Usiadł gdzieś w rogu by nikomu nie przeszkadzać i zaczął się podreperowywać. I sprawdzać co byłoby mu potrzebne do pełnej naprawy.
Właściciel
O ile elementy poszycia mogłeś zdobyć w miarę łatwo, podobnie jak mniejsze części, przeczesując pustynię w poszukiwaniu szczątków po jakiejś bitwie, to problemem były co bardziej zaawansowane podzespoły, bez których nigdy nie osiągniesz skuteczności rzędu stu procent.
Westchnął - Ehh jakbym chciał mieć sprawność człowieka to bym nie zmieniał ciała. - Włączył systemy analizujące i obserwował ludzi, starał się wspomagając nimi poduczyć języka.
Właściciel
Słońce zaszło szybciej, niż się spodziewałeś, ale tego czasu nie możesz uznać za zmarnowany, teraz chociaż możesz potwierdzić i zaprzeczyć w ich języku oraz powiedzieć kilka innych, podstawowych zwrotów.
Właściciel
Kątem oka dostrzegłeś go gdzieś za swym namiotem, gdzie z kilkoma dzikusami i szamanem zapewne organizował Tobie ten cały rytuał.
Cóż mu pozostało jak czekać.
Właściciel
Nie na długo, bo kilku tubylców w końcu zaczęło dawać Ci znaki, że czas już nadszedł, i wzywać do przyjścia na miejsce odbywania się rytuału.
Poszedł tam.
//Głupio się czuje odpisując tak mało\\
Właściciel
//Czasem po prostu nie da się napisać czegoś rozbudowanego.//
Trafiłeś na wielkie ognisko rozpalone przez szamana, który to odprawiał nad nim jakiś rytuał przy akompaniamencie pieśni i tańca kilku miejscowych. Był też wóz, odziany w skórę zabitego przez Ciebie Dewbacka, oraz dwa totemy z ociosanego kamienia, które rozstawione były po bokach ogniska. Wódz powiedział coś, a tubylcy, którzy mieli Cię przyprowadzić, dołączyli do reszty, tańcząc i śpiewając razem z nimi. Zaś wódz skinął na Ciebie, abyś podszedł, a później klęknął przed nim.
Właściciel
Mówił coś, choć nie miałeś bladego pojęcia co, a w tym czasie szaman zakończył inkantację i wymalował Ci twarz jakimiś farbkami.
- Nałóż na siebie skórę Dewbacka. - powiedział, a później za pomocą swych czarów, tudzież prawdziwej Magii w postaci Magii Powietrza, zdmuchnął ognisko. Tańczący dotąd mężczyźni odsunęli się o kilka kroków.
- Ostatnia próba: Przejdź gołymi stopami po rozżarzonych węgielkach, a będziesz członkiem tego klanu.
Właściciel
Przyszło Ci to z większą łatwością niż innym ludziom, więc tutaj rytuał chyba się zakończył, acz otrzymałeś od wodza archaiczny muszkiet laserowy i jeszcze bardziej przestarzałą dzidę z wielkim grotem. Choć broń sama w sobie nie była zbyt przydatna, to mogła Ci się przydać - jej grot nie był wykonany z drewna lub kamienia, ale metalu... Czyżby poszycia statku kosmicznego?
Podziękował mu skinieniem głowy i odszedł.
Właściciel
Pozostali również się rozeszli, a z racji później pory życie w obozie zaczęło powoli ustawać.
Sam odszedł gdzieś daleko by mieć wszystko na oku i przeszedł w tryb czuwania
Właściciel
Nic ciekawego się nie działo, więc w tej samej pozycji dotrwałeś do ranka.
Gdy miał troche czasu, wziął swoją skóre i spróbował zrobić z niej coś na kształt szaty.
Właściciel
Możesz zrobić z tego co najwyżej prostą pelerynę, bo na nic więcej się nie nada.
Więc zostawił to w spokoju i poczekał na coś ciekawego
Właściciel
Nic, ale zauważyłeś, że idzie do Ciebie szaman... Może on będzie mieć dla Ciebie jakieś zadanie lub coś w tym guście?
Przywitał go skinieniem głowy
Właściciel
- Myślę, że miałbym dla Ciebie coś, na czym moglibyśmy obaj skorzystać. - powiedział bez zbędnych wstępów. - Zainteresowany?
Właściciel
- Słyszałem, że miejscowi wspominali kilka dni temu o wielkim, dymiącym ptaku, który spadł z nieba na pustynię, jakieś pięćdziesiąt kilometrów stąd. Jak się pewnie domyślasz, chodzi o jakiś statek kosmiczny, więc jeśli się do niego wybierzesz i zdobędziesz to, co będzie nadawać się do użytku lub mieć jakąkolwiek wartość, to na pewno skorzystamy. Właściwie to sam miałem się tam udać, ale wiek już nie ten, a na drodze do statku nie ma żadnych oaz, prowadzi przez całkowitą pustynię, a do tego pełno tam potworów i wojujących ze wszystkimi plemion.
- Możesz mi załatwić coś co strzela nieco lepiej niż to? - Wskazał na muszkiet.
Właściciel
- Nie, dopóki jakoś się nie wykażesz, na przykład przez tę misję, nowoczesnej broni laserowej jest tu tyle, co nic, ma ją wódz i kilku jego najbardziej zaufanych przybocznych, reszta musi polegać na muszkietach laserowych, garłaczach laserowych oraz broni białej i miotającej.
- Będzie ciężko z tym uzbrojeniem, dałbyś rade załatwić mi jakąś szate, żeby z daleke nie było widać, że jestem robotem. W sumie i maska by się przydała -
Właściciel
- Szatę znajdę bez problemów, gorzej może być z maską, nie są one powszechne w tej części planety. - odpowiedział i odszedł, po chwili wracając z prostym ubraniem miejscowych w kamuflujących barwach piasku i kamieni.
Okrył się tym, zasłaniając swoje ciało - Nie chcę natknąć się na jakichś łowców robotów i zostać porwany. A co do tego statku, to w którą stronę się doń dostanę? I jak mam się nie zgubić w pustyni. Jakiś konpas tudzież busola by się przydały -
Właściciel
- Mam wszystko u siebie. Kiedy chcesz wyruszyć?
Wzruszył ramionami - Mógłbym i od razu -
Właściciel
Pokiwał głową i wrócił do siebie, aby po kilku minutach przynieść Ci kompas, bo najwidoczniej busoli nie miał.
- Idź na północny zachód przez cały czas, to najkrótsza droga. Ale po dwudziestu kilometrach trafisz na kilka oaz, gdzie z pewnością będą czaić się inni nomadzi, więc możesz je ominąć poprzez zrobienie łuku, ale dołożysz sobie w ten sposób kilkanaście kilometrów. - wyjaśnił szaman i wskazał Ci odpowiedni kierunek.
- Postaram się - Wziął wszystko i poszedł w wskazanym kierunku.
Właściciel
Dość szybko zostawiłeś za bezkresnymi wydmami obozowe namioty i wkroczyłeś na pustynię, gdzie jak okiem sięgnąć ciągnęło się morze piasku...
Szedł zgodnie ze wskazówkami szamana i kompasem, od czasu do czasu obserwując teren wokół.
Właściciel
Teren zmieniał się niewiele, dopóki nie dostrzegłeś tych kilku punkcików na horyzoncie, które były oazami. Teraz pytanie: Ruszysz naprzód, aby jak najszybciej dotrzeć do wraku, czy może postawisz na dłuższą i bezpieczniejszą drogę, okrążając je?
Okrążył je, w końcu nie przeszkadzał mu marsz bez wody.
Właściciel
Gdy zostało Ci jakieś sześć lub siedem kilometrów do końca drogi, skąd doskonale widziałeś już obłoki tłustego, czarnego dymu ciągnące się w niebo z miejsca katastrofy, usłyszałeś wystrzał z broni laserowej, a po chwili skwierczący pocisk przeleciał ledwie kilka centymetrów od Twojej głowy.
Odskoczył natychmiast i spojrzał w kierunku z którego padł strzał.
Właściciel
Za Tobą, a konkretniej z lufy muszkietu laserowego, którego dzierżył jeden z trzech dzikusów na Dewbackach. Pozostali szczęśliwie byli uzbrojeni tylko w broń białą, ale ten, który strzelał wcześniej, ponownie zrobił użytek ze swojej broni.