Moderatorka
Wiatrowiej:
- Bo to naprawdę jest takie proste. W przeciwieństwie do waszego świata, w królestwie baśni dobro i zło to cechy genetyczne, dziedziczone po rodzicach, ewentualnie będące efektem ubocznym stosowania przez rodziców niektórych eliksirów. U mnie i Sanny sprawa się nieco komplikuje, ponieważ mamy w sobie cechy zarówno ojca pirata jak i matki 'tej dobrej'. U nas zatem bardziej zadecydowało wychowanie niż geny, ponieważ obie jesteśmy takie pół na pół. Sanny zawsze była bardzo blisko z naszą matką, za to ja odkąd pamiętam czułam się raczej córeczką tatusia, co widać po naszym zachowaniu. Mimo iż obie mamy wybór, żadna z nas się nie zdecydowała na ścieżkę dobra. Ja dlatego, że chcę iść w ślady ojca (pomijając skończenie w brzuchu krokodyla i ledwo wyjście z tego żywcem), a Sanny po prostu nie chce być jedyną 'tą dobrą' w rodzinie, odkąd matka postanowiła opuścić 'tych dobrych', więc w rezultacie siostruś wszędzie za mną łazi i tylko działa mi na nerwy - Trupia Czacha posłała siostrze wymowne spojrzenie, po czym spojrzała w stronę przewijającego się poza wozem krajobrazu. - Tak to wygląda w tej rzeczywistości. Jeśli oboje rodzice są złoczyńcami, ich dzieci również będą zło czynić, a jeśli oboje są dobrzy - ich potomstwo też nigdy nie zboczy na złą ścieżkę. Najwięcej kłopotów jest właśnie z tymi wspomnianymi wyjątkami - Annie wzruszyła obojętnie ramionami, biorąc jeszcze jeden łyk rumu (o dziwo nadal nie zdawała się ani odrobinę pijana, pomimo iż jej oddech capił alkoholem już niemiłosiernie). - Jedni z tych 'wyjątkowych' wybierają jedną ścieżkę raz na zawsze i nią podążają, inni zmieniają strony jak rękawiczki, żeby tylko jak najwięcej zyskać. Różnie to bywa. Czasami takie osoby są błędnie utożsamiane z którąś ze stron, a potem sku*wysyni okazują się zupełnie inni, niż się początkowo wszystkim zdawało. Takie przypadki też miał już szansę poznać ten świat.
Kazute:
- W zamku Mortess. Powiedziałabym ci dokładniejszą lokalizację tego miejsca, ale... Prawdopodobnie i tak nie będziesz wiedziała, o czym mówię. Pochodzisz ze świata, w którym istnieją miejsca takie jak Anglia i Francja, prawda? Wiem, że to może brzmieć dla ciebie dziwnie, ale... To już nie jest ten sam świat - nieznajoma uśmiechnęła się krzywo, podpierając rękę na biodrze i przekrzywiając nieznacznie głowę, podczas gdy jej błękitne niczym niebo w pogodny dzień oczy nadal wpatrywały się w Belladonnę uważnie. - Sama pochodzę z twojego świata, więc w przeciwieństwie do wielu osób, które mogłabyś tu spotkać, ja potrafię rozpoznać, kiedy natrafię na kogoś 'nie stąd'. A twój strój... Cóż, jasno sugeruje, że nie jesteś córką Kopciuszka ani kuzynką Rumpelstiltskina! - dziewczyna usiadła na brzegu łóżka w pobliżu Blake, a jej uśmiech z powrotem stał się miły i naturalny. - Nazywam się Wendy. Ta sama Wendy, którą możesz znać z opowieści o Piotrusiu Panie i ta sama Wendy, która - zgodnie z zakończeniem historii - nie powinna się teraz w ogóle znajdować w tym świecie. Witaj w świecie baśni, Belladonno Blake! Miło mi cię poznać! - orzechowowłosa wyszczerzyła zęby w szerokim, promiennym uśmiechu, w otwartym geście wyciągając ku Belli rękę, jakby chcąc wymienić z nią uścisk dłoni. Zdawała się kimś, kto doskonale wie, że to co mówi brzmi dla innych osób cudacznie, a równocześnie tym bardziej czerpie przyjemność z obserwowania reakcji innych na swoje słowa. Tylko czy ona aby na pewno mówiła prawdę? Brzmiało to wszystko przecież tak nieprawdopodobnie!
Um_ok:
Wiedźma z donośnym zgrzytem metalu wbiła nóż w deskę do krojenia, a spojrzenie jej pustych, czarnych oczu, niemalże dosłownie przewiercało Dirka na wskroś. - Nie stąd to znaczy skąd? - kobieta zmrużyła podejrzliwie oczy, odwracając się do niego przodem i krzyżując ręce na klatce piersiowej. Na szczęście - nóż zostawiła tam, gdzie go wbiła, przez co nie zdawała się już aż taka groźna, jak ledwie chwilę temu. - Nie wyglądasz mi na jednego z tych 'Zaginionych Chłopców' którzy ostatnio masowo przechodzą na stronę zła, jesteś za stary, żeby być jednym z nich, więc 'prawdziwy świat' odpada. Nibylandia zresztą też... Pochodzisz z którejś z 'dobrych' krain? - słowo 'dobrych' wypowiedziała tak, jakby było ono najgorszą możliwą obelgą w jej języku, tak wulgarną, że aż nie wypada jej wymawiać. Równie dobrze mogłaby powiedzieć 'pieprzonych krain' (lub gorzej) a i tak wydźwięk byłby taki sam. - A może jesteś kolejnym brańcem z obcych ziem, którego ten cholerny pirat podesłał do pałacu na służbę zamiast go zabić? Słyszałam, że dzisiaj przybija do portu, ale nikt mnie nie uprzedzał, żeby znowu zabrał ze sobą kogoś żywcem. Darowywanie życia to bardzo zły nawyk, zwłaszcza u tak znanej postaci baśniowej, chyba przejął to od swojej córki.