohan:
Żaden na taki nie wyglądał, wszystkie były identyczne, czego niby oczekujesz po przedmieściach?
- Eden - 2, Eden - 2. Tu oddział "Ezechiel", naszą misją było przeszukanie budynku. Znaleziono sporo jedzenie, nieco broni i amunicji i resztę mniej istotnych gratów. Doszło do konfrontacji z nieprzyjacielem, jedna osoba lekko ranna, jedna powinna jak najszybciej trafić do medyka. Nie przeszukaliśmy całego budynku, zostało jeszcze pięć, powtarzam pięć pięter, ale zapada zmrok i nie wiemy czy wracać. Czekam na rozkazy. Odbiór.