Skoro nawet jego ludzie nie dawali z nimi rady to on samemu nie miał co się na nich porywać, wolał pozostawać w defensywie, przecież nie będą jakieś płazy machać szybciej dzidą niż on swoimi mieczami.
Właściciel
FD_God:
Widząc, że stoisz i nic nie robisz, trzy Murloki rzuciły się na Ciebie, bez broni, bo pewne zwycięstwa.
Bilo:
Zraniłeś tym wiele Murloków, zabiłeś tylko jednego, którego czaszkę przebił pojedynczy odłamek. Jednak inne odruchowo się od Ciebie cofały.
W przypadku takiej walki nie warto jest atakować bez polotu zważywszy na to jaki przeciwnik jest oślizgły i skory do ucieczki, postanowił poczekać aż podejdą bliżej by naładować swoje ręce fioletową energią, a następnie wykonać dwa błyskawiczne ciosy na obu przeciwnikach, a następnie atak dwoma ostrzami na trzecim.
Teraz skoro odłamki były już w ich ciałach zaczął nimi chaotycznie rzucać we wszystkie strony żeby poranić bestie jak najmocniej.
Właściciel
Bilo:
Odłamki poharatały im narządy wewnętrzne, więc po chwili padły martwe.
FD_God:
Jak to samuraj, wynalazłeś nową potrawę - sushi z Murloka.
Tak więc zadowolony z siebie złapał sam kijek z lotką jaki został po strzale i z uśmiechem włożył go do kołczanu dziewczyny dobywając miecza i rozglądając się za jeszcze jakimiś przeciwnikami.
-Mało finezyjne cięcia, ale wciąż działają.- Postanowił wchłonąć resztę niezużytej energii, może teraz te bestie się nie nauczą by nie podchodzić do niego, schował nawet jedno z ostrzy by mieć wolną rękę.
Lunaaax
Szybko przeliczyła, ile jej strzał zostało, po czym próbowała ubić kolejną przerośniętą żabkę.
Właściciel
Murloki wycofały się niemal tak błyskawicznie jak przybyły, Wy nie ponieśliście strat, oni wręcz przeciwnie.
Wykonał jeszcze kilka popisowych obrotów mieczem, po czym odłożył go stylowo do pochwy.
-Ciekawe jak smakuje ich mięso...- Powiedział do siebie wracając na swój pseudo tron ułożony ze swoich podwładnych.
Manfred natomiast ponownie przyczepił miecz do pasa i podrapał się po brodzie.
Moderator
- Co to było? - zadał pytanie Rafael, jednocześnie podchodząc do jednego z mniej poharatanych trucheł. Z bezpiecznej odległości zaczął przyglądać się stworowi, a raczej jego szczątkom.
Właściciel
Dość mały stworek, podobny do żaby, jednak poruszał się na dwóch kończynach, miał ostre zęby i pazury, a także był uzbrojony w jakąś włócznię. Murlok, nie ma co.
Moderator
- Ruszamy dalej? - zapytał krótko Rafael. Nie miał ochoty na dłuższą wymianę zdań, a każda chwila zwłoki mogła narażać ich na ogromne niebezpieczeństwo. Kto wie, czy stworzenia nie zaatakują ponownie.
Właściciel
Większość zebranych pokiwała głowami i ruszyli dalej, najdłużej ociągał się Ork, który zaczął zbierać najmniej uszkodzone Murloki.
Ostatecznie grupa ruszyła szybko, by nadrobić stracony tu czas.
Manfred od razu, bez słowa po usłyszeniu propozycji ruszył w kierunku w którym szła grupa.
Spojrzał przelotnie na orka zastanawiając się po co mu te murloki, a potem tylko nakazał swojemu tronowi ruszyć się za resztą.
Właściciel
Sprawa wyjaśniła się przy wieczornym ognisku, na skraju bagien, gdy wszyscy przygotowywaliście sobie posiłki. Ork najzwyczajniej odgryzał Murlokom głowy, a resztę zjadał na surowo.
Spojrzał jedynie na orka z lekkim zdziwieniem.
-Nie wiedziałem, że orkowie potrafią trawić surowe mięso, w sumie to jakoś szczególnie wiele to o nich nie wiem...- Powiedział myśląc nad swoimi opcjami tego co mógł przekąsić.
Właściciel
Mieliście dość spore zapasy, do których warto było zajrzeć.
No to warto było się jakoś w nich rozeznać o ile nikt nie miał z tym problemów, wolał nie jeść na spółę z orkiem surowego mięsa.
Właściciel
Było mięso, na Twoje szczęście nie surowe, lecz suszone. Do tego też sporo wody, piwa, chleba i serów.
Moderator
Rafael zabrał się do jedzenia suszonego mięsa. Na warzywa nie miał ochoty, bo nie chciał potem biegać z gołą dupą w krzaki w celu pozostawienia tam aromatycznego inaczej oznaczenia terenu. Surowe paski mięsiwa może i by zjadł, ale widok pożywiającego się Orka odebrał mu apetyt na takiego typu wiktuały. W milczeniu więc przeżuwał suszone mięso, wpatrzony w wesoło trzaskający ogień. Ale Rexwent nie był wesoły, a przynajmniej tego nie okazywał. Wydawał się obojętny, chociaż bliska obecność natury bardzo mu pasowała.
Zabrał dla siebie nieco chleba, mięsa i piwa i rozsiadł się przy ognisku konsumując prostą, acz efektywną strawę.
Manfred, podejrzliwy jak zawsze sięgnął do swojej sakwy i wyjął, nieco już czerstwy chleb który zaraz, nie przejmując się jego stanem zjadł.
Właściciel
I tak każdy z Was zaczął konsumować kolację, pozostali zrobili podobnie, z wyjątkiem pół-Wampira, który od razu zasnął. Również Walon i Van Helsing odmówili chleba i mięsa, a za to dobrali się do piwa, dyskutując o nim zawzięcie, pewnie o starych czasach.
Tymczasem Hobbit imieniem Regis wyjął małą lutnię i zaczął śpiewać, umilający Wam tym kolację. Podobnie zrobiła Elfka, która również dołączyła, znając pieśń Hobbita. Łowca potworów zerknął jedynie w jej stronę i wrócił do picia i rozmowy. Natomiast Ork dojadł ostatniego Murloka i dosiadł się do Walona i Van Helisnga, pochłaniają Kosę Śmierci, którą zabrał ze sobą, zamiast piwa. Jedynie Arcymag i Drizzt zadowalali się rozmową, na skraju obozu.
Mimo że Łowca Demonów był samotnikiem to siedzenie samemu w towarzystwie wydawało mu się jakoś..dziwne. Podniósł się więc i przysiadł do Walona oraz Van Helsinga.
- Znajdzie się i może trochę trunku dla pewnego starca ?- spytał przysiadając na ziemi obok Van Helsinga -.
Po posiłku dla umilenia sobie czasu na trawienie posiłku oraz ogólnej chęci wiedzy począł dalej uczyć się magii ognia trenując ją nieco na obozowym ognisku.
Moderator
Rafael po skończeniu kolacji siedział tam gdzie usiadł, wsłuchany w pieśń Hobbita. Była nieznana, słuchana po raz pierwszy, ale jednak dziwnie znajoma, jakby słuchał jej od dziecka. Tony melodii wtapiały się w głąb Łaka, rozgrzewając go przedziwnym ciepłem. Uczucie bardzo nietypowe, a zarazem... przyjemne. Tak, to idealne określenie.
Właściciel
Bilo:
Łowca bez słowa podał Ci kufel pełen świeżego, pieniącego się piwa.
FD_God:
Początkowo nic to nie dało, lecz po chwili z ognia zaczął wyłaniać się jakiś kształt, bliżej Ci nieznany. I wygląda na to, że tylko Ty to zauważyłeś.
Rafael:
Pieśń trwała, a powieki robiły się coraz cięższe. Czy to nie dobry czas, by zasnąć?
Postarał się choćby powierzchownie spamiętać ten kształt, po czym wziął jakiś patyk do rąk i zacząć rysować te coś w ziemi by może jakoś lepiej się temu przyjrzeć czy też spytać jednego z bardziej oświeconych na ten temat
-Może ty wiesz co u licha tam zobaczyłem w tym ogniu? Chyba masz wgląd na to co widzę.- Spytał się w myślach swojego lokatora.
Właściciel
Narysowałeś coś, co mogło przypominać karykaturę człowieka. Karykaturę, bo miała dziwnie wydłużoną głowę i nieproporcjonalnie długie ręce.
Jestem panem lasów i natury, więc obcy mi ogień. - odparł Rogaty Bóg. Jednak przypomina mi on coś, coś czego nie widziałem od wielu, wielu lat.
-Ale nadal najprawdopodobniej wiesz co to, podzieliłbyś się tą wiedzą. Zwłaszcza, że najpewniej na to coś natrafimy, a wolę wiedzieć z kim przyjdzie mi mieć do czynienia.
Właściciel
Owszem, wiem że są to sługusy tego stwora, z którym idziemy walczyć. Tytan ten miał zadziwiającą moc kreacji i przed pokonaniem go, stworzył sobie pokaźną armię różnych stworzeń.
Moderator
Rafael słuchał pieśni i odpływał coraz bardziej. Ale co jakiś czas się przebudzał i znów zasypiał. W końcu uznał, że dalsza walka ze snem nie ma sensu i ułożył się do niego na dobre.
-Mniemam iż te coś pełni funkcję jakiegoś zwiadowcy czy też szpiega? Przeczuwam też, że niedługo się z nimi spotkamy.
Właściciel
Rafael:
I zasnąłeś.
FD_God:
Nie, bardziej w charakterze mięsa armatniego.
-Czyli mamy się spodziewać dziesiątek tych bestii już niebawem?
Właściciel
Twój rozmówca nie odpowiedział najwidoczniej zapadł w swoją wersję snu. O ile Tytani, których ma się w głowie, mogą spać. Niemniej, chyba zasnął, a Ty powinieneś zrobić to samo...
Manfred chociaż nie jakoś wybitnie zmęczony wiedział że sen jest ważny więc wstał, stwierdził.
- Do jutra.- i położył się gdzieś przy ognisku -.
-Najwidoczniej się nie dowiem...- Pomyślał sobie. Radzę każdemu z was spać z otwartym okiem.- Powiedział do wszystkich w obozie, rozstawił jeszcze swoich ludzi i wygodnie układając się - zasnął.
Właściciel
Wszyscy zasnęliście i wszyscy obudziliście się nazajutrz.
-Uch, jeszcze żyjemy...- Powiedział do siebie, po czym nieco ziewnął i przetarł oko rozglądając się po obozie.
Moderator
Rafael wyspał się doskonale i wstał w dobrym humorze. Znaczy się on sam miał dobry humor, lecz każdy kto na niego spojrzał widział obojętną i nieco złowrogą twarz - czyli standard. Opędzając się od dzikich instynktów, które podpowiadały mu, by zaczął językiem rozpocząć "poranną toaletę", rozejrzał się dookoła. Wolał nie myśleć, jakby to wyglądało, gdyby teraz zaczął się lizać po wszelakich nieetycznych miejscach...
Właściciel
Pozostali również byli już na nogach i szykowali się do śniadania, a następnie do dalszej podróży.
Tak też Manfred spokojnie jadł to co akurat mieli okazję jeść..
//chcę odzyskać hrabiego wysp żelaznego młota ;c
Właściciel
//O ch*j, zapomniałem o Was ;-;
To ten, jak jeszcze dziś zacznę w Głazogarbach.//
Właściciel
Zero:
Zarówno Ty jak i trio Twych towarzyszy trafiliście bez problemów na Martwe Bagna. Problemy mogą zacząć się dopiero tutaj.
Lekko się wzdrygnął przekraczając granicę tego miejsca. - Zapach śmierci wypełnia to miejsce. Nie wiem, co może być dalej.. - Stara się jednak nie stracić tropu, za którym podążali