-Ciekawa zabawa!- Powiedział, tym razem starając się lecieć w jego kierunku, przy okazji nie omieszkał sobie posłać w jego kierunku kilka błyskawic, ale głównie zależeć mu będzie na tym, by on sam dostał swoją własną kulą ognia.
Właściciel
I dostał, jednakże większe wrażenie zrobiły na nim Twoje błyskawice, niż manifestacja własnej Magii.
No to skoro jest tak blisko to czemu, by nie wykorzystać tej pięknej chwili na jakieś uderzenie go glewią po głowie, najlepiej ostrą częścią po głowie.
Właściciel
W chwili, gdy Twoje ostrze przebiło się przez jego czaszkę i dotarło do mózgu, fundując mu śmierć na miejscu, on wzniósł swój miecz, przy okazji przebijając się przez Twój pancerz na brzuchu.
//Chwila, czyli co w końcu się tutaj dzieje :v//
///Warto spojrzeć w dół i ocenić rany :V////
Właściciel
//No leciałeś nad nim, on wystawił miecz w górę, żeby Cię przebić, Ty zabiłeś go za pomocą glewii, a on zdążył jeszcze przebić Twój pancerz mieczem, nim sam zginął.//
//Dziw, że jeszcze pośmiertnie utrzymuje go w miejscu. :v//
No, zdecydowanie nie był to jego najlepszy dzień, w takim momencie liczy się każda sekunda, dlatego pierw warto ocenić jak głęboko wszedł ten miecz i jakie rany poczynił.
Właściciel
//A tego to ja nie napisałem, jedyne, co utrzymywane jest w miejscu, to klinga tego miecza w Tobie :V//
Przebił się przez pancerz, to pewne. Czujesz też powoli kapiącą krew, to też słabo. Ale nie wygląda chyba na to, żeby uszkodził Ci jakiś ważniejszy organ.
-Zły dzień, zdecydowanie zły dzień...- Powiedział kasłając kilka razy, a następnie postarał się wypchnąć ostrze z ciała, rzecz jasna, by nie wyjść na debila, który się wykrwawi z tego powodu, to postanowił jeszcze w tym miejscu rany ustawić światło, które miałoby blokować upływ krwi, a zaraz wtedy lepiej będzie się wycofać do obozu medyków.
Właściciel
Wszystko się powiodło, a droga do obozu poszła całkiem sprawnie, niewiele Demonów miało ochotę Cię zaczepić. No, poza jednym, a mianowicie wyraźnie wku*wionym Behemotem Pustki, który zauważył nie tylko Ciebie, ale, a może i przede wszystkim, Twoją ranę i Twój stan, co postanowił wykorzystać do pomszczenia innych Demonów i zyskania sobie w oczach swoich Lordów, przez co od razu pochylił wielki łeb i zaszarżował wprost na Ciebie.
-Więcej was matka nie miała?- Powiedział od razu starając się wzlecieć z dala od tej szarży, by zaraz następnie posłać w kierunku głowy stwora błyskawicę.
Właściciel
Nie wiedzieć czemu, tym razem Twoja Magia Cię zawiodła (może część jej zasobów samoczynnie przeszła do regeneracji ran?), przez co może i wzleciałeś w górę, a niedostatecznie wysoko, a to poskutkowało bolesnym kontaktem twarzą w twarz z Demonem, a właściwie to kontaktem ciała z rogami. Tak czy inaczej, zdrowo Ci je**ął, zaś gdy leżałeś na ziemi, zaczął ryć kopytami, być może już fetując tryumf, i po chwili rzucając się do kolejnej szarży.
No, teraz już raczej mu się nie przyda lot, więc pozostaje jedynie schować swoje skrzydła z powrotem do ciała zbierając tym jakąś dodatkową energię, by z miejsca otoczyć się barierą i tym razem spróbować strzelić w łeb demona młotem z błyskawicą, rzecz jasna głównie stawiał tutaj energią na ofensywę.
Właściciel
Stawianie całej energii na ofensywę oznacza, że gdyby atak zawiódł, byłbyś martwy, nie mogąc wytworzyć odpowiedniej zapory. Na całe szczęście, jednak się udało, a Behemot zatoczył się do tyłu i po chwili upadł.
-Zdecydowanie za blisko...- Powiedział wzdychając, a teraz ruszył jakoś po ziemi już ku obozowi medyków, może teraz będzie mu to dane.
Właściciel
Tym razem trafiłeś tam bez problemu, zaś Twój znajomy medyk, Liszaj, akurat nie był chyba niczym zajęty.
-Trochę nie doceniłem tego Czarta.- Powiedział, gdy już do niego podszedł. Chyba będę tutaj stałym klientem.- Dodał jeszcze lekko się śmiejąc.
Właściciel
- Nie wygląda to źle, ale pewnie jak zdejmiesz zbroję, to nie będzie już tak różowo, co nie?
-Jak skończę to trzymać magią, to też nie będzie tak ładnie. A tu jeszcze trzeba dalej walczyć...
Właściciel
- Do ostatniego żołnierza, tak? - spytał, wskazując na wolny stół operacyjny, w międzyczasie szykując narzędzia.
-Uther ma swoją dumę, na pewno się nie wycofa. Trzeba czekać na dotarcie naszych sojuszników...- Powiedział od razu ruszając ku stołowi, by na nim usiąść czy też się położyć.
Właściciel
- Obawiam się, że gdy tu dotrą, pozostanie im pogrzebać lub opłakać zmarłych i odejść.
-Póki co sytuacja nie jest chyba, aż tak tragiczna... Co prawda ja zarządziłbym odwrót połączony z walką, ale oni dalej wolą utrzymywać pozycję.
Właściciel
- Tylko Uther tego nie chce, a wielu zachodzi w głowę, na co on jeszcze czeka. - odparł i wrócił do Ciebie z słoiczkiem jakiejś maści i skalpelem. - Sam pozbędziesz się zbroi czy ja mam to zrobić?
-Uther jest wyjątkowo uparty, pewnie nawet jak już miałby tam zostać sam to dalej by walczył...- Powiedział, a następnie począł zdejmować swoją zbroję z torsu, bo innej raczej nie będzie musiał.
Właściciel
- Od zawsze był taki? - spytał, jednocześnie studiując Twoje obrażenia.
-Cóż, lepiej poznałem go tylko w czasie tej kampanii, ale widać że sprawia wrażenie upartego i kogoś kto prędzej zginie, niż się podda.
Właściciel
- Oby wyszło mu to na dobre. - mruknął, wstając. - Nie jest źle, może i rana jest głęboka, ale ominęła wszystkie ważniejsze narządy, więc nie będę mieć z tym dużo roboty. - dodał, odstawiając trzymane dotąd przedmioty na bok i mamrocząc powoli zaklęcie, które poskutkowało wypuszczeniem z palców mlecznobiałej mgły, która, po dotarciu do rany, przyniosła falę ulgi.
-No to co, kiedy znowu mogę wracać do walki?- Powiedział zaśmiawszy się nieco, rzecz jasna rzucił to dosyć ironicznie, bo wcale nie musi to zbyt szybko nastąpić.
Właściciel
- Jeśli użyję swoich najmocniejszych zaklęć? Choćby zaraz.
-Cóż, skoro jest na to opcja... Jakieś ryzyko się z tym wiąże?
Właściciel
- Raczej żadne, choć nigdy nie przeprowadzałem swoich operacji na istocie o tak wielkim potencjale magicznym i nie jestem pewien co to może spowodować.
-Czyli eksperymentujemy? Chyba nie mamy za wiele do stracenia...
Właściciel
Nie odpowiedział, ponieważ po chwili od rozpoczęcia Twojej wypowiedzi zaczął magiczną inkantację, aby po jej zakończeniu przyłożyć otoczoną zieloną poświatą dłoń do Twej rany. Przez jakiś czas nie czułeś nic, potem dopiero zaczęła się stopniowa ulga w bólu i mogłeś niemalże poczuć, jak rana się zasklepia.
-Cóż, zdecydowanie zechcę najpewniej kiedyś nauczyć się magii leczenia, ale dobra... Trzeba wracać do walki.- Powiedział zaraz próbując wstać z łóżka.
Właściciel
O ile udało Ci się zrobić to bez problemu, Liszaj zdecydowanym gestem ponownie posadził Cię na łóżku, aby przez kolejnych kilka minut kontynuować inkantację. Gdy skończył, opadł zmęczony obok, zaciskając nerwowo pięść.
- Czarcie Ostrze. - powiedział, otwierając dłoń. - Miałeś szczęście.
Rzeczywiście, w środku trzymał mały odłamek demonicznej klingi, niezwykle groźnej, która jeśli nie zabiła od razu, to gotowała los o wiele gorszy kilka dni lub tygodni później.
-Ja... Naprawdę złe sztuczki tam posiadają... Na drugi raz chyba pozostanę na jakiś dystans od takiego Czarta.
Właściciel
- I tak trzymaj. - odrzekł, wstając i klepiąc Cię po ramieniu. - No, jak nowy. A teraz wracaj do reszty i zrób miejsce dla innych.
-Tylko się nie zmęcz za bardzo, mogę tu jeszcze wrócić!- Powiedział, a następnie wyszedł z namiotu, by zaraz pobiec w kierunku frontu.
Właściciel
Frontem to tego nazwać nie mogłeś... Dostawaliście właściwie ładny wpie**ol, Paladyni i Inkwizycja co prawda tworzyli zwarty krąg, w środku którego trzymali Kapłanów, a na jednego zabitego wojownika Światłości przypadało kilkadziesiąt lub kilkaset nieumarłych, zmutowanych czy też demonicznych ścierw, to jeśli nadal tak będzie, to, wbrew pozorom, im zostanie więcej wojska...
Horda radziła sobie znacznie gorzej, oddziały Goblinów już nie istniały, co najmniej kilku ciągnących na magicznych oparach szamanów, Centaurów też została w sumie garstka. Orkowie padali praktycznie co chwila, mimo dzielnej walki i tylko Cyklopy, Ogry i Trolle trzymały tę gromadę w kupie, choć i ich szeregi były ciągle uszczuplane.
-Uther, do czego ty ku*wa doprowadzisz...- Powiedział ciszej do siebie, a następnie postarał się dotrzeć jakoś do swoich, rzecz jasna starając się przy okazji wybić każdego nieumarłego czy demona po drodze.
Właściciel
To nie było w ogóle trudne, na Twojej drodze nie spotkałeś żadnego ścierwa, co tylko pomogło. No cóż, jesteś już ze swoimi, umierać raźniej, ale co dalej?
To teraz najlepiej będzie odnaleźć Uthera i spółkę, to jest dowódców.
Właściciel
O ile Anduin był na tyłach, aby stamtąd koordynować działania innych Kapłanów, a Amhiranty nie widziałeś, to Uthera znalazłeś na samym froncie, niemalże w tym samym miejscu, gdzie go zostawiłeś.
No to chyba najlepiej będzie do niego dołączyć, zostawianie go tam z niedobitkami czy nawet samego nie będzie za dobre, może nawet znajdzie się tam zaraz dla niego miejsce, by móc z nim bezpośrednio rozmawiać.
Właściciel
Rozmawiać? O nie, on był bardziej pochłonięty szlachtowaniem tabunów tego ścierwa wokół, a jeśli nawet zauważył Twoje przybycie, to nie dał go po sobie poznać.
Sierżant Szpon wraz z Leoportem Starym i jego oddziałem byli coraz bliżej Heresh.
-Sir, można się spytać... mamy ruszyć na jaką część pola bitwy?
Właściciel
- To zależy od samego pola bitwy, które ciągle się zmienia... - powiedział, najwidoczniej sam niezbyt zadowolony z tego faktu.
-Mamy element zaskoczenia, nikt nie spodziewa się wsparcia z naszej strony. Lub naszego przybycia jako wrogowie...