Degant.:
Nikt mu nie przeszkadzał w konsumpcji. Tylko po chwili dało się słyszeć głośne rżenie konia za oknem... I faktycznie, to Maria jechała na koniu, zawzięcie goniąc za jakimś powozem... Z inkalem Gildii na drzwiach. Nawet nie pozwoliła służącej założyć koniowi siodła, tak się śpieszyła! Biedne zwierzę... I biedni ludzie, których mało co nie potrąciła na ulicy! Biedny właściciel straganu, którego stoisko stanęło na drodze Marii... Szczęście, udało jej się zmusić konia do skoku i samo stoisko nie zostało staranowane, jednak jedno kopyto i tak zahaczyło o skrzynkę z owocami pachi, której zawartość rozsypała się po bruku... Tak więc dalszemu śniadaniu Artura towarzyszył jakże (nie)wesoły krzyk sprzedawcy. -JAK JEDZIESZ, GORINIE!?- Czyż nie cudowny akompaniament?
Vapen-chan.:
-Ciężko stwierdzić. Zeszła noc jest przykładem tego, jak różnorodnie morderca wybiera swoje ofiary. Zginął Elert z rodu Verner, Domu Paren, oraz Alice Julis, prostytutka że Slumsów, która zjawiła się w Wewnętrznym Kręgu dla swojego stałego klienta - Elerta. Poza tym powiązaniem nie zgadza się jednak prawie nic. Zostali zabici osobno, on w swojej sypialni po odprawieniu jej, ona przy bramie prowadzącej do Zewnętrznego Kręgu, kiedy już wracała do siebie. A mimo to ich zwłoki znaleziono razem, tuż przed drzwiami pałacu. Dość zastanawiające...- odpowiedział Administrator, już bez cienia uśmiechu, nadal wyglądając przez okno. Mistrz Osen widocznie się zdumiał. -Chwileczkę!- zaczął czegoś gorączkowo szukać wśród dokumentów, które miał w rękach. -Nigdzie nie jest napisane, żeby Alice była prostytutką! Z tego... Z tego co mówił ten Gwardzista ona była siostrą Elerta i nie nazywała się Julis..!- powiedział, raz jeszcze przejeżdżając wzrokiem po kartce, którą znalazł pośród pozostałych. Na twarzy Lorlena wykwitł gorzki uśmiech. -Ponieważ to jest wersja oficjalna, na której wpisanie w akta nalegała rodzina zmarłego. Tą nieoficjalną część raportu przedstawiono mi na osobności...- rzekł, po czym przeniósł wreszcie wzrok na Jude. -W każdym razie, zróżnicowanie klas społecznych ofiar jest naprawdę ogromne. A ofiary z różnych dat nie mają ze sobą praktycznie żadnych powiązań...- uzupełnił, po czym zerknął na mistrza Osena, który nadal kartkował notatki i dokumenty, że sceptyzmem wymalowanym na twarzy. A gdzieś za ich powozem rozległ się krzyk. -JAK JEDZIESZ, GORINIE!?- po chwili jakaś kobieta na koniu prześcignęła ich powóz, z radością wołając. -Udało się! Udało się!-