Właściciel
Kras Nadziei... Nazwa niezbyt nastrajająca pozytywnymi emocjami, nieprawdaż? O to właśnie chodzi...
Jest to wielki zamek, a choć całość jego powierzchni stanowi około jedną piątą całego Angbandu, to i tak potrafi przytłoczyć swoim ogromem każdego, kto trafi tu po raz pierwszy.
Zamczysko należy do niejakiego Kettlosa, pełniąc funkcję jego siedziby i laboratorium od ponad czterech setek lat... No własnie, jest to też jedna z kilku przystani Wampirów na pograniczu Mrocznego Królestwa. Pan zamku słynie z tolerancji (o ile Wampir może być tolerancyjny...), więc poza swymi pobratymcami gości tu też Orków, Drowy, ludzi, a także nieliczne Demony.
Pełno tu również Mutantów, gdyż to właśnie w tym miejscu codziennie powstają ich dziesiątki, a co kilka dni są wymyślane nowe. Większość wysyłana do twierdzy Nosgotha, ale niektóre zostają, by służyć swemu panu na różne sposoby, a często będąc też zabójczą niespodzianką dla tych, którzy się tu wybiorą.
Poza Mutantami, powstają tu też liczni Nieumarli, gdyż Kettlos jest nie tylko utalentowanym Magiem Mutacji i Alchemikiem, lecz też Magiem Krwi, Nekromantą.
Cały zamek jest warowną twierdzą, opasaną wianuszkiem dwóch linii obronnych murów, każdy z dwiema bramami.
W obrębie murów znajdują się stajnie, stołówki i koszary dla mieszkających w zamku, laboratoria Wampira, sale treningowe, a także wiele pokoi.
Właściciel
Omeg:
Po dość długiej i niewygodnej (przynajmniej dla Ciebie, bo Twoi wampiryczni towarzysze nie wydawali się znużeni czy zmęczeni) podróży zauważyłeś w końcu mury Kresu Nadziei, zamku twego nowego znajomego.
- Oho, chyba dojechaliśmy - stwierdził dość oczywisty fakt
Właściciel
Fakt był, jak już powiedział, dość oczywisty, więc nikt nie odpowiadał, bo i nie było po co.
Niemniej, karety i powozy wjechały na dziedziniec zamku. Tam para Wampirów opuściła powóz, a Tobie głupio było zostać.
W takim więc razie wysiadł.
Właściciel
Dwójka Wampirów ruszyła sama, zostawiając Cię samego na dziedzińcu. No, prawie samego, bo kręciły się tu dziesiątki sług, żołnierzy i najemników różnych ras.
- Zaprowadzić do pokoju? - zapytał Goblin, który nagle wyszedł z tłumu postaci. - Pan mówić, gdzie kwaterować gości.
- Byłoby miło - odparł zwięźle
Właściciel
Pokiwał głową i pobiegł w kierunku zamku, prowadząc Cię przez korytarze, a później pod jeden z wielu pokoi.
- Tu. - rzekł. - Kluczyk w środku.
- Dziękuję za pomoc - powiedział do goblina, po czym otworzył drzwi
Właściciel
Miałeś tam eleganckie łoże z baldachimem i kolumnami, szafkę nocną, kufer, szafę na ubrania i drzwi, zapewne do toalety, a także kolejne, który musiały prowadzić do jakiejś pracowni, gdyż tak były oznaczone. Pokój był dość ciemny, ale mogłeś rozwiązać ten problem, zapalając jeden z wielu świeczników.
Tak więc zabrał się do rozwiązywania ów problemu, o ile miał jak podpalić świece.
Właściciel
Udało się, a pokój był teraz jaśniejszy i wyglądał o wiele lepiej niż wcześniej.
W myślach pogratulował gospodarzowi poczucia gustu, po czym poszedł zbadać pracownię.
Właściciel
Nie różniła się ona zbytnio od tej w Angabandzie.
"Zbytnio". Sprawdził, jaki posiada asortyment składników alchemicznych
Właściciel
Dziesiątki, albo i więcej, składników, połowę znałeś, innych się domyślałeś, a niektóre były Ci w ogóle nieznane.
Nie wiedział jeszcze, jakie ma tutaj wykonywać zadania, więc na razie powstrzymał się od eksperymentowania. Sprawdził wyposażenie toalety.
Właściciel
Mógł tam załatwić wszystkie najpotrzebniejsze potrzeby oraz umyć się, gdyż była tam wanna.
Bez specjalnie długiej zwłoki odlał się - po podróży zapewne miał taką potrzebę - po czym napełnił wannę.
Właściciel
Więc wypełniłeś wannę ciepłą wodą, bo na szczęście nie moczem. Teraz nic, tylko oddać się błogiej kąpieli.
Właściciel
Poszło to bez problemów. Więc teraz możesz udać się na spoczynek, posiłek lub zwiedzanie zamku.
Zapewne czuł się dosyć znużony po podróży, więc uznał, że nie zaszkodziłoby uciąć sobie krótszą czy dłuższą drzemkę.
Właściciel
Faktycznie, w miękkim i wygodnym łóżku sen nadszedł szybko.
Obudziłeś się wypoczęty i zadowolony, choć nie wiedziałeś, która jest godzina.
Wyjrzał na korytarz i na podstawie panującego tam ruchu ocenił, czy panuje tutaj odpowiednik dnia.
Właściciel
Owszem, bo służba, strażnicy, Mutanty i żołnierze kręcili się po korytarzach w grupach lub osobno, właściwie w każdym możliwym kierunku.
Obszedł zamek, a przynajmniej jego część, starając się zapamiętać układ pomieszczeń.
Właściciel
Udało Ci się to, ale przez cały czas czułeś czyjąś obecność, głównie nad i za sobą. Ale poza tym wszystko minęło Ci bez problemów.
Przeszło mu przez myśl, iż jakaś magiczna istota postanowiła go śledzić. Nie żeby zbytnio to go obchodziło. Skierował się do najważniejszego punktu zamku, czyli jadalni.
Właściciel
Nie była pilnowana, a przypominała tą w Angbandzie, tyle że stoły były trzy. Przy bocznych zasiadali niewolnicy, sługusi i goście, a Wampiry i ich podopieczni w środkowym.
Z jakiejś świętej księgi pamiętał, że nie należy zajmować zbyt zaszczytnego miejsca przy stole, gdyż możesz zostać stamtąd wygoniony i upokorzony. Albo skończyć jako posiłek, jeśli zamieszane są wampiry. Usiadł przy jednym z bocznych stołów i zobaczył, co jest do jedzenia.
Właściciel
Mięso, sery, owoce, warzywa, pieczywo, a do picia mleko, woda i piwo.
Złożył sobie prosty posiłek z mięsa i warzyw. Popił wodą, z alkoholów pijał jedynie wino, a i to tylko od czasu do czasu.
Właściciel
Posiłek wystawny nie był, ale zaspokoił głód, a to najważniejsze, nieprawdaż?
A i owszem. Skoro już zaspokoił potrzeby wrócił do pracowni coś pomieszać.
Właściciel
Trafiłeś tam bez problemów. Chociaż był problem. A właściwie dwa, w postaci dwóch odzianych na czarno osób pod drzwiami, ale odwróconych do niego tyłem.
- Przepraszam bardzo, mnie panowie szukają?
Właściciel
I w tym momencie się odwrócili. Mieli na sobie przylegające do ciała czarne kombinezony, na ramionach i łydkach coś na kształt kolców, ale zachodzących do siebie, mieli też czerwone oczy. Każdy ściskał w dłoni długą włócznię z grotem pokrytym jakimiś małymi kolcami, a przy pasie mieli jatagany i miecze, również pokryte kolcami.
Jeden z nich skinął głową.
- Jest pan wzywany do naszego Mistrza. - powiedział, a dziwny ton i barwa jego głosu dały Ci już niemal całkowitą pewność, że nie masz do czynienia z przedstawicielem jakiejkolwiek znanej rasy, a prędzej z Mutantem.
- W takim razie prowadźcie mnie, gdyż nie znam tutejszego otoczenia.
Właściciel
Skinął powoli głową i ruszył pierwszy. Jego towarzysz ustawił się za Tobą i tak odprowadzono Cię pod wielkie, dębowe drzwi, pod którymi wartę pełniło dwóch pobratymców tych, którzy Ci towarzyszą.
- Powinienem tam wejść? - zapytał dla pewności
Właściciel
- Tam czeka nasz pan. - potwierdził.
- Dziękuję więc za odprowadzenie mnie - powiedział, po czym popchnął drzwi.
Właściciel
Trafiłeś do bogato urządzonego salonu. Centralne miejsce zajmował duży, murowany kominek, a prowadziły do niego dywany, prawdopodobnie z Ur, czy Minteled, a reszta podłogi lśniła, gdyż ktoś dokładnie wyczyścił marmurową posadzkę. Przy kominku stały dwa fotele, a między nimi stolik i szachownica, wykonana, podobnie jak pionki, z bursztynu, co w tej części świata jest raczej rzadko spotykane. Jednak największą uwagę przykuwały wiszące na ścianach trofea, wykonane z głów różnych zwierząt, ale nie tylko. Były więc wielkie jaszczury z Mrocznej Puszczy, piaskowe rekiny, Ogry z Głazogarbów, Trolle z okolic Księstwa Krasnoludów, wielcy Orkowie, szpetne Gobliny, Elfy o pięknych rysach, ludzie różnego wieku i płci, Krasnoludy z wyrazem zaciętości na twarzy... Cóż, było tego sporo. Za dobrą monetę, możesz wziąć to, że w tej osobliwej kolekcji nie ma Drowów.
Mimo swojego dość obojętnego nastawienia do zwłok, Raelag czuł się nieco nieswojo. Przystanął w miejscu i poczekał na gospodarza, gdyż chyba to powinien robić zgodnie z manierami.
Właściciel
- Ach, jesteś. - rzekł Wampir z jednego fotela. - Proszę, usiądź. - dodał, wskazując na mebel naprzeciwko siebie.
- Przepraszam, nie zauważyłem. Dziękuję - wydukał siadając
Właściciel
Ketlos zajęty był popijaniem krwi z kieliszka, jednocześnie kierując wzrok na ogień. Najwidoczniej nie miał zamiaru zacząć rozmowy jako pierwszy.
- Nieźle się tu urzadziłeś - podjął - Zaprosiłeś mnie tu z jakiegoś konkretnego powodu?
Właściciel
- Partyjkę? - zapytał, jednocześnie wskazując szachownicę i szczerząc kły. - A naprawdę chodzi o spore przedsięwzięcie. Coś, na miarę Twych umiejętności.