Właściciel
Nie oponowała i oddała pieszczotę, ale zdała sobie sprawę, że coś więcej w Twoim stanie to zły pomysł, więc poprzestała tylko na tym.
-Pragnę cię...
Szepnął jej do ucha i zaczął całować jej szyję
Właściciel
Dało to tyle, co nic, gdyż nagle wyszła z namiotu, dobrze wiedząc, że gdyby została to jakieś dwie godziny później trzeba byłoby kopać Ci mogiłę, bo tym razem żaden zielonoskóry medyk by Cię nie poskładał.
Właściciel
Zasnąłeś. Obudziłeś się później, w namiocie zawsze było tak samo, więc nie wiesz czy na zewnątrz wciąż jest ten sam dzień, noc, kolejny dzionek lub nawet następna noc. Przynajmniej obudziłeś się wyspany i czułeś się coraz lepiej, chyba nawet na tyle, aby móc opuścić namiot o własnych siłach i nie paść przy tym trupem.
Wziął więc coś do podparcia, jakiś kij czy coś i postarał się powoli wstać. Wyszedł z namiotu jeśli był na siłach i rozejrzał się
Właściciel
Zastałeś tam nic innego, jak znany Ci już obóz, z tym że w innym miejscu oraz z większą ilością rannych. Dodatkowo wszyscy byli pod bronią, gotowi odeprzeć kolejny ludzki atak.
Pozdrowił wszystkich skinieniem głowy i przywołał do siebie jednego goblina.
-Podyktuję ci rozkazy, a ty przekażesz je reszcie.
Pokomanderował go i wrócił do namiotu by się położyć.
-Skup się. Drugi raz nie powtórzę. Połowę jeźdźców poślij na zwiad, niech szukają jakiegoś gęstego lasu, puszczy czy bagna, gdzie można się okopać i przeczekać.aż o nas zapomną. Mogą być też góry. Poza tym znajdźcie źródło żywności i pitnej wody.
Właściciel
Goblin energicznie pokiwał głowa, skrzętnie notując wszystko w pamięci.
- Coś jeszcze, szefo?
-Bądźcie ostrożni i nie zwracajcie na siebie uwagi. Poza tym wszystko.
Odpowiedział wracając do namiotu. Ponownie się położył i zasnął
Właściciel
Nie dane było Ci spać długo, a przynajmniej tak się czułeś, bowiem skrzekliwie wołanie obudziło Cię. Tym, który ośmielił się tego dokonać, był ten sam Goblin, z którym rozmawiałeś, najwidoczniej wybrany przez resztę do zdania Ci raportu.
-Mów.
Ponaglił go przecierając oczy.
Właściciel
- Szefo... Powiedziałem, że mają zrobić to, co szefo kazał i zrobili: Znaleźlim strumyk, jakieś lasy i pagórki, ale nic innego. Niedaleko jest kilka wiosek, wszędzie kręcą się Milicyjni.
-W lasach też?!
Zapytał lekko zdenerwowany. Wszystko się musiało spie**olić w takim momencie...
Właściciel
- Wszędzie koło wiosek. - uściślił Goblin, obawiając się przez wcześniejsze niedomówienie dostanie po łbie.
-Powiedz, że przenosimy obóz do lasu najdalej od wiosek
Wydał rozkaz.
Właściciel
Pokiwał głową i tym razem nie czekał na potwierdzenie, ale natychmiast wybiegł z namiotu. Po chwili słyszałeś jego skrzekliwy głos wydający komendy i inne dźwięki towarzyszące pracy całej grupy.
Popatrzył na swoje rany. Jak się czuł?
Właściciel
Wszystkie się już zabliźniły i powoli goiły, Ty również czułeś się znacznie lepiej, ale to i tak za wiele na forsowny marsz czy walkę, co najwyżej na krótki spacerek.
Usiadł więc zamiast leżeć
Właściciel
Udało się, ale że przemieszczacie obóz, to i Ty będziesz musiał ruszyć wraz z nim, zaś Twoje prowizoryczne nosze niesie się lepiej, gdy leżysz.
Położył się więc i koordynował całe przeniesienie
Właściciel
Trwało to nieco ponad godzinę, ale udało się. W nowym miejscu jednak nie zaznałeś spokoju, bowiem po kilku kwadransach od rozstawienia obozu usłyszałeś podniesione głosy i ryki na zewnątrz, dodatkowo wzmocnione szczękiem oręża i ujadaniem... Warga? Skąd niby mieliście Wargi?
Wyszedł z namiotu i rozejrzał się po całym widowisku. Cóż się działo?
Właściciel
Ano, do obozu zawitali goście, konkretniej odziani w przedniej jakości kolczugi i elementy zbroi płytowej wraz z hełmami i wilczymi lub niedźwiedzimi futrami Orkowie, którzy to właśnie dosiadali Wargów, których ujadanie słyszałeś w namiocie. Obecnie awanturowali się oni z resztą ekipy, a obie strony dobyły już broni i były gotowe do przejścia z kłótni, do rękoczynów i mordobicia.
-Stać! Róbcie miejsce!
Wykrzyczał donośnie I wszedł między swoich ludzi, którzy po rozkazie powinni się rozstąpić. Wskazał mieczem na którym się podpierał na jeźdźców.
-Jestem przywódcą bandy. Kto wy i skąd macie Wargi w tych okolicach?
Właściciel
- Nieźle się dałeś poharatać, przywódco. - odparł kpiąco jeden z Orków, chowając broń na miejsce. Po chwili reszta poszła w jego ślady, więc najpewniej to on jest przywódcą. - Chętnie odpowiem na Twoje pytanie, ale na pewno nie przy nich wszystkich, w rozkazie była rozmowa w cztery oczy.
-W rozkazie też miałeś ten krzywy ryj czy to tylko dodatek z twojej strony?
Odgryzł się.
-Złaź z Warga, pogadamy w namiocie. Chyba już wiem kto cię wysłał.
Właściciel
- Nie jesteśmy aż tak zdesperowani. Może wrócimy, gdy nauczysz się ogłady, podrzędny watażko. - odparł równie dumnie, co wściekle Ork i zawrócił swego Warga, aby opuścić obóz, tak jak i jego towarzysze.
-Dobra, spokojnie. Może za ostro się wyraziłem.
Dał komendę swoim ludziom by się rozeszli.
-Mów co masz do przekazania
Właściciel
Zawrócił Warga, a więc oddalił się na tyle, że byłeś poza zasięgiem jego słuchu. A nawet jeśli, to co z tego? Najwidoczniej zbytnio uraziłeś jego dumę. Też coś, tacy to dostają manii wielkości od byle gówna.
Przyzwał do siebie goblina, któremu zawsze przekazywał rozkazy.
-Podwoić straże tej nocy, każdy kto opuszcza obóz ma wziąć róg.
Właściciel
- A skąd ma wziąć róg? Po kiego takie straże? - wypytywał Goblin, po raz pierwszy zawodząc, bo w końcu nie zrozumiał Twoich rozkazów za pierwszym razem.
-Róg gwizdek czy innego ch*jstwo. A straże są po to,że przed chwilą widzieliśmy Orków na wargach z dużymi umiejętnościami. Twierdzisz, że po tym, jak obnażyłem dumę ich dowódcy, nie zaatakują?
Właściciel
- A po co atakować jak on nas chcieli... Ten no... Zwerbować?
-Ale na razie nie zwerbowali. Poza tym mogą chcieć nas sprawdzić.
Właściciel
Pokiwał głową, wreszcie wszystko rozumiejąc, a następnie opuścił namiot, przekazując Twoje rozkazy reszcie, do czego już się przyzwyczaili, choć do wzrostu pozycje byle jakiego zielonego debila najpewniej wciąż nie.
Właściciel
Zasnąłeś, budząc się rano. Brak jakichkolwiek odgłosów walki w nocy oraz fakt, że żyjesz, udowodnia, że pomyliłeś się i odrzuceni Orkowie nie mieli zamiaru zaatakować lub miałeś rację, a oni zrobili to na tyle sprawnie, cicho i szybko, że nawet nie wiedziałeś, kiedy obudziłeś się jako jedyny Ork w obozie... Chociaż nie, słyszałeś ogrze chrapanie, także nie spełnił się chyba ten najczarniejszy scenariusz.
Jak z jego ranami? Na co mógł już sobie dzisiaj pozwolić?
Właściciel
Sporo wskazuje na to, że na wszystko, włącznie z walką, choć tutaj musisz się oszczędzać i zbytnio nie forsować, aby rany się przypadkiem nie otworzyły.
Ruszył więc do namiotu swojej ukochanej
Właściciel
Może ona miała podobny zamiar, a może był to zwykły przypadek, ale spotkaliście się w połowie drogi.
-Witaj. Czuję się już w miarę dobrze, jak widzisz. A co u ciebie?
Właściciel
- Dobrze, ale widząc Cię w pełni sił tym bardziej. - powiedziała z uśmiechem i objęła Cię. - Kim byli tamci jeźdźcy na Wargach?
-Szczerze mówiąc nie wiem, ale mam pewne podejrzenia.
Właściciel
Spojrzała Ci w oczy, chcąc, abyś mówił dalej, zapewne ciekawa owych podejrzeń.
-Horda. Kto inny miałby w tym regionie wargi?
Właściciel
- Zwykli łupieżcy z Księstwa? Lepsi najemnicy?
-Księstwo tutaj? Na granicy kontynentów?