- Myślę, że dzięki więzi, która łączy mnie z papierem uda mi się uniknąć nawet starzenia się. Ale to tylko spekulacje.
Właścicielka
- Nie umieraj, papierku. - uśmiechnął się.
Odwróciła resztę swojego papierowego ciała. - na to chyba troszkę za wcześnie
Właścicielka
- To dobrze! Nie lubię patrzeć jak umierają.
- Nie mów już o śmierci, ok?
Właścicielka
- Och. Okej. Ludzie mówią, że to dziwne, że nie umiem latać.
- Naradę nie potrafisz? Latałeś kiedykolwiek?
Właścicielka
- Nie, właśnie okropnie się boję.
- Mogę Ci pomóc jeśli chcesz.
- Złapię Cię jeśli spadniesz. - jakby dla potwierdzenia, że jest w stanie tego dokonać ubiosła się pół metra ponad konar, na którym stała, i tam zawisła. Uważała przy tym, by tym razem nie trafić w gałąź.
Właścicielka
Podał jej swą szponiastą rękę.
Złapała ją i stanęła obok niego. Spojrzała przed siebie próbując przewidzieć możliwe komplikacje. Co jest pod nimi?
Nie będzie źle. Skomponowała się. Noa 2 zleciała na dół, by wraz z wyjątkowo dużymi skrzydłami asekurować lot, a w razie potrzeby być amortyzacją. - Gotowy?
- Nic, ale jeśli nie chcesz, to postaraj się nie upadać.
Właścicielka
- Ale czemu mnie nadal trzymasz za reke?
Spurpurowiała. - Przepraszam - powiedziała i natychmiast puściła jego rękę, po czy wzleciała do góry (uważając na gałęzie) aby stamtąd obserwować lot.
Właścicielka
Aon, czy też jakkolwiek ptaszeł miał na imię, spojrzał na Noę bezradnie. Stanął jednak prosto, wyciągnął skrzydła i poderwał się do lotu!
Cóż, poza tym, że panikował latając dwa decymetry nad ziemią, to nie, nie było źle.
Właścicielka
- N-Naprawdę?
Podleciał odrobinę wyżej.
- Bardzo. - Przygotowała swoje drugie ciało do szybkiej reakcji. Zazwyczaj, jak kogoś pochwalisz, to nagle wszystko się rozsypuje.
Właścicielka
Aon unormował nieco oddech i zmrużył oczy. Unosił się nawet w miarę stabilnie, choć machał skrzydłami jak popieprzony.
Cóż. Może sam zacznie to robić bardziej rytmicznie. Nie przeszkadzała mu.
- Spróbuj troszeczkę mniej chaotycznie.
- W rytmie. Śpiewaj sobie pioseneczkę i machaj do rytmu. Byle nie zbyt wolną.
Właścicielka
Coś śpiewał, ale ledwie ruszając dziobem i nie wydając dźwięku, w końcu łapiąc rytm.
- Iii... co teraz?
- Teraz potrafisz latać. Spróbuj lecieć w jakimś określonym kierunku.
Właścicielka
- Bolą mnie skrzydła. Uch!
- to odpocznij. chyba długo nimi nie ruszałeś...?
Właścicielka
Aon zleciał nieco niżej, po czym runął w mech.
- No odkąd ludzie zaczęli mówić, że nie umiem latać to przestałem latać.
Właścicielka
- Co się będę z debilami kłócił.
- no właśnie! Miałeś ich ignorować i latać dalej.
Właścicielka
- Oj, wystarczy mi tej próby lotu na jeden dzień.
- Ok. To co teraz robimy?
Właścicielka
- Może pójdziemy na lody?
- Taaak! - zaczęła skakać z radości.
- Nie wiem, a co to lody?
Właścicielka
- Nie wiem, czasem spadają z nieba i są smaczne.
- że nie powinno się tak robić.
Właścicielka
- To słowo w ogóle nie pasuje do znaczenia.