Właściciel
Jacob Hill, właściciel lokalu, nazwał tak swój lokal na cześć swojego zmarłego brata, który zawsze marzył by założyć typowego przydrożnego fast-food’a. I udało mu się to, bo wielu podróżnych ochoczo zajeżdża by spróbować najlepszych omletów w stanie Waszyngton!
Właściciel
Trochę ci to zajęło, w końcu knajpka jest za miastem, ale dotarłaś do sympatycznego baru. Po za tobą i obsługą, przy barze siedział kierowca ciężarówki jedzącego tosta po belgijsku,a w koncie siedziała jakaś tajemnicza postać.
Stanęła przy ladzie i spojrzała na tajemniczą postać, próbując sprawdzić, czy ma jakieś specjalne zdolności, jak ona sama.
Właściciel
Nie posiadałaś takiej umiejętności, jednak miałaś przeczucie że coś jest nie tak. Ta osoba miała na sobie czarną bluzę z bardzo dużym kapturem. Nie byłaś w stanie nawet określić płci istoty która popijała sobie kawę w rogu.
Patrzyła na nią przez chwilę, i w końcu po prostu podeszła do niej.
- Można się dosiąść?
Właściciel
Nie dostałaś odpowiedzi, nawet prostego gestu. On lub ona tylko się napiła kawy.
Więc usiadła naprzeciwko na bezczelną i oparła łokcie na blacie, a brodę na dłoniach.
- Przejazdem, u rodziny czy stąd? Spod kaptura nie mogę poznać.
Właściciel
Odłożył kubek i przeczuwając że nie będzie mógł się ciebie pozbyć, westchnął cicho.
- Biznes. - Głos wskazywał na młodego mężczyznę.
- Czyli przyjezdny. A cóż to za biznes?
Właściciel
- Prywatny. - Znowu napił się kawy.
- Och, tajemniczość... - Nie dała się zbić z tropu - Jak się u nas podoba?
Właściciel
- Miło. Tylko ludzie jacyś gadatliwi. - Odłożył kubek. Nawet nie ukrywał że ma cię dość.
- Jak to w małej mieścinie. Szczególnie, że pojawiają się tutaj coraz bardziej tajemnicze osoby...
- O równie tajemniczych miejscach nie wspominam... - Próbowała jakoś pociągnąć go za język.
Właściciel
- Tak to zwykle jest, w małych miejscowościach pośrodku lasu... -
- Pewnie po to tu jesteś - Zmierzyła go wzrokiem.
Właściciel
- Jestem po co jestem. - Mimo wszystko próbował cię zbyć.
- Tutaj nie można uchować tajemnicy. A jak pójdzie plotka... Nie opędzisz się od obserwatorów.
Właściciel
- W takim razie będę musiał przemieszczać się lasem. - Nie dawał za wygraną.
- O ile życie ci nie miłe, to proszę.
Właściciel
- Nie boję się drzew, ani tego co w nich mieszka. - Nieco uniósł głowę, dzięki czemu mogłaś zobaczyć jego szczękę i usta. Były wykrzywione w lekkim uśmiechu, ale twoją uwagę przykuła wielka szrama, wyglądająca jak pamiątka po czymś wielkim i nienaturalnym.
- Strach jest głównym czynnikiem odsiewającym żywych od martwych - Machnął dłonią w geście pastora.
Właściciel
- Nie czuje się specjalnie żywy. - Odburknął.
- Więc nie powinno cię tu w ogóle być. Martwi są na cmentarzu lub w tym lesie.
Właściciel
- A może właśnie tam zmierzam. - Wziął szybki łyk kawy. - Muszę przyznać że jesteś strasznie upierdliwa. Zawsze tak przyczepiasz się do facetów w barze, nawet jeśli wyraźnie dają ci do zrozumienia że mają cię dość? -
- Przeważnie. Strasznie się tutaj nudzę. A w grobie, to też nie ma nic ciekawego do roboty.
Właściciel
- Więc pewnie nie chciałabyś tam trafić, co? -
- Jakoś mi to nie leży. Za to rozmowa z tobą jest całkiem ciekawa.
Właściciel
- To przykro będzie mi ją zakończyć. - Wstał, rzucił kawałek papieru na ladę i wyszedł z jadłodajni.
Właściciel
To był zwyczajny banknot dziesięciodolarowy. Może wydawał się gburem, ale zostawiał spore napiwki.
Wzruszyła ramionami i usiadła przy ladzie.
- Coś porządnego.
Właściciel
- Czyli omlety. - Typowa zajazdowa pani za ladą, zapisała zamówienie na kartce i przykleiła je do kartki z pozostałymi zamówieniami.
- Może kawę do tego?-
Właściciel
Odeszła bez słowa i sprzątnęła zamówienie po kierowcy który właśnie wyszedł.
Zabębniła palcami po ladzie.
Właściciel
Dwie trzy minuty później, na ladzie przed tobą pojawiły się te słynne omlety.
Właściciel
To rzeczywiście był najlepszy omlet jaki kiedykolwiek jadłaś. Puszysty, mięciutki, idealnie przyprawiony, po prostu wyborny.
Zjadła ze smakiem i przywołała do siebie kelnerkę.
Właściciel
- O co chodzi? - Zapytała.
- Proszę rachunek. I proszę przekazać kucharzowi, że omlety były wyborne - Uśmiechnęła się miło.
Właściciel
- Tego nie trzeba mu przekazywać. - Z uśmiechem położyła przed tobą paragon za danie.
Położyła wyliczoną część sumy, plus dziesięć procent napiwku, i wyszła.
Właściciel
Tajemniczy mężczyzna wciąż tu był, palił papierosa obok vana pomalowanego na modłę wojskową.
Skierowała się za róg budynku i zaczęła go obserwować.
Właściciel
Dopalał papierosa, gdy jego telefon zadzwonił. Oczywiście odebrał, lecz ty byłaś za daleko by podsłuchiwać.
Nie podchodziła, czekała na jego ruch.
Właściciel
Wydawał się spokojny, rozmówca musiał być jego dobrym znajomym. Po jakiś dwóch minutach schował telefon i zaciągnął się fajką.
- Długo będziesz się tak chować? - Rzucił w eter, ale wiedziałaś że to do ciebie.