Imię: Rafael
Nazwisko: Rexwent
Rasa: Łak
Pseudonim: Samotny Wędrowiec
Charakter: Pokażę w grze
Wiek: 29 lat
Towarzysz: brak
Majątek + nieruchomości: 500 sztuk złota
Historia :
Prolog
Czy Elivatar podczas tworzenia łaków wiedział, że w przyszłości będą oni pod jarzmem magów? Będą ich podwładnymi, sługami, niewolnikami. Dlaczego pośród tylu wolnych ras, to właśnie obdarzeni specjalną mocą ludzie, nie mogą decydować o własnym losie? Są uzależnieni od magów! Od tych, którzy władają magią i oficjalnie głoszą, że chcą czynić dobro. Tylko dlaczego jednocześnie upodlają łaków? Od bardzo dawna nic się nie zmieniło i cały czas niezwykli ludzie muszą usługiwać garstce panów.
Thor – Alta i Bor – Mantis. Dwa najbardziej znane klany łaków. Wielu słyszało także o klanach łaków przyjmujących postacie wilków, czy niedźwiedzi. Zaś są także łaki, które zmieniają się w tygrysy. Ich istnienie jest owiane tajemnicą, nie licząc plotek. Tig – Vena, to właśnie ten klan. Teraz już go nie ma. Dlaczego? Opowiem za moment. Władzę nad Tig – Vena pełnił szalony mag, Vesciptius. Styric, który od niemalże sześciuset lat pastwił się nad swoimi sługami, łakami. Znalazł on gdzieś, jakąś pradawną księgę, o której można by powiedzieć wiele, oprócz tego, że jest prawdziwa. Było w niej napisane, że dzięki wykąpaniu się w ogromnej kadzi, wypełnionej tysiącem litrów zwierzęcego łoju, wykąpany będzie mógł władać każdym z rodzai magii, oraz utworzy wrota do wymiaru Koriwa. Żaden mądry mag by w to nie uwierzył i spalił to w kominku, ale Vesciptius nie był mądry. Był szalony i przez ponad pół tysiąclecia wyzyskiwał łaki z klanu Tig – Vena, zmuszając je do nieustannego polowania na zwierzynę w Lesie Lerolga. Pół biedy, gdyby musiałby tylko polować. Problem był taki, że zmuszone były do dźwigania upolowanej zdobyczy z powrotem do siedziby klanu, aby mag mógł osobiście wydobyć z niej łój i wlać go do kadzi. Część łaków musiało pełnić całodobową wartę przy pojemniku z „drogocennym” płynem. Jeśli jakiś podwładny nie był już zdolny do służby. Czy to z ran odniesionych podczas polowań, czy to z wycieńczenia, Vesciptius bez żadnych oporów go zabijał.
Dzieciństwo i odkrycie „swojej prawdziwej natury”
Właśnie w takich warunkach urodził się Rafael. Matkę pamięta jako niewysoką, szczupłą kobietę z kaskadą opadających długich, złocistych włosów, o błękitnych oczach i słodkim głosie. Właśnie takim śpiewała mu kołysanki wieczorem, a rano już jej nie było. Tak samo jak ojca. Jego wyglądu młody Rexwent nie pamięta. Kiedy rodzice biegali po lesie w poszukiwaniu łoju mały chłopina bawił się sam z innymi małymi dziećmi. Tak było do czasu, gdy Rafael przekroczył wiek dwunastu lat. Wtedy z przstrachem zauważył, że kiedy rozmarzy się o jakimś mięsnym posiłku z jego dłoni wyrastają niewielkie pazury, które natychmiast znikają, gdy przestaje o nim myśleć. Było to dla niego niepokojące zwłaszcza, że podobną przypadłość zauważyli też jego koledzy i koleżanki. Jego młody umysł nie mógł sam tego rozwikłać, dlatego chłopak poszedł z problemem do osób, którym najbardziej ufał. Do rodziców.
Wycieńczeni z powodu, jakiego Rafael nie znał, właśnie wypoczywali pod jednym z drzew Lasu, gdy syn do nich podszedł. To podczas tej rozmowy chłopak dowiedział się o swoim darze i przeznaczeniu. Jako dziecko nie zrozumiał jeszcze jak okrutna będzie praca pod jarzmem Vesciptiusa. Zamiast tego całą jego uwagę zajął temat jego niesamowitej mocy. Nie potrafił sprecyzować na ile rozumie słowa rodziców, dlatego para postanowiła zachęcić go do przemiany, gdyż tylko ona mogła, jak to powiedziała matka, „wyzwolić twoją prawdziwą naturę”.
Początkowo próby Rafaela były nieudane, ponieważ cały czas w jego głowie tkwiła obawa przed skutkami. To ona działała jak blokada, uniemożliwiając chłopakowi przemianę. Rodzice cały czas powtarzali mu, aby częściowo wyłączył myślenie i zdał się na instynkt. Ale tylko częściowo, bo inaczej mógłby oszaleć i nigdy nie wrócić do poprzedniej formy. Niezbyt optymistyczna alternatywa nie powstrzymała jednak chłopaka. Młody Rexwent próbował jeszcze wielokrotnie, bez powodzenia. Matka poradziła mu ,aby odpoczął.
Rafael posłuchał i położył się na trawie, rozmyślając o przyrodzie. Przymknął powieki, ale oczyma wyobraźni widział piękne kobierce kwiatów, szemrzącą wodę strumyka, zielone krzewy, miękką trawę pod... łapami? Nagle jakby widział wyraźniej, a jego ciało owiał miły wietrzyk. Zobaczył w oddali jelenia o rozłożystym porożu i mimowolnie przywarł do podłoża. Spodziewał się, że jego stopy odziane w stworzone ze skór i kawałka kory obuwie, będą głośno szurać po trawie. Jakieś było jego zdziwienie, kiedy nie usłyszał absolutnie niczego. Jeszcze bardziej zdziwł się, gdy ujrzał dziwne, sterczące włosy po obu stronach jego nosa. Wystraszony otworzył oczy i... z przerażenia przewrócił się na bok. Dlaczego ujrzał majtające w powietrzu nogi pokryte ciemnoszarym futrem?! Chciał zawołać o pomoc do rodziców, ale z jego gardła zamiast tego wydobył się zwierzęcy ryk! Całkowicie wystraszony i zdezorientowany spojrzał w stronę, gdzie powinni siedzieć. Swoimi oczami wyraźnie zobaczył jak po twarzy jego matki spływają łzy. Czy płakała z radości, czy z rozpaczy nad przyszłym losem swojego dziecka?
- Synu to jest właśnie twoja natura – odezwał się z wyczuwalną dumą w głosie Gareth. Widać było, że też jest wzruszony, ale nie chciał tego okazywać.
Rafael po paru chwilach się uspokoił i zerknął w dół, gdzie powinien ujrzeć swoje ludzkie ciało i nogi. Teraz zamiast nich był długi, pokryty ciemnoszarą sierścią, tułów i krótkie, muskularne nogi o takim samym ubarwieniu. Najbardziej uwagę młodego Rexwenta przyciągnął wijący się, czarny ogon. Przez długi czas chłopak przyglądał się swojemu ciału. I z każdą minutą nabierał przekonania, że podoba mu się taki wygląd. Był jeszcze dzieckiem i nie spodziewał się co będzie musiał robić w przyszłości przez swój dar...
Młodość w niewoli
Pędził przez nieprzebyte przestrzenie Lasu Lerolga. Każdy mięsień w jego ciele pracował, zasilany przez pulsującą w żyłach krew. Nie jadł już długi czas i był naprawdę wycieńczony, a organizm ciągnął już ostatniem sił. Musiał znaleźć coś do zjedzenia. Łapy miał poranione przez kamyki, szorstką ziemię, leżące gałęzie i ostre rośliny. Ale to nie było istotne. Najważniejszy był instynkt przetrwania. Rexwent miał przeczucie, że kres jego sił jest blisko i za wszelką cenę nie mógł do tego dopuścić.
Nagle wśród listowia ukazał się charakterystyczny kształt. Dorosły jeleń o wybujałym porożu i apetycznym wyglądzie. Rafael zwolnił i przywarł do ziemi. Wolniutko. Krok po kroku. Coraz bliżej. Czarny tygrys skradał się ostrożnie w stronę ofiary, która zajęta była skubaniem rosnącej tutaj trawy. Jeleń nagle tknięty przeczuciem podniósł głowę, ale było już za późno. Ujrzał tylko ogromne, czarne cielsko które skoczyło na niego z niewyobrażalną szybkością i powaliło masywnymi łapami na ziemię. Potem poczuł tylko ogromny ból, gdy kły napastnika rozerwały jego tętnicę szyjną. Czuł zapach swojej krwi. Zdołał jeszcze lekko podnieść głowę i zobaczyć łeb swojego mordercy. Dwa złote punkciki. To ostatnia rzecz którą zobaczył.
Rafael instynktownie poczekał, aż ofiara się wykrwawi, po czym spełnił to, czego żądało jego wygłodniałe ciało. Korzystając ze swoich doskonale przystosowanych do tego szczęk wgryzał się w ofiarę, pożerając najlepsze kąski. Po dwóch godzinach jeleń odchudził się o 60 kilogramów, a Rexwent w formie tygrysa odpoczywał przy jego zwłokach.
Dwa dni później Rafael przytargał ze sobą resztę ciała ofiary, zgodnie z zaleceniami władcy. Znając powód w jakim muszą przynosić ofiary tutaj, przy uczcie celowo ominął ten region ciała, gdzie zgromadzony jest łój. Vesciptius jednak uznał ten czyn za nieposłuszność i postanowił ukarać niepokornego sługę.
Fale bólu, omdleń i mrowienia przechodziły przez jego ciało na zmianę. Już piąty dzień stał nieruchomo, z łapami przymarźniętymi do podłoża lodowymi bryłami. Co jakiś czas, dla zabawy, mag przychodził do niego i za pomocą magii wysysał z jego płuc powietrze, śmiejąc się obłąkańczo, widząc jak ten rozpaczliwie stara się łapać cząstki życiodajnego tlenu. Ale młody Rexwent nieugięcie wytrzymywał tortury, a w jego głowie zaczęła pojawiać się myśl o rebelii. Nadzieja o zjednoczeniu rodaków i obalenia tyrana. Z każdym dniem ta myśl wzbierała i nawet po tygodniu tortur, gdy mag „dobrodusznie” odpuścił mu jego występek i mógł wrócić do polowań, nie zgasła. Zaczęła płonąć coraz żywszym ogniem...
Wśród lasów znajdziesz przyjaciół
Po raz kolejny przemierzał ostępy lasu. Nie mógł zliczyć który to już raz. Stracił rachubę przy pięćdziesiątym trzecim, a od tamtego czasu minęło już kilkanaście lat. Czuł się już znużony ciągłą pogonią za zwierzyną. Zbyt częste polowania sprawiły, że jego instynkt mordu osłabł. Chociaż zawsze powracał, gdy Rafael dostrzegł jakąś ofiarę. Wtedy na nowo pojawiał się zapał i chęci. Ale parę godzin po udanym polowaniu instynkt wyparowywał.
Pewnego razu gdy przebiegał obok leśnego strumyka jego niezwykle wyczulone uszy dosłyszały coś nowego. Nie był to szum płynącej wody, ani świergot leśnych ptaków, tylko głos. A właściwie śpiew. Słodki i melodyjny, chociaż cichy. Człowiek w życiu by go nie dosłyszał, ale Rafael nie był do końca człowiekiem. Oczarowany dźwiękiem przystanął i zaczął się ostrożnie zbliżać w stronę miejsca, gdzie według niego znajdowało się źródło głosu. Gdy minął ostatnie gęstsze krzaki i wytknął łeb przez gałęzie dostrzegł postać. Była wysoka i szczupła, a długie, kruczoczarne włosy opadały jej na ramiona. Szpiczaste uszy sterczące po obu stronach głowy wskazywały, że jest to elf. Rexwent słyszał co nieco o tej rasie od innych łaków. W końcu żyły w tym samym lecie, w którym oni. Tygrys nadal stał nieruchomo, wpatrzony w plecy postaci, gdy ta klęcząc nad strumykiem nuciła. Nagle wiedziony jakimś instynktem łak ruszył do przodu i przypadkowo nadepnął na małą gałąź. Ale ta mała gałąź trzasła tak głośno, że przez chwilę sam Rafael zdziwił się jak to się stało. Postać, gdy tylko usłyszała trzask natychmiast umilkła i w ułamek sekundy chwyciła łuk. Chwilę później strzała była już na cięciwie, a twarz młodej elfki wyrażała skupienie, ale również i przerażenie wielkością zwierzęcia. Dziewczyna się jednak nie wahała i śmiało puściła cięciwę, która zaśpiewała jaskółczym głosem, gdy wypuszczała strzałę. Pocisk leciał z niewyobrażalną prędkością, ale nagle się zatrzymał. Jednak nie w ciele tygrysa, ale w jego pysku. Rafael sam nie wiedząc jak, złapał lecącą strzałę w zęby. Nic mu się nie stało, ale elfka już była gotowa wystrzelić drugi pocisk, również zdziwiona tym co się wydarzyło.
Jej wyraz twarzy w tym momencie był niczym w porównaniu z jej zdziwieniem, gdy ogromny czarny tygrys zamienił się w młodzieńca. Po chwili na bladych policzkach dziewczyny pojawiły się czerwone rumieńce. Rafael w ludzkiej postaci ukazał się jej kompletnie nagi. Chociaż mimowolnie odwróciła głowę, to chłopak się jej spodobał i ukradkiem zerknęła w jego stronę jeszcze raz. Tym razem ich wzroki się napotkały, a elfka jeszcze bardziej się zaczerwieniła. Natomiast Rexwent siedział golusieńki i tylko wpatrywał się swoimi złotymi oczami w piękne ciało dziewczyny, nie śmiąc się nawet odezwać.
Trwali tak nieruchomo może ze dwie, trzy minuty. Lecz w pewnym momencie elfka odeszła. Bez słów. Rafael jeszcze przez parę minut siedział na miękkie trawie, wciąż oczyma wyobraźni widzący piękną dziewczynę. W końcu sielanka się skończyła i młodzieniec wrócił do swojej misji.
Parę tygodni później Rexwent znów przebiegał obok tego miejsca i po raz kolejny usłyszał ten sam melodyjny śpiew. Tym razem po wyjściu z krzaków lekko zamruczał, cały czas będąc pod postacią czarnego tygrysa. Elfka odwróciła się i odruchowo sięgnęła po łuk. Rafael nie miał jednak wobec niej złych zamiarów i na znak swych pokojowych intencji, wygodnie położył się na trawie, spoglądając na nią uważnie swoimi kocimi oczami. Znów oboje znieruchomieli, nie licząc prężącego i zwijającego się czarnego ogona. W końcu po pięciu minutach dziewczyna zebrała się na odwagę i odezwała się do łaka lekko łamiącym się ze strachu głosem:
- K...Ki... Czy... Czym t...tty...je...jesteś?
Młodzieniec chciał odpowiedzieć, ale z jego ust rozległ się tylko lekki ryk. Tak zapatrzył się w przedstawicielkę płci pięknej, że aż zapomniał kim jest. A jej śpiew to było coś, co powodowało u niego dreszcze rozkoszy. Musiał zaryzykować i ponownie zmienić się w człowieka. Inaczej nic by z tego nie wyszło. Dlatego po raz kolejny zmienił formę i po chwili zamiast tygrysa, na trawie leżał młodzieniec o kruczoczarnych kudłach. Tym razem mógł już odpowiedzieć w normalnym języku, co też uczynił.
- Jestem łakiem.
- Cz...Czym? - oczy dziewczyny rozszerzyły się. Lecz nie ze strachu, tylko ze zdziwienia.
- Umiem zmieniać się w zwierzę, to wszystko – lakoniczne wytłumaczenie nie wyjaśniło za bardzo elfce z czym ma do czynienia, ale nie mogła o to winić Rexwenta. On po prostu powiedział, to czego nauczyli go rodzice. A to, że część zataił, to już zasługa jego ostrożności.
- To zauważyłam – prychnęła, po czym znów zaczęła drążyć temat. – Ale jak ty to robisz? Magia? - dziewczyna zrobiła mały krok w tył, ujrzawszy w oczach młodzieńca błysk. Nie wiedziała, że na słowo „magia” od razu przypomniał mu się jego pan i odżyły przykre wspomnienia.
- Nie. Po prostu dar od urodzenia – chłopak odpowiedział krótko i treściwie.
- Taa. A co ty tutaj robisz? - elfka sprawiała wrażenie, jakby przestała się obawiać Rafaela.
- Poluję – trzeba przyznać, że dyplomatą to on nigdy nie zostanie.
- Na co? - przedstawicielka płci pięknej była najwyraźniej bardzo ciekawska.
- Na zwierzęta.
- Po co?
- Żeby zanieść je nasz... - Rexwent za późno zorientował się, że chlapnął za dużo - …naszym rodzinom.
- Czyli żywicie się mięsem? Gotowanym, czy? - elfka z obrzydzeniem spojrzała na młodzieńca, a ten zrozumiał na jakiej podstawie.
- Polujemy jako zwierzęta, ale posiłek spożywamy jako normalni ludzie – chłopak przygryzł wargi. Kłamał. Tak naprawdę upolowana przez nich zwierzyna po wypatroszeniu z łoju była palona, a tylko co dziesiąta ofiara mogła być zjedzona przez łowcę. Oczywiście po uprzednim spuszczeniu łoju. Rafael się tym jednak zbytnio nie przejmował i gdy upolował jakąś niewielką zwierzynę to zjadał ją w całości. Dzięki temu jakoś utrzymywał się w formie.
Rozmówczyni na chwilę zamilkła, zapewne starając się zrozumieć słowa młodzieńca, co on skrupulatnie wykorzystał.
- A ty zapewne jesteś elfem?
- Co? Ach, tak – dziewczyna lekko się uśmiechnęła, po czym dodała. – Skąd wiesz?
- Mówiono nam jak wyglądacie, byśmy przez przypadek was nie zaatakowali. Mogłoby to spowodować niepotrzebny konflikt między naszymi rasami. A las jest przecież wystarczająco duży i obfity w zwierzynę dla wszyskich, prawda? - Rexwent też lekko się uśmiechnął, cały czas patrząc na twarz elfki.
- Prawda.
- Jak masz na imię? - rozpoczął znów rozmowę młodzieniec, czując że się nieco nie klei.
- Ahrai.
- Bardzo ładne imię - dziewczyna oblała się rumieńcem, a po chwili zawstydzona własnym zachowaniem odwróciła twarz. Dopiero po dłuższym momencie mogła wrócić do konwersacji.
- A ty?
- Rafael.
- Też fajnie.
I możecie wierzyć lub nie, ale tak się zaczęła niezwykła przyjaźń między łakiem a elfką. Nie wiadomo co na to powiedzieliby Mitter i Elivatar, ale chyba nic złego. W końcu kto zabroni dwóm istotom stać się przyjaciółmi i połączyć się więzią. Zwłaszcza, że w przypadku tej dwójki ta znajomość zaczęła przeradzać się w coś większego i kto wie jakby się skończyła, gdyby nie problemy Rafaela. Mag bez przerwy pastwił się nad poddanymi, czym na pewno nie zdobył ich zaufania. Jedynym powodem, dlaczego jeszcze się nie zbuntowali był fakt, że bądź co bądź, Vesciptius był doświadczonym magiem, który doskonale władał magią.
Rexwent niemalże cały czas myślał nad tym jak obalić tyrana i zapewnić pobratymcom wolność. Wiedział, że jeśli ktoś ma wymyślić jak pozbyć się maga, to tylko on. Tak przynajmniej podpowiadał mu instynkt. Atak zbiorowy byłby skuteczny, ale istniało za duże ryzyko niepowodzenia. Pojedynek z tak potężnym magiem też nie byłby zbyt dobrym pomysłem. Pozostawał cios z ukrycia. Tylko problem był w tym, jak zakradnąć się po cichu do Vesciptiusa. Zbyt wiele lat Styric przebywał w otoczeniu łaków, by nie umieć usłyszeć ich kroku. Więc jak pozbyć się tyrana? Rozwiązanie pojawiło się w głowie łaka, gdy na jednym ze spotkań z Ahrai skupił przez chwilę uwagę na jej łuku. Wystarczył moment i od razu zaświtała myśli, że przecież można skutecznie trafić maga strzałą z łuku. Plan już wykoncypował, więcej problemów miał z nakłonieniem elfki do udzielenia mu paru lekcji łucznictwa. W końcu młodzieniec przystąpił do nauki i, mówiąc szczerze, przez pierwsze dwa „kursy” niemal cały czas doprowadzał Ahrai do szału lub zrezygnowania. Potem jednak powoli zaczął się wczuwać i stając się coraz lepszym łucznikiem. Ale do naprawdę wysokiego poziomu doszedł dopiero po sześciu latach, w wieku dwudziestu czterech. To wtedy poczuł, że dzień obalenia tyrana nadchodzi...
Dzień rozpaczy, dzień wolności
Coraz więcej łaków w tajemnicy zaczęło dołączać się do „Rebelii”, czekając tylko na odpowiedni moment do ataku. Im bardziej kadź się zapełniała, tym bardziej sadystyczny stawał się mag. Jeśli tylko jakiś podwładny przyniósł ofiarę, która miała mało łoju, w najlepszym przypadku spędzał tydzień z łapami przymarźniętymi do podłoża. W najgorszym... cóż, Vesciptius nie miał żadnych skropułów. Żadnych. Tego roku zginęła ponad jedna piąta populacji klanu Tig – Vena, a rozpacz łakowych rodzin była nie do opisania. I wtedy nadszedł ten dzień.
Kadź została całkowicie wypełniona zwierzęcym łojem zebranym przez pokolenia sług maga. Ten nie tracąc czasu wszedł do naczynia i zaczął kąpać się w jego zawartości. Po wypluskaniu się w kadzi Styric wytarł się z łoju i czekał na przypływ mocy. Rzecz jasna nic się nie wydarzyło, a w Vesciptiusie zaczął narastać gniew. Cuchnący łojem, z coraz bardziej purpurową ze złości twarzą, mag w końcu nie wytrzymał i wystrzelił w kierunku najbliższego łaka lodowy pocisk. Ten wbił się z łatwością w ciało i przeszedł na wylot przez klatkę piersiową. Natychmiast z otworów wypłynęły strugi krwi, plamiąc soczysto zieloną trawę szkarłatną posoką.
- To wy jesteście wszystkiemu winne bezmyślne stworzenia! - zaczął wykrzykiwać mag, ciskając w swoich poddanych kolejne lodowe pociski. Paru kolejnych łaków upadło bez życia na ziemię, z ciałami przeszytymi soplami. Grupka młodszych przemieniła się w zwierzęcą formę i rzuciła na Styrica. Za ich przykładem postąpiła reszta klanu, atakując Vesciptiusa. Tyran jednak był doskonale wyćwiczony w magii wody, lodu i elektryczności. Trzech pierwszych napastników zmienił w kupki popiołu za pomocą piorunów, czworo następnych śmiertelnie poraził błyskawicami, a paru będących w dalszej odległości potraktował lodowymi pociskami. Rozpętała się straszliwa walka podczas której mag pozbawiał życia kolejnych łaków, a ci nieskutecznie starali się go okrążyć i zaatakować. Las wypełnił się rykiem rozwścieczonych sług Styrica, głuchymi odgłosami bólu i szyderczymi okrzykami Vesciptiusa.
W międzyczasie Rafael zaszył się w krzakach i znalazłszy w kryjówce łuk, który parę tygodni wcześniej tutaj przyniósł, wziął go w dłonie i zakładając na jego cięciwę jedyną strzałę jaką posiadał. Doskonale wiedział, że nie może spudłować. Cały czas pod osłoną leśnej gęstwiny zbliżał się do walczących. Już miał podnieść łuk, by wycelować, gdy dostrzegł kto atakuje maga. Niewielka tygrysica o złotej sierści. Jeden z jej pazurów przejechał po policzku Styrica, zanim ten poraził ją błyskawicami. Z rany pociekła krew, ale tylko wzmogła ona gniem Vesciptiusa. Jego szyderczy śmiech rozbrzmiał w uszach Rexwenta, gdy ten patrzył jak jego matka w zwierzęcej formie upada na ziemię bez życia. Po opalonym policzku pociekła łza, która natychmiast została wytarta. Młody mężczyzna nie mógł się mazać, zwłaszcza w tej sytuacji. Teraz rękę prowadziła także chęć zemsty. Rafael dokładnie wymierzył i strzelił. Cięciwa cicho zadźwięczała, wypuszczając pierzastą strzałę. Pocisk pomknął w stronę celu i trafił dokładnie tam, gdzie miał.
Vesciptius nagle poczuł pulsujący ból w klatce piersiowej. Zaryzykował i opuścił wzrok. W miejscu gdzie miał mostek sterczał teraz grot strzały, cały w krwi podobnie jak najbliższa okolica śmiertelnej rany. Przed oczami zrobiło mu się czarno, nogi się ugięły, a z ust wyciekła strużka posoki. Tyran umierał. Ale przed śmiercią zrobił coś, czego nikt się nie spodziewał. Po raz ostatni w swoim życiu użył magii, a ta dodatkowo została wzmocniona jego gniewem. Dookoła niego wystrzeliły lodowe sople, zabijając lub śmiertelnie raniąc wszystkich łaków będących w ich polu rażenia. Masakrę przeżył tylko Rafael (przynajmniej on tak sądzi), który w tym momencie był nadal schowany w krzakach nieopodal.
Chciał podejść, sprawdzić czy ktoś żyje, ale potężna, ognista ekplozja ostatecznie kończąca życie maga, odrzuciła go do tyłu. Mężczyzna natychmiast się zerwał, ale po dawnej polanie stanowiącej siedzibę klanu Tig – Vena została tylko spopielona do gołej ziemi pusta przestrzeń. Raczej nikt nie przeżyłby czegoś takiego, dlatego Rexwent, zapłakany, ruszył w jedyne miejsce jakie mu pozostało...
Łzy zdołały już wyschnąć, gdy Rafael dotarł do strumyka. Pożegnanie z Ahrai nie należało do najprzyjemniejszych, ale łak postanowił porzucić dotychczasowe życie i ruszyć w świat, wykorzystując swoje umiejętności do innych cełów.
Niespodziewany podarunek
Nie ma to jak zabłądzić, do tego w okolicy którą się widzi pierwszy raz. Rafael z rozpaczą po raz kolejny starał się znaleźć drogę do cywilizacji, albo chociaż jej ślady. Na próżno. Głód coraz bardziej dawał mu się we znaki, a i obolałe od ciągłego chodzenia kończyny dokładały swoje. Nagle mężczyzna dostrzegł jakąś jaskinię, z której wydobyła się strużka dymu. Rozochocony ruszył w jej stronę, nie zapominając jednak o ostrożności. Nie był pewien, czy mieszkaniec groty będzie miał pokojowe usposobienie. Dlatego Rexwent starał się stąpać jak najciszej, nie chcąc zwrócić na siebie uwagi. Powoli zbliżał się do wylotu pieczary, a gdy dotarł dostatecznie blisko do jego nozdrzy doleciał swąd dymu i siarki. Jednak najbardziej straszny był glośny, tubalny głos, który w tym samym momencie dotarł do jego uszu:
- Pokaż się intruzie!
Ale mężczyzna nie zamierzał się ujawniać, dlatego szybko zrobił trzy kroki w tył, chcąc się bezpiecznie ewakuować. Niestety zwinność i szybkość właściciela jaskini była o wiele lepsza od jego i po chwili Rafael mógł ujrzeć go w całej krasie.
Potężne cielsko, wielkie jak czteropiętrowy dom na rynku Gilgasz. Długa szyja na której osadzona była duża, podłużna głowa. Zielonkawe oczy, dobrze widoczne na tle rdzawoczerwonych łusek. Imponujących rozmiarów zęby i pazury. Przysadziste, umięśnione nogi dźwigające ciężar kadłuba i rozłożystych skrzydeł. Ciągnący się z tyłu ogon mógł spokojnie jednym ciosem pozbawić życia grupy wojowników. Ale najbardziej impunujacy był ten dudniący pomruk wydobywający się z piersi gada.
- Ach więc tutaj jesteś! - zagrzmiał smok, przyglądając się sparaliżowanemu ze strachu Rexwentowi. Miał już co do niego plany, a żaden z nich nie był dobry dla łaka. Wręcz przeciwnie, akurat ten gad uwielbiał bawić się swoimi ofiarami zanim je pożerał.
- Dlaczego się mnie boisz? Jestem niegroźny – w głosie monstrum można było wyczuć kpinę. Natomiast w głowie już rodził się pomysł na fajną, przynajmniej dla niego, zabawę. Widząc, że mężczyzna nadal milczy przestraszony, postanowił zachęcić go do głosu:
- Gdybym ci powiedział, że umiem spełniać życzenia, to czego byś pragnął?
Rafael doskonale domyślał się prawdziwych intencji smoka. Chociaż widział taką istotę pierwszy i prawdopodobnie ostatni raz w swoim życiu, instynkt podpowiadał mu, że ta istota chce go zabić. Ale podpowiadał mu też, iż należy przeciągać tą gierkę słowną, upatrując w niej szansy na ratunek.
- Ekwipunku, który byłby dostosowany do mojej natury – zawołał nieco łamiącym się z przestrachu głosem.
Ta odpowiedź autentycznie zszokowała gada, który spodziewał się że ta krucha istotka będzie błagać o życie, lub też o władzę nad światem, czy bogactwo. To właśnie takie istoty zabijał i pożerał Alduiv, chcąc oczyścić świat z tchórzy i chciwców. Nie był bezmyślnym stworzeniem, dlatego usilnie myślał, czemu łak nie chce tego czego wszyscy, którzy się na niego natknęli.
- Nie prosisz ani o władzę, ani o bogactwo? To wszystko mogę ci zapewnić jednym mrugnięciem. A może chciałbyć nieśmiertelność, czy też niezwyciężoną siłę? - gad testował mężczyznę, w głębi duszy czując, że może być on jedynem godnym jego daru.
- Wszystko co wymieniłeś mogę zdobyć sam – głos Rafaela łamał się już znacznie mniej, gdy ten kontynuował – natomiast ekwipunku prawdopodobnie nie zdobędę nigdy.
- Więc weź tą łuskę – zagrzmiał smok, potrząsając ogonem, z którego wystrzeliła czerwona łuska, wbijając się w ziemię tuż przed Rexwentem – i zakop na noc tuż obok siebie – powiedział Alduiv na odchodne, a po chwili mężczyzna padł zemdlony. Gdy się obudził, nie było już ani jaskini, ani okolicy jaką by kojarzył. Przez chwilę łak myślał, że to był tylko sen, dopóki nie zauważył leżącej obok łuski.
Nie mając za bardzo wyjścia spełnił polecenia smoka, a gdy następnego dnia rano spojrzał w miejsce, gdzie zakopał łuskę, dostrzegł czarną zbroję, łuk, kołczan pełen strzał, lekie trzewiki, czarny jak smoła kaptur i równie ciemną sakwę. Ubrał się w to wszystko i postanowił przetestować. Zamienił się w zwierzę. Nic się nie stało, a dookoła nie leżały strzępy, czyli było dobrze. Gdy z powrotem przybrał ludzką formę cały ekwipunek magicznie z powrotem pojawił się na nim. A co najlepsze Rafael w końcu odnalazł drogę do cywilizacji.
Epilog
I tak już od paru lat po całym Verden chodzi mężyzna, który za opłatą pomaga zająć się czy to bandą zbójców, czy wyjątkowo upierdliwym złodziejem. Nikt nie zna jego przeszłości, a on sam nigdy o niej nie mówi...
Umiejętności:
Rafael dzięki swojej mocy potrafi zamienić się w zwierzę. Jakie? Otóż jest to czarny tygrys, większy niż inni przedstawiciele swojego gatunku. Oczywiście każdy chyba wie co potrafi czarny tygrys, a takie umiejętności posiada Rexwent, gdy się w niego przemienia. Także w ludzkiej postaci mężczyzna w ciemności widzi znacznie lepiej niż zwykli homo sapiens, ma lepszy i bardziej wyczulony węch, a także niezwykle rozwinięty zmysł słuchu. Rafael w zwykłej formie skacze wyżej niż ludzie, jest także zwinniejszy i bardziej wytrzymały. Może także na własne życzenie w każdym momencie wysunąć ze swoich dłoni długie, niezwykle wytrzymałe i ostre jak brzytwa pazury, które z powodzeniem mogą mu zastąpić sztylet, czy nóż. Ponadto potafi doskonale pływać pod obiema postaciami, oraz ma bardzo czule rozwinięty zmysł równowagi. Pozostałe umiejętności to znajomość punktów witalnych (jak zadam cios tu, to zacznie lecieć sporo krwi, natomiast gdy tu, to krwotok pójdzie do środka), zaawansowane umiejętności skradania (w obu formach), oraz umiejętność skutecznego posługiwania się łukiem. No i podstawy magii Cienia. Wszystko to składa się na obraz skutecznego łowcy i zabójcy. I jak to kot – spada zawsze na cztery łapy.
Wady:
Miecz, topór, młot bojowy. Żadnej z tych broni Rafael nie dotknie, bo prędzej zrani nimi sam siebie, niż przeciwnika. Ciężkiej zbroi nosić nie może, bo gdyby podczas jej noszenia chciałby się zmienić w tygrysa, mogłoby to się źle skończyć. Zresztą gdyby nawet ją założył, to instynkt łowcy by się w buntował, utrudniając logiczne myślenie. Nadmiar owoców i warzyw w diecie powoduje u niego biegunkę (sraczkę).
Specyfikacje : Posiada moc przemieniania się w zwierzę, preferuje dietę obfitującą w posiłki mięsne, ma tak zwaną „trzecią powiekę”, nawet w ludzkiej formie potrafi ryczeć jak tygrys kiedy się zdenerwuje, potrafi mruczeć w zwierzęcej formie.
Rodzina: Catissa Rexwent (matka), Gareth Rexwent (ojciec). Oboje nie żyją.
Zawód: Najemny zabójca, Łowca
Ekwipunek:
• Łuk ze smoczej łuski
•Lekka, czarna zbroja ze złotymi zdobieniami ze smoczej łuski (bardzo lekka i mająca niezwykła właściwość- gdy Rafael się przemienia ona dziwnym sposobem znika, aby pojawić się ponownie, gdy mężczyzna znów przybierze ludzką formę. Oczywiście w postaci człowieka Rexwent może ją zdjąć.)
• lekkie trzewiki
• kołczan
• zapas trzydziestu strzał
• dwie mikstury lecznicze
• sakwa
• czarny kaptur
• nieco pożywienia w sakwie.
Warto dodać, że sakwa, łuk, kołczan ze strzałami, trzewiki i kaptur posiadają taką właściwość jak zbroja.
Wygląd:
Jako człowiek:
Rafael ma 192 centymetry wzrostu, oraz 72 kilogramy wagi. Jego smukłe ciało jest koloru lekko brązowego, nie licząc pleców, które są usiane czarnymi pręgami. Lekko zarysowane mięśnie nie przyciągają kobiet tak dobrze jak pompowane sterydami bicepsy, ale o wiele lepiej spełniają swe funkcje. Twarz Rexwenta jest gładka i bez zarostu, nie wyróżniająca się szlachetnymi, albo szpetnymi rysami. Bardziej uwagę przyciąga czupryna mężczyzny, która swoją kruczoczarną barwą odznacza się na tle znacznie jaśniejszej cery. Jednak najbardziej charakterystyczną cechą Rafaela (nie licząc prąg na plecach) są oczy. Kocie i o złotym odcieniu tęczówki. Ale ogromnie zdziwiłby się ten, który w ciemności zaświeciłby lampą w twarz mężczyzny. Ujrzałby świecące dwa punkty o kolorze od pomarańczowozłotego, przez krwistą czerwień i łagodny błękit, po niebieskozielony (w zależności od źródła i kąta padania światła).
Jako tygrys:
Przepiękna, miękka i delikatna, ciemnoszara sierść pokrywa to długie na 330 centymetrów (bez ogona), ważące blisko pół tony cielsko. Za tygrysem ciągnie się giętki, 125 centymetrowy ogon pomagający w utrzymywaniu równowagi. Umaszczenie łaka nie jest jednak jednolite. Ciemnopopielate futro jest usiane kruczoczarnymi pręgami, chociaż przy braku dobrego oświetlenia każdy by powiedział, że tygrys jest cały czarny. Tylko dookoła oczu sierść ma kolor biały. Jednak nikt nie patrzyłby na odcień futra dookoła oczu, raczej przerażony dwoma świetlistymi punkcikami, które się w niego wpatrują. W dzień byłyby to złote tęczówki, w nocy różna gama kolorów. Wibryssy łaka są koloru popiełatego.
Ale najbardziej przerażającą rzeczą u Rafaela w formie tygrysa są jego szczęki. 30 zębów przystosowanych do tnięcia skóry, mięśni i tkanek, oraz kruszenia kości. Silnie rozwinięte łamacze i kły, długie na 90 milimetrów służące do zabijania ofiary i rozrywania mięsa.
Ubranie: Chodzi w zbroi i swoim ekwipunku. Może założyć jakieś normalne łachy, ale podczas transformacji zostaną one rozerwane na strzępy.