Właściciel
Podszedł na dwa kroki, a po chwili podrzucił swoją broń i złapał topór za trzonek, tuż przy podstawie. Następnie zaczął nim machać jak poje**ny, ale tylko w poziomie.
Rzucił w jego klatkę piersiową mieczem (niespodzianka gnoju, duża siła to i mieczem jednoręcznym porzucasz), co musi go zmusić do reakcji (chyba, że przyjmie na klatę coś śmiertelnego :V). Borys postarał się zareagować szybko i zbliżyć się, uderzając bokiem topora w topór wroga, byleby upadł lekko ku ziemi. Następnie przystanął na tym stopą i zamachnął się na przeciwnika. Tylko pilnował, by nie stracić równowagi.
Właściciel
Miecz poleciał, a wróg wykonał unik. Drasnąłeś go w bok, choć widać, że krwawi. Natomiast cios topora sprawił, że zahamował on go drzewcem swej broni. Zdołałeś przełamać tą imponującą broń na pół. Dalej już Ci się nie udało, bo olbrzym przejął inicjatywę, uderzając raz drewnianą częścią topora, a raz tą połową, która zakończona była ostrzem.
Odskoczył od niego.
-Jakim cudem nie pomyślałem o tym, że ich broń jest tragicznie wykonana?!
Czekał na ruch olbrzyma, był gotowy do uniku.
Właściciel
Znów odszedł o kilka kroków i rzucił w Ciebie obiema połówkami broni. Następnie wyjął swą ostatnią broń, czyli dwa topory jednoręczne o dwóch ostrzach, i zaszarżował dziko, młócąc powietrze toporami i rycząc jak dzika bestia.
Swoim toporem starał się odbić, bądź wykonać unik od tej groźniejszej połówki broni, a od samego drzewca spróbował tylko wykonać unik. Następnie uniósł topór nad głowę i rzucił nim w rywala, na koniec wyciągnął swój młot, chwycił go przy samym dole i nisko zaczął wykonywać pełne obroty, niczym tornado. (Obracał zarówno siebie, jak i młot).
Właściciel
Odbiłeś i uniknąłeś rzutów wroga, a Twój atak sprawił, że zaczął się cofać, niezbyt pewny, co ma teraz robić.
Nagle usłyszałeś donośny krzyk, który w ogóle nie był związany z prowadzoną przez Was walką. Po chwili z zarośli wysypał się grad strzał o kamiennych grotach, a po nich wylecieli stamtąd dzicy wojownicy, wszyscy umalowani w barwy wojenne. Swe ciała osłaniali futrami, skórami lub skórzanymi zbrojami, ale czasem byli i bez tego. Każdy miał miecz i nóż z brązu lub żelaza, włócznię z kamiennym grotem i drewnianą tarczę, powlekaną skórą zwierząt lub pomalowaną tak, jak ciała wojowników. Zapewne gdzieś z tyłu byli łucznicy, ale bez nich i tak cała grupa liczyła około trzydziestu wojowników.
Większość mieszkańców wsi zaczęła uciekać, kilku padło od strzał, a mężczyźni z wodzem na czele zaczęli szykować się do obrony. Tymczasem do kamiennego kręgu wbiegło pięciu napastników. Twój oponent, niewiele myśląc, rzucił się na nich i dwóm pierwszym z brzegu obciął głowy, a w tych dalszych rzucił toporami. Ostatniego napastnika, oszołomionego tak szybką stratą towarzyszy, chwycił swymi łapskami i skręcił mu kark. Później wyjął topory z ciał zabitych przez siebie przeciwników i przeniósł wzrok z ich ciał na Ciebie.
- Rozjem?
//Jasne, możesz odmówić i spróbować go zabić, ale wymyśliłem dla Ciebie na tyle fajny wątek, że aż proszę, żebyś tego nie robił ;-;//
-Teraz jesteś moim Bratem w boju. Zabijmy tych dupków.
Zabrał swój topór i odwrócił się, starając się wypatrzeć jakieś grono przeciwników, by na nich ruszyć.
Nagła zmiana planów, ciekawe.
Właściciel
Owszem, ciekawe. Napastnicy natomiast nadchodzą od Twojej prawej, ale większość rozproszyła się po wsi, pognała za jej mieszkańcami lub walczy z topniejącą ciągle obroną. Większych grupek więc brak. Wielkolud z miejsca pobiegł pomóc swym współplemieńcom i wodzowi, na Ciebie natomiast rzuciło się dwóch dzikusów, licząc zapewne, że przewaga liczebna zapewni im zwycięstwo.
Ruszył ku nim, kręcąc młynki toporem. W razie czego robił uniki, a gdy się zbliżył na wystarczającą odległość- Na jednego zamachnął się toporem z góry, a drugiego najpierw przewrócił, a później zmiażdżył głowę.
Właściciel
Zmiażdżyłeś więc głowę jednego napastnika, drugi skończył z ostrzem topora w głowie, a warto nadmienić, że ostrze to zatrzymało się dopiero na zębach, niemalże przepoławiając całą czaszkę.
Wyciągnął broń i poszukał kolejnego przeciwnika.
Właściciel
Ich położenie prawie wcale się nie zmieniło.
Ruszył wspomóc cywili, siekając wrogów po głowach i klatkach piersiowych.
Właściciel
Twój dziki szał uratował wielu cywili i pozbawił życia kolejnych siedmiu napastników. Pozostali wycofali się, lecz zabrali znaczną ilość kobiet i trochę dzieci.
Z walczących mężczyzn ostał się jedynie wódz i jego dwóch przybocznych, obaj nafaszerowani strzałami i pokryci ranami. Był też wielkolud, żywy i bez nawet jednej blizny. Choć może miał jakąś, ale wobec tak wielu innych, co znaczy ta jedna więcej?
-Nie ma czasu do stracenia, kim oni są?
Właściciel
//Kogo pytasz i czy pytasz o porwanych, czy o tych, co napadli na wieś?//
///Rzucam zdanie do tych, którzy pozostali przy życiu (olbrzym, wódz itd.). No i się pytam o atakujących ;-;
Właściciel
- Łowcy ludzi. - wyjaśnił zwięźle wielkolud, ale nie dodał nic więcej. Trzej pozostali odeszli, zapewne do chaty medyka.
Właściciel
- Trzeba iść odbić naszych. - powiedział i ruszył do kręgu po swoją maczugę, bo topora raczej nie odzyska.
-Ta. To jestem z tobą.
On natomiast ruszył po swoje miecze u kuszę, którą załadował bełtem.
Właściciel
Wziąłeś je bez problemu. Olbrzym odszedł gdzieś i straciłeś go z oczu. Zapewne wszedł do jednej z chat.
Właściciel
W końcu wrócił, a z nimi wódz podpierany przez jednego z wojowników i szamana.
-Ja jestem gotów, by ruszyć.
Właściciel
- Możecie pójść tylko we dwójkę. - powiedział wódz. - Szaman i tych kilku wojowników musi zostać, by bronić wsi, jeśli wrócą.
Właściciel
- Tak więc idźcie. - powiedział i machnął Wam ręką, a wielkolud ruszył przed siebie.
Ruszył, starając się dotrzymywać kroku wielkoludowi.
Właściciel
Było to nico problematyczne, bo widać, że się spieszył i jednym krokiem pokonywał metr, półtora, a może i więcej.
No to przynajmniej starał się nie stracić go z oczu.
Właściciel
To już idzie łatwiej, ale i tak jesteś w tyle, bo jakieś dwa, trzy kroki (jego kroki) za nim.
Nieistotne. Byleby go nie stracić z oczu.
Właściciel
Tak więc idziesz, dopóki on nie stanął jak wryty.
Zatrzymał się, gdy się trochę do niego zbliżył.
Właściciel
Zauważyłeś kilka wbitych w ziemię włóczni, identycznych jak te, których użyli atakujący wioskę. Tyle że teraz na ich grotach zatknięto głowy kilku dzieci i kobiet przez nich uprowadzonych. Każda z głów miała wymalowany na twarzy obraz ogromnego cierpienia. Ich poćwiartowane ciała leżały kilka kroków dalej...
-No, agresja rośnie w miarę potęgi.
Czekał na reakcję towarzysza.
Właściciel
Wzniósł głowę w górę, a po chwili z jego piersi wydał się okrzyk, a właściwie ryk, w którym zawarł całą swoją wściekłość, gniew, nienawiść i smutek. Później ruszył dalej, jeszcze bardziej przyspieszając kroku.
To, że przyspieszył nie pocieszyło go, ruszył za nim.
Właściciel
Udało Ci się go dogonić i usłyszałeś jak mamrota jakieś przekleństwa i to w kilku różnych językach.
A co go to. Szedł za nim.
Znaczy się, olbrzym szedł. Zielony prawie biegł.
Właściciel
W końcu powoli zaczęło zachodzić słońce, a on zszedł z głównej drogi na polankę, by tam rozbić obóz.
Zszedł również.
-Jeżeli ci to nie będzie przeszkadzało, wezmę pierwszą wartę.