I tam spróbował go znaleźć.
Właściciel
Był, gotował właśnie zupę w okazałym garze.
-I jak idzie przygotowywanie kolacji?
Właściciel
- Prawie gotowa, jak zwykle będzie w terminie, kapitanie. - powiedział do Ciebie, nie przerywając mieszania, przy okazji dosypując do gara jakiejś przyprawy.
-Jeżeli nikt ci jeszcze nie powiedział, na statku mamy o jedną osobę więcej. Klient.
Właściciel
- I co? Jak kapitan żre to co załoga, to on też będzie żreć to co załoga. Poza tym dzisiaj zrobiłem moją pomidorową.
-Nie wyobrażam sobie, żeby go mógł ominąć smak twojej pomidorowej. Po prostu informuję, że przyda się jedna porcja więcej. Nikt z chłopaków raczej nie zamierza dostać mniej na rzecz klienta, prawda?
Właściciel
- Przecież zawsze gotuję więcej, w końcu nigdy nic nie wiadomo.
-Nie, z mojej strony to wszystko. Następnym razem, gdy będziemy w porcie mam załatwić coś specjalnego do kuchni?
Właściciel
- Jak zwykle, przyprawy. No i warzywa i owoce, chłopaków jeszcze szkorbut złapie.
Kiwnął głową i ruszył do bosmana.
Właściciel
Był tam gdzie zawsze, więc z łatwością go znalazłeś.
-Nie ma to jak wrócić do starego, dobrego nawyku, prawda? A tak poza tym, chodzę i robię liste rzeczy, co mam kupić, gdy wpadniemy do portu. Masz jakieś propozycje od siebie?
Właściciel
- Tytoń do fajki. - odparł po krótkiej chwili zastanowienia.
Właściciel
Pokręcił głową.
- Tylko tyle. No i owoce dla kucharza, cholerny szkorbut zaczyna mnie łapać.
-To już mam zapisane, będą w pierwszej kolejności.
Jeżeli tu skończył, to ruszył w kierunku Cieśli Okrętowego, powinien być z Werbownikiem i Ogniomistrzem.
Właściciel
Ogniomistrz? Aż mi się fajny cytat przypomniał:
- Idę tam i widzę ojca-sierżanta...
- Ogniomistrza, durniu. - sapnął ojciec.
- Ogniomistrza, który beszta jakiegoś szeregowego. - podjął dalej swą opowieść.
- Kanoniera, durniu! - warknął ojciec, który dość już miał mylenia stopni piechoty i artylerii przez swego syna.//
Cała trojka, swym zwyczajem, wieczorem siadła do partyjki kart, więc znalazłeś ich bez problemu.
- Kapitan się dosiądzie? - spytał Werbownik. - Nie gramy na pieniądze.
- Jeszcze. - burknął Cieśla.
-Może następnym razem. Aktualnie robię listę rzeczy, które mam kupić przy następnej wizycie w porcie. Owoce i tytoń już mam zapisane.
Właściciel
- Alkohol. - rzucił Ogniomistrz przez zęby, gdy przegrał partię, a Cieśla znów zaczął rozdawać.
-Rozumiem. W razie czegoś poślijcie kogoś, by uzupełnił listę waszych potrzeb.
Zapisał i ruszył dalej, do sternika.
Właściciel
Jak zwykle był przy sterze.
Zagadał do niego podobnie jak do barmana, kuka i tych trzech karciarzy.
Właściciel
Ten również nic nie chciał.
Nigdy nic nie chciał. Skierował się więc do... a w sumie po kolei: Zastępcy, Kwatermistrza i Medyka. Z tym samym pytaniem. Reszta załogi wie, że jeżeli coś potrzeba, to trzeba się zgłosić do jednego z wcześniej wymienionych, łącznie z bosmanem itd.
Właściciel
Zastępca zgłosił brak odzienia na gorszą pogodę, kwatermistrz również, choć wspomniał też o butach, a medyk ogółem narzekał na brak lekarstw.
Wszystko zapisane, teraz czekać na kolację i zakończenie pierwszego dnia.
Właściciel
Nie czekałeś długo, bo dość szybko usłyszałeś dzwonek, którym kucharz zawsze obwieszczał najbardziej lubianą przez wszystkich porę - porę na przygodę, znaczy się: na posiłek, bo przygody przeżywacie pewnie cały czas, nieprawdaż?
Tak, a ten dzień to potwierdzał. No cóż, pora się udać na kolację.
Właściciel
Wszyscy stali w kolejce z miskami i łyżkami, a kucharz dużą chochlą nabierał pomidorowej ze swego gara.
Sam się również ustawił w kolejkę. Kapitan to kapitan, ale na pomidorową każdy musi czekać.
Właściciel
Pech chciał, że stanąłeś na końcu, ale i tak trafiłeś wreszcie do gara, gdzie otrzymałeś swoją porcję, dwa razy większą, jak to kapitan.
Właściciel
Jak zwykle zasiadłeś na swym zwyczajowym miejscu.
Jadł więc, przy okazji obserwując innych i słuchając ich rozmów.
Właściciel
Rozmawiali o sprawach dnia poprzedniego, czasem też o kliencie, którego nawiasem mówiąc tu nie ma.
Ouh, przegapia historię i kolację. Podejrzane. Zjadł, podziękował i ruszył na poszukiwanie klienta.
Właściciel
Zastałeś go tam gdzie wcześniej, czyli na Ciebie, opartego o burtę i wpatrzonego w morze.
-Nie zamierzasz zjeść kolacji?
Właściciel
Lekko podskoczył, omiatając okolicę i Ciebie zaskoczonym wzrokiem.
- Co? O co chodzi?
Właściciel
- Na to wygląda. Coś mnie ominęło?
-Kolacja. Na szczęście w połowie.
Właściciel
Skinął głową i zaczekał, aż odprowadzisz go do kambuza.