Właściciel
- Próbą, którą musisz wykonać, jest własnoręczne wytropienie i zabicie Dewbacka, a także przyniesienie na dowód zdartej z niego skóry. - przetłumaczył szaman. - Na wykonanie zadania masz czas do następnego zachodu słońca, czyli około półtorej doby.
Właściciel
- Ruszaj. - odparł szaman, oczywiście po przetłumaczeniu Twoich słów wodzowi.
- Nie mów tego wodzowi. Ale gdzie żyją Dewbacki? -
Właściciel
- Praktycznie wszędzie, przemierzają pustynię w poszukiwaniu pożywienia, więc nietrudno będzie je wytropić. A jeśli znajdziesz jakąś oazę, to najlepiej tam będzie się zasadzić i czekać.
- Dzięki - Wypatrzył jakiś punkt wysokościowy, dostatecznie blisko by móc się nań wspiąć i rozejrzeć się w okolicy.
Właściciel
Pustynia nie oferowała takowych wiele, choć zauważyłeś niewysoką górę, może i nawet wzgórze, o płaskim jak stół wierzchołku, która sterczała samotnie jakieś cztery kilometry stąd.
Ruszył w tamtą stronę, jednocześnie kalkulując czas. I rozglądając się na boki.
Właściciel
Dotarłeś tam w jakiś kwadrans, a po drodze nic Cię nie zaatakowało ani nie zeżarło. Po krótkiej wspinacze byłeś już na górze, mając wspaniały widok na okolicę.
Poszukał oaz, tudzież jakichś mniejszych jaskiń.
Właściciel
Jaskinie mogłyby być u podnóża góry, ale musiałbyś zejść na dół i obejść ją wokół. Jeśli chodzi o oazy to widziałeś jedną, kilka kilometrów na wschód.
Właściciel
Pokonanie tejże odległości trudne nie było, tak więc dość szybko znalazłeś się w pobliżu oazy, gdzie dzięki wodzie rosły palmy i karłowate krzewy rodzące jakieś fioletowe owoce. Niestety, zwierząt obecnie brak, a przynajmniej w polu widzenia.
Zakopał się w piasku w takim miejscu, by mieć dobry widok na oazę. I wypatrywał zwierząt.
Właściciel
Kilka godzin oczekiwania nic nie dało, ale w końcu zobaczyłeś chmurę pyłu na horyzoncie.
Rozejrzał się za jaskinią, to będzie głowne miejsce do schowania się dla niego, jak i dla ofiary.
Właściciel
Najbliższą jaskinię miałeś kilka kilometrów za swoimi plecami, w pobliżu skały, z której wypatrywałeś swoje ofiary. A sądząc po odległości od wodopoju to możliwe, że zwierzęta w ogóle tam nie zawitają.
Czekał tak nadal, obserwując przy okazji jak daleko jest chmura pyłu.
Właściciel
Może kilometr, acz zbliża się z każdą chwilą w dość szybkim tempie. Cóż, nic dziwnego, bo po wędrówce po pustyni każdego gnałoby do oazy, nieprawdaż?
Zakopał się jeszcze głębiej i obserwował.
Właściciel
W końcu stado dotarło do oazy i zaczęło chłeptać wodę. Niestety, to Banthy, a nie Dewbacki.
Czekał aż sobie pójdą, na dobrą sprawe nie miał lepszej miejscówki.
Właściciel
Niewiele wskazuje na to, że opuszczą oazę, acz widzisz niewyraźne plamki na horyzoncie, które również kierują się w Twoją stronę. Po chwili dalszego wpatrywania się, z ulgą i radością poznałeś w nich poszukiwane przez Ciebie Dewbacki, konkretniej trzy sztuki.
Czekał w piasku. Przy okazji wysuwając ostrza, gotowe do ataku.
Właściciel
Nie zbliży się do Ciebie, wolały zająć się wodą, która była jednym powodem ich przybycia do tej oazy.
Przygotował ostrza, i wyskoczył z pełną prędkością przy okazji wystrzeliwując je w zwierzę. Samemu się na nie rzucając.
Właściciel
Zwierzaki były całkowicie zaskoczone, acz nawet w takiej sytuacji gruba łuska dawała o sobie znać i atak jednego z ostrzy spełzł na niczym. Ale za to drugie boleśnie wbiło się w prawy bok stwora prawie że po samą rękojeść. Reszta Dewbacków uciekła, Banthy miały to w zasadzie gdzieś, nie stanowiłeś dla nich zagrożenia.
Przewrócił rannego dewbaka i wbił ostrze w jego miękkie podbrzusze.
Właściciel
Piasek zaczął robić się czerwony od krwi, którą z czasem wzbogaciło nieco wnętrzności i innych resztek, acz zwierzę zdechło jeszcze przed tym.
Właściciel
Jak na razie idzie szybko i sprawnie, choć kwestią chwili jest pojawienie się znęconych zapachem krwi, wnętrzności i ogółem truchła zwierzęcia drapieżników.
Pośpieszył się, flaki odrzucał trochę dalej, by ewentualnych padlinożerców przyciągnąć zdala od siebię.
Właściciel
Jakieś ptaki lub coś w ten deseń pojawiły się już na niebie, acz na razie tylko one. Ty zaś ściągnąłeś z Dewbacka tyle łuskowatej skóry, ile to było było możliwe.
Wziął ją na plecy i ruszyłbw stronę siczy.
Właściciel
Jakichś czas szło sprawnie, dopóki nie zauważyłeś że za Tobą biegnie Dewback, o wiele większy od tego, którego oskórowałeś. Z pewnością nie wygląda na zadowolonego a tym bardziej chętnego podzielić los poprzednika.
Przyśpieszył kroku, nie zależało mu zbytnio na kolejnej walce. Ale bacznie kontrolował odległość.
Właściciel
Tobie nie zależało, ale Dewbackowi tak, który po znalezieniu się dostatecznie blisko zamachnął się swoim długim ogonem wystarczająco mocno, aby przewrócić Cię i posłać w piach, choć nie dosłownie.
//Czy jeżeli kontrolował jego odległość to nie powinienem dowiedzieć się o tym że jest na bezpiecznej odległości, zanim ją osiągnie\\
Upścił kilka ostrzy na piach i szybko wstał. Czekał aż bestia podejdzie w to miejsce, i skieruje się miękkim podbrzuszem do ostrzy.
Właściciel
//Było o tym napisać.//
Widać, że chciał z Tobą skończyć tak szybko, jak to możliwe, więc pobiegł w Twoim kierunku, przechodząc nad ostrzami. Tak, to bardziej niż dobry moment na atak.
-Wystrzelił ostrzami w miękkie podbrzusze, prbójąc dodatkowo zmienić jego tor lotu. Podczas skoku -
//You kidding me?\\
Właściciel
I tym sposobem możesz dopisać kolejnego Dewbacka do swojej listy ubitych potworów. A z drugiej strony dwa Dewbacki to dwie skóry, a więc podwójny prestiż u wodza tych pustynnych nomadów.
Zaczął go skórować i wyżucać mięso po czym ruszył do siczy.
Właściciel
Wróciłeś tam bez jakichkolwiek innych przygód, wzbudzając powszechne zdumienie swoimi łupami, głównie u dzieci i kobiet, choć u mężczyzn również, acz u nich bardziej rozpoznawałeś zazdrość. Niemniej, wódz i szaman już na Ciebie czekali.
Położył lup przed wodzem i uklęknął.
Właściciel
Nie mógł nic z siebie wykrztusić, dopóki nie powiedział kilku słów do Ciebie, szamana lub samego siebie. Wtedy też chwycił Cię za barki i podniósł do pozycji stojącej, mówiąc coś przy tym.
- Wódz jest zdumiony i wielce rad tym, co zrobiłeś, a także gotów przyjąć Cię do plemienia. - przetłumaczył starzec. - Możesz też zatrzymać sobie jedną ze skór, drugą wręcz wodzowi.
Wziął tą mniejszą, w sumie na cholere mu skóra. - Powiedz mu, że z przyjemnością doń dołącze -
Właściciel
Przetłumaczył, a on zabrał skórę i odszedł.
- O zmroku nastąpi rytuał przyjęcia. - wyjaśnił szaman. - Do tego czasu... Cóż, rób co zechcesz. - wyjaśnił i poszedł do swojego namiotu.
Właściciel
Te same namioty, ten sam tłum, wpatrujący się w Ciebie w ten sam sposób.