Właściciel
Może Delhi? Było najbliżej.
Właściciel
Znalazł mapę Delhi. Co było oczywiste głupi narratorze. Czegoś szczególnego na niej szukał?
Czegoś, co może je jakoś wyróżniać. Może inne kolory, odznaczenia, których nie ma w legendzie, lub typowym planie miasta?
Właściciel
Owszem, były. Zielone kwadrady, linie zaznaczone na niebiesko i trójkąty. Tutaj akurat był Biały, ale na innych mapach miały inne kolory. Czasem kolory i cyfry.
-Szary! Wyjaśnisz mi te znaczenia?!
-Jakieś kwadraty, trójkąty i tak dalej w różnych kolorach!
Właściciel
Podszedł do niej. Bezbłędnie.
-Oh, to.
Właściciel
-Nic, czym powinieneś się martwić. Takie tam informacje związane z naszą organizacją.
Wasza organizacją? Czym się zajmuje?
Właściciel
/// -
-Zobaczysz, jednakże nie teraz.
//Każdemu się zdarzy zapomnieć.//
- Mamy czekać, czy jednak masz dla mnie jakąś robotę?
Właściciel
//Wiem. Jak mi o tym, że mam jakieś grupy.
-Możesz iść do piekarnii.
Lekko się zdziwil.
- Dobra... teraz tylko powiedz, po co dokładnie i gdzie jest?
Właściciel
-Po bułki. Jak możesz, to ja poproszę pełnoziarniste. Na rogu tej ulicy, pieniądze leżą przy drzwiach wyjściowych.
Poszedł więc po pieniądze, jeżeli szczęśliwie tam były, to ruszyłby do sklepu.
Właściciel
Były, wysypane ze skarbonki kościelnej dla biednych. Jakieś 100 euro, więc z pewnością kupi to, co potrzeba.
Tak, na pewno. Udał się więc za wskazówkami do piekarni.
Właściciel
Dotarł do małej, lecz schludnej i przyjemnej dla oka piekarni.
No to wszedł do środka.
- Dzień Dobry, są bułki pełnoziarniste?
Właściciel
Odpowiedział mu uśmiech starszego mężczyzny. Potężnie zbudowany, ale i brzucha dostał w ciągu mijających lat.
-Oczywiście że są, zawsze są.
- Świetnie, to poproszę z hmmm... pięć? I jeszcze trzy regionalne, jeżeli są takie.
Właściciel
-Oczywiście.
Ubrał czyste rękawiczki i wyciągnął reklamówkę, a później włożył tam zamówione pieczywo.
-Coś jeszcze?
- Nie, raczej tyle. Ile to będzie?
Zapłacił więc, po czym wyszedł i skierował się w stronę kościoła.
- Wróciłem!
Krzyknął, odkładając resztę pieniędzy tam, skąd je wziął i wchodząc w głąb kościoła.
Właściciel
Jego towarzysz, Szary, nadal siedział przy sprzęcie, ale ręką wskazał na stół w oddali.
-Tam to połóż, zrobię kanapki.
Położył więc we wskazane miejsce.
- Znajdzie się dla mnie jakaś poważniejsza robota?
- Można więcej? Pisać? Czytać? Segregować?
- Jeżeli wskażesz adresy, to chętnie. Byleby coś robić.
Właściciel
Podał mu kilka paczek listów.
-Adresy są na górze.
- Można jeszcze mapę, lub plan miasta? I mam jakiś odgórny limit czasu?
Właściciel
Max
-Nie, nie masz.
Podał mu mapę, papierową.
Sprawdzał więc adresy listów na mapie i wyszukiwał najbliższej lokalizacji.
Właściciel
Max
Na każdą paczkę przypadał jeden adres. Najbliżej była komenda policji, gdyż tylko trzy ulice dalej.
Ruszył więc tam, sprawdzając po drodze, czy jest na właściwej ulicy.
Właściciel
Najprawdopodobniej będzie, gdyż tak świadczą wszystkie znaki na niebie i na drodze.
O, to dobrze. Szedł więc dalej, aż nie doszedł.
Właściciel
To komenda policji, niech włazi.