Właściciel
Korobov:
Pewnie by tam było, gdyby znał wszystkie, i gdyby nie zbudziło go gwałtowne pukanie do drzwi.
Omeg:
Za Tobą szli Besalisk i Rodianin.
- Pomyśleliśmy, że może się z Tobą wybierzmy, pokażemy miasto i w ogóle. - powiedział, niemalże usprawiedliwiająco ten pierwszy.
- Nooo... - dodał drugi. - Zresztą, w grupie zawsze raźniej.
Stanął na baczność i otworzył. Zasalutował.
-Na rozkaz.
Właściciel
- Zbieraj się Imperiuchu, lecisz na wycieczkę do naszego ośrodka szkoleniowego. - mruknął Twi'lek, choć przezywając Cię uśmiechał się szeroko.
Popatrzył się na niego, jak na akula, który go podrapał, ale nic nie powiedział, tylko wziął swoje buty (chodzi boso, dla przypomnienia), swój E-11, Imperialną Czapkę, swoją torbę z kredytami i ubraniami na zmianę i innymi rzeczami osobistymi i odwrócił się do niego.
-To są wszystkie moje rzeczy.
Z tym ostatnim stwierdzeniem średnio się zgadzał, ale nie dawał tego po sobie poznać.
- Czemu nie? Od razu się spytam, jak ludzie w tych okolicach reagują na widok broni? Bo mam jej trochę przy sobie.
Właściciel
Korobov:
Wzruszył ramionami, okręcił się na pięcie i poszedł gdzieś, dając Ci gest, żebyś szedł za nim.
Omeg:
- Jesteś z nami, więc nie masz się o co martwić, choć lokalna policja czasem nas sprawdza, tak jak szturmowcy, ale wystarczy powiedzieć, że jest się łowcą nagród. - wyjaśnił Besalisk.
Właściciel
Zaprowadził Cię do śmigacza 74-Z, a sam zajął miejsce pilota.
-To tłumaczy, dlaczego miałem opiera od generała...-usiadł na miejscu dodatkowej osoby.
- Więc z tym nie powinno być problemu. To gdzie w takim razie idziemy? Jest w pobliżu jakieś kasyno czy coś w tym stylu?
Kieruję się więc w stronę tych żołnierzy i pytam się któregoś:
-Czy to jest prom który ma się udać na Azis Prime?
Właściciel
Opliko:
Jeden odpowiedział Ci kiwnięciem głowy, lecz nie dodał nic nic więcej.
Korobov:
Usiadłeś, a Twi'lek ruszył z maksymalną prędkością w sobie znanym kierunku.
Omeg:
- "Stary Koń" to całkiem rozrywkowy przybytek. - odparł Besalisk.
Więc czeka, przy okazji sprawdzając w pamięci z opowiadań Imperialnuch, co robią w niewoli rebelianckiej.
Właściciel
Dostają w łeb, nawracają się na ich stronę lub udają, że to robią. Tak z grubsza.
Czeka więc aż dojadą, gdzie mają.
- A więc chodźmy tam. Idziemy pieszo, bierzemy taksówkę, czy któryś z was ma w pobliżu wóz?
Właściciel
Omeg:
- To dość blisko, więc możemy przejść się pieszo.
Korobov:
Czekałeś, ponad godzina minęła, i nadal nic.
Właściciel
Dwukrotne ciągłe czekanie sprawiło, iż skuter zatrzymał się pod lasem, z dala od widocznych siedzib ludzkich.
Czekał,aż tamten twi'lek pokaże, co i jak.
Właściciel
Zszedł z pojazdu i ruszył wgłąb lasu, zręcznie przedzierając się przez krzaki lub pomagając sobie maczetą.
Właściciel
Normalnego człowieka mogłyby przerazić ślepia patrzące z różnych kierunków i w różniej liczbie, a także dziwne odgłosy. Zwykłego człowieka, ale na pewno nie Ciebie, nieprawdaż?
Był chędożonym oficerem Imperialnej armii, a jak coś się nie udawało i w okolicy akurat był Vader, to jego wysyłano do zdania raportu. Walczył na Mustafar, gdzie od lawy dzieloło go zaledwie parę centymetrów, ale dla pewności przyszykował E-11 do strzału.
- Zawsze warto rozprostować nogi - zgodził się - Prowadźcie proszę
Właściciel
Korobov:
//Bardziej chodziło o to, że jesteś Togrutaninem.//
Niestety, broni pod ręką brak, już wcześniej Cię rozbroili. Niemniej, widzisz światła dość blisko.
Omeg:
Po około kwadransie trafiliście do małego lokalu, o nazwie "Pijany Koń," tak jak mówili najemnicy.
Idzie więc tam.
//Ale jego doświadczenia z Vaderem też mogą się przydać.
Właściciel
Za palisadą świeciły się ogniska, a wokół nich rozstawiono namioty. Nie brakło też ludzi i obcych, zajętych patrolowaniem, snem, jedzeniem, piciem, graniem w karty i odpoczynkiem.
To może lepiej będzie, jak zdejmie insygnia oficerskie i schiwa do torby, a jedyną wskazówką będzie tylko jego mundur, więc zdejmuje insygnia oficerskie i czapkę no i wsadza je do torby i szuka tego twi'leka.
- Niezbyt to imponująco wygląda. Mówicie, że jakie usługi oferują?
Właściciel
Korobov:
Długo szukać nie musiałeś, bo rozmawiał ze strażnikami przy głównej bramie do obozu.
Omeg:
- Alkohole, panienki, muzykę, hazard i solidne mordobicie. - wyliczył Ci na palcach Besalisk i przekroczył prób lokalu.
Stanął za nim spokojnie, bez nerwów.
- Jestem zainteresowany - powiedział Warden i poszedł za towarzyszem
Właściciel
Korobov:
Strażnicy przyglądali Ci się krytycznie, ale w końcu ruszyli do obozu, machając na Was ręką, żebyście zrobili to samo.
Omeg:
"Pijany Koń" był dość dużą speluną, oświetloną przez jaskrawe lampy pod sufitem w różnych kolorach. Najwięcej miejsca zajmował długi bar ustawiony pod ścianą, za którym stała szafka pełna alkoholi i innych trunków. Wiele było też stolików pełnych klientów i kilku specjalnych, do gry w dajarika, sabaka lub paazaka.
-Człowieka oceniają po ubraniu. To tak jakby oceniać, jak dziki będzie akul tuż po jego narodzeniu-po togrutańsku, a jego lekku i montrealne zrobiły się czerwone. Ale poszedł za nimi.
Właściciel
Więc poszedłeś, Twi'lek kiwnął Ci jedynie głową i wrócił do ścigacza, a Ty usłyszałeś jak jego maszyna ruszyła w drogę powrotną.
Idzie dalej za nimi, a jego lekku i montreale wróciły do pierwotnego koloru. Obserwował okolicę uważnie.
Czekam więc przed promem aż reszta przyjdzie..
Właściciel
Opliko:
Wszedłeś, dwójka z Delty za Tobą, a prom opuścił Gladiatora i skoczył w nadprzestrzeń.
Korobov:
Wspomniana palisada, namioty, ogniska i wielu żołnierzy Sojuszu, celujących do Ciebie z blasterów lub przyglądających się uważnie.
Nie zwracał na nich większej uwagi. Fakt, że zwykle na jego widok w każdej nowej bazie, w której się pojawił spowodowało, że to po nim spływa, jak po kaczuszce.
-Jak myślicie, gdzie nas znów przenoszą?
Mówię do kolegów z Delty.
- Całkiem nieźle to wygląda. Ale raczej nie wypada zbytnio się upijać przed... - urwał, nie chcąc publicznie rozmawiać na temat pracy. Mocno nielegalnej pracy - To umiecie grać w sabaka?
Właściciel
Korobov:
Nie zwracałeś więc uwagi, a w obozie panowała krępująca cisza, którą wypada komuś przerwać.
Opliko:
Jeden wzruszył ramionami, Oorl odparł cicho:
- Widzisz symbole na naramiennikach tych szturmowców? - zapytał, wskazując na jednego z nich. - Zgadnij, kto w ten sposób oznacza swoje jednostki?
Zaczął śpiewać starą, bardzo starą pieśń togrutan "Biały akul". Opowiada ona pokrótce o białym akulu, wielkim i potężnym, a także starym prawie ak samo, jak togrutanie, który gdy zostanie obłaskawiony (nie zabity), da wielką moc temu, kto to zrobi, a także da przywództwo nad wszystkimi togrutanami. Na szczęście przetłumaczono to na basic.
Właściciel
Korobov:
Pośpiewałeś i w ogóle, ale niewiele to dało. Właściwie to nikt tu nic o Tobie nie wie.
Opliko:
- Dokładnie. - stwierdził. - To musi być ten Lord Vex.
//Zmian tematu. Zacznę, gdy będziesz na miejscu.//
Spuścił więc głowę w szczebeskarowej nadziei, że nikt nie postanowi mu wywalić torby do góry nogami.
-Co ja mam teraz zrobić...-zapytał sę sam siebie obojętnym głosem. Chociaż każdy, kto go znał wiedział, że w sercu miał wielki strach.
Właściciel
Korobov:
Jeden z żołnierzy wskazał Ci na ognisko, butelkę jakiegoś alkoholu i pieczone mięsiwo.
- Na początek może usiądźmy. - rzekł jeszcze.
Omeg:
Niewyraźnie pokiwali głowami, widać, że nie mieli żyłki do hazardu.