Należąca w całości do Wulfgara z Doliny Lodowego Wichru, Samotnia jest usytuowana na małym wzgórzu, które góruje nad okolicą, gdyż ta jest nizinna. Wokół niej pełno jest drzew, które tworzą rozległy las mieszany. Otacza on Samotnię z zachodu, wschodu i północy. Jedynie na południu jest prześwit, który Nord sam wyciął. Zrobił to głównie by zdobyć drewno, ale wystawienie Samotni na świat i połączenie jej z lokalną drogą to drugi plus.
Głównym budynkiem Samotni jest kryta strzechą chata z drewna, w której mieszka Wulfgar. Jest tam proste łóżko ze skórami i futrami w roli pościeli, kufer na ubrania i kosztowności oraz palenisko. Obok chaty jest buda Białego Kła, jednak ten chroni się w niej jedynie, gdy pada deszcz, śnieg lub grad, bo woli sypiać pod gołym niebem i wałęsać się po okolicy. Jednak ma tam jelenie skóry i słomę, które gwarantują dobry sen. Nieco dalej jest kuźnia, a tam wiadro z wodą, kowadło, młot kowalski i tym podobne rzeczy. Jest też wędzarnia, w której wędzi się mięso zwierząt i ryb. Kolejnym budynkiem jest mały, drewniany skład, w który Wulfgar chowa wygarbowane skóry lub garbuje te zwykłe. Ostatnim budynkiem jest mała szopa. Wulfgar trzyma tam narzędzia i broń, między innymi sześć włóczni do polowania, tuzin oszczepów na ryby, wędkę, siekierę i kilka innych przedmiotów. Oczywiście nóż, kusza, bełty, kołczan, topór i młot znajdują się w chacie, a nie tutaj.
Samotnię otaczają rozległe lasy, więc w promieniu kilku kilometrów nie ma tu żywej duszy. Czasem trafi się jakaś karawana, chłopi lub samotni kupcy, ale to rzadkość. Jednak w okolicy jest łącznie pięć wsi i dwa miasta, jednak do najbliższej wsi jest pół dnia drogi, a do miasta, aż dwa, więc Wulfgar wybiera się tam tylko wtedy, gdy chce sprzedać swoje wyroby, zrobić zapasy lub spić się czy też poszukać miłego towarzystwa.
Warto dodać, że wcześniej wymienione ryby i wodę Nord pozyskuje z płynącego nieopodal strumyka.
Nucąc pod nosem pieść z czasów, gdy jeszcze przebywał na Północy, Wulfgar metodycznie uderzał młotem w metal na kowadle. Chciał wreszcie dokończyć zamówienie złożone przez sołtysa z jednej wsi opiewające na dwadzieścia podków średniej jakości.
Właściciel
Między młotem, a kowadłem znajdowała się już ostatnia podkowa, którą miałeś wykonać dla sołtysa. Wykucie jej było zupełnie podobne do tych poprzednich, monotonne i proste. Jednak w myślach pojawiało ci się tylko wynagrodzenie pochodzące z tej pracy. Jak zawsze na północy, panował obecnie lekki śnieżek oraz powiewał wiatr, który i tak nie był na tyle denerwujący z powodu gorąca panującego w kuźni.
No i pracował, a gdy już skończył to wystudził podkowę, spakował ją do sporego wora razem z pozostałymi oraz tuzinem grotów do włóczni, jednymi obcęgami i trzema ostrzami do siekier. Całość wyniósł z kuźni i spróbował ustalić jaka jest teraz pora dnia oraz ile zajmie mu dojście do wioski razem z towarem.
Właściciel
Najprościej określić to po obecności słońca, a dzięki niemu mogłeś określić, że jest mniej więcej południe. A tak jak już od dawna wiesz, pół dnia drogi do najbliższej wsi, budowanie się tak daleko może nie było najlepszym pomysłem.
Dla niego było, zwłaszcza na początku. Wolał maszerować dłużej i mieć spokój, niż wyć po sąsiedzku i czekać na tłum z widłami i pochodniami. Niemniej, wziął swój młot bojowy, mieszek złota, nóż, nałożył płaszcz, spakował do worka jeszcze nieco skór i suszonego mięsa oraz bukłak wody i ruszył z nim do najbliższej wsi szybkim krokiem po lokalnej drodze.
Właściciel
Ku twojemu zdziwieniu na lokalnym szlaku mogłeś ujrzeć wyjątkowo świeże dwa, ciągłe ślady co mogło wskazywać na to, że w kierunku, w którym zmierzasz może się znaleźć jakiś wóz z towarami, a to zawsze jakieś towarzystwo lepsze od samotnej i długiej tułaczki.
W takim razie dalej szedł przed siebie.
Właściciel
W pójściu dalej nie przeszkadzało ci dosłownie nic, niestety tak samo nie mogłeś zwyczajnie dogonić chodem karawany, trucht czy sprint dopiero, by zadziałały przy tym.
Rzecz jasna mógł się przemienić za pomocą amuletu, ale przemiana w dzień była bardziej bolesna, a po jej zakończeniu z miejsca tracił przytomność. W związku z tym jedynie przyspieszył do truchtu.
Właściciel
Wreszcie tak po kilku minutach truchtania mogłeś zobaczyć wóz, na którym znajdowały się różnorakiej maści towary, a prowadził na nim ktoś owinięty w ilość skór większą, niż posiadałeś we własnym domostwie, jego zaprzęg prowadziły dwa śnieżne konie.
//Lel, to gdzie ja dokładnie jestem? Bo myślałem, że na bardziej u Elfów, niż Nordów, ale jeśli nie, to niech będzie to chociaż jakieś pogranicze, czy cuś ;-;//
No i przyspieszył kroku, by się z nim zrównać. Liczył, że on odezwie się pierwszy.
Właściciel
//Było dokładniej opisać gdzie się jest na mapie .-. No, ale coś się zaraz wymyśli.//
-Dokąd ruszasz, wędrowcze?- Powiedział mężczyzna, o ile spojrzałeś na niego to tak mogłeś zobaczyć, że był to wysoce opalony elf, najpewniej żył w klimatach znacznie bardziej przystosowanych do ciepła.
//Myślałem, że się domyślisz, jak napisałem w historii, że został wygnany z północy, ale już nieważne. Moja wina, faktycznie mogłem napisać.//
- Do najbliższej wsi. - odparł podnosząc nieco worek. - Mam tu zamówienie dla sołtysa i trochę towarów, które mam nadzieję sprzedać przy okazji.
Właściciel
-A to mogę podwieźć, przejeżdżam tamtędy, a następnie do Nordmayer, sporo biorą za rzeczy, które w ogóle u nich nie występują. Widzę też lubisz dorabiać w sposób dostawczy, całkiem dobry zysk to przynosi.
Skinął głową i rzucił worek na wóz, by samemu się jakoś na nim usadowić. Postarał się również, by amulet był w miarę niewidoczny, ale raczej ciężko byłoby go zobaczyć pod koszulą i futrem.
Właściciel
Mężczyzna niezbyt był zainteresowany twoim odzieniem czy też tym co pod nim trzymasz.
-Ach, nienawidzę czasem tutaj tak jeździć, ale zysk stąd jest zdecydowanie satysfakcjonujący.
- A można wiedzieć, czym dokładnie handlujesz?
Właściciel
-Ach, lepiej spytaj czego mi tutaj brakuje.- Zaśmiał się gromko. Mam tutaj tradycyjne pancerze oraz oręże, aksamit, przyprawy, barwniki, wysokiej jakości wino, ubrania... Sporo tego jest, a brakuje tu chyba tylko magii, wszystko co tutaj oferuję nie utrafi się nigdzie indziej na północy.
- Ja mam jedynie futra, broń, mięso, poroża, skóry i wyroby kowalskie. Nic innego, ale w sumie nie potrzeba mi więcej.
Właściciel
-Proste towary są zawsze potrzebne, nie ważne czy to północ, centrum czy południe... Handel takimi wyrobami nigdy się nie skończy, więc masz z tym całkiem dobrze.
- A i owszem, zamówienia spływają, a ja co tydzień sprzedaję swoje towary.
Właściciel
-No widzisz, ja tu tylko raz przyjeżdżam na jakiś miesiąc, zostaję kilka dni i wracam obsypany złotem z powrotem na pustynię.
- Pustynia? - spytał, a w jego głosie od początku konwersacji pojawiła się ciekawość.
Właściciel
-No pustynia, nie powiesz mi chyba, że nigdy tam nie byłeś?- Spojrzał się na ciebie.
Zaprzeczył ruchem głowy.
- Wychowała mnie Dolina Lodowego Wichru.
Właściciel
-No to cóż, możesz to uznać za miejsce kompletnie odwrotne. Na północy jest zimno, aż zamarzają jaja, a na południu jest na tyle gorąco, że nie da się chodzić bez jakiejś formy nakrycia na głowie...
- Cóż, kiedyś chciałbym się tam wybrać.
Właściciel
-No to nie zapomnij zabrać lodu, bo będziesz się czuł tak jak ja tutaj.
- Ech tam, aż tak źle nie będzie. - mruknął i czekał na koniec podróży.
Właściciel
-Tylko nocą w sumie jest tam podobnie co tutaj...- Dodał jeszcze, a gdy rozmowa wam tak powoli zlatywała to spostrzegłeś, że już docieraliście do twego celu podróży, wioski.
Także czekał, aż Elf zatrzyma wóz, a gdy już się to stało, zabrał worek, podziękował i ruszył do wioski.
Właściciel
-Do zobaczenia, nieznajomy!- Powiedział jeszcze nim samemu ruszył w dalszą drogę swoim wozem. We wsi jak zawsze, mężczyźni byli na roli czy przy zwierzętach, dzieci harcowały, a kobiety pracowały w domach lub przed swoimi gospodarstwami. Już stąd mogłeś dostrzec sylwetkę sołtysa rysującą się na wzniesieniu przed swoim domem.
I właśnie do niego się udał.
Właściciel
Ten od razu zauważając cię uśmiechnął się szeroko i zaczął mówić.
-Wulfgar, jak dobrze, żeś się pojawił ze swoimi zapasami, koniom zaczęły już stare podkowy spadać!
Skinął głową i wyjął z worka podkowy.
- Dwadzieścia nowiutkich podków, jak się umawialiśmy, sołtysie.
Właściciel
-No i wspaniale, reszta zapasów też się przyda... To na ile w ogóle się umawialiśmy? Wybacz, ale od jakiegoś czasu mam łeb zaje**ny problemem...
- Skądś to znam. - mruknął, a po chwili odpowiedział na pytanie sołtysa: - Trzy sztuki złota za jedną podkowę. Poza nimi, mam też inne towary, jakbyś był chętny, sołtysie.
Właściciel
-Biorę co masz, złota nieco mamy, a teraz się to przyda. Co jeszcze masz tam w worze?- Spytał już przeliczając złoto z mieszka za podkowy.
Pokazał mu więc zawartość, czyli jedne obcęgi, tuzin grotów do włóczni, trzy ostrza do siekier, suszone mięso i futra.
Właściciel
-Groty i ostrza do siekier na pewno się przydadzą, ile za nie chcesz?- Powiedział wręczając ci mieszek z ilością 60 sztuk złota.
- Za ostrza jakieś dziesięć złota za sztukę, a za groty jakieś trzy.
Właściciel
No to wyjął jeszcze drugi mieszek mający 60 sztuk złota i dorzucił do niego sześć kolejnych, takim oto sposobem zarobiłeś te 126 sztuk złota.
-Jakbyś chciał zarobić coś poza kuciem narzędzi to możesz nam nieco pomóc.
- A o co chodzi dokładnie?
Właściciel
-Otóż jest pewien problem, z wioski zaczynają powoli znikać mieszkańcy, wielu przepadło po tym jak opuścili obrzeża wioski, raczej nie porzucili od tak swojego życia, nie? Mógłbyś przyjrzeć się tej sprawie i zbadać jej przyczynę.
- Jakiś potwór lub banda rabusiów, na pewno. Niemniej, zajmę się tym. Tymczasem mógłbyś zaopiekować się moim skromnym dobytkiem w postaci złota i zawartości worka? Chciałbym też jakiegoś przewodnika, by pokazał mi miejsce ostatniego zniknięcia.
Właściciel
-Oczywiście, tutaj będą bezpieczne. W dodatku wystarczy, że porozmawiasz z wieśniakami, którzy stracili kogoś z tego powodu, a takich znajdziesz bez trudu, możesz nawet kogoś zabrać ze sobą do pomocy, ale nie oczekuj tego, że będą dobrymi wojownikami.
- Wojowników mi nie potrzeba, a przewodników. - rzekł i gdy oddał już dobytek sołtysowi przeszedł się po wiosce i zaczął wypytywać wieśniaków o te zniknięcia, oczywiście zapewniając, że robi to, by je ukrócić raz na zawsze.
Właściciel
No i całkiem szybko odnalazłeś pierwszego świadka zniknięcia, był to dorosły mężczyzna, który smętnie siedział na ławce przed swoim domem, w sumie całkiem blisko od domu sołtysa, teraz tylko wypada z nim porozmawiać.
- Pan podobno wie coś o zniknięciach. - zaczął z miejsca. Nie miał zbytnio ochoty na dłuższe pogawędki.