- Mhm...- Przytaknął, pogrążając się w myślach, gdzie próbował rozwiązać myślenie Ghyty.
Właściciel
Ostatecznie zasupłałeś się na tyle, że nie ma co już dalej w to brnąć. Zwłaszcza, że powoli zbiera się klientela, a to oznacza wzięcie się za robotę, w końcu karczmarz za coś Ci tu płaci. Co prawda darmowym pokojem i jedzeniem, ale płaci.
- Poratujesz jakąś inspiracją? Wystarczy słowo. - Zapytał Ghytę, z nadzieją, że podsunie mu jakąś ideę na skoczny utwór.
Właściciel
Pokręciła przecząco głową, wzruszając ramionami.
- Ty jesteś bardem w tej drużynie, Nawłociu.
Zaśmiał się krótko:
- Hah, nie mogę zaprzeczyć...- Po czym wstał, nastroił nieco poturbowaną mandolinę i zaczął wygrywać jak na razie melodię nostalgiczną, o średnim tempie. Jeszcze nie śpiewał.
Właściciel
Ale lepiej, żebyś zaczął, bo miny klientów nie wyglądają na zadowolone, a stąd tylko krok do buczenia i rzucania czymś w grajka, na przykład kuflami, talerzami, sztućcami czy krzesłami.
Więc zaczął śpiewać, dziarskim głosem człowieka, który w swym życiu zabił więcej wrogów, niż jest kufli w tej jadłodajni:
- Siedziałem w zapuszczonej karczmie,
Wiatr ostro w szyby dmał,
Wtem do środka wchodzi elf,
Wielką bliznę na oku miał.
Łypnął dookoła wzrokiem,
Te spojrzenie mroziło krew,
Podszedł do lady,
Na mój widok zmarszczył brew.
W końcu mówi do karczmarza:
"Daj mi piwa kufle dwa,
Jeden dla mnie,
Jeden dla nowego przyjaciela."
Kościsty palec wskazał na mnie,
Karczmarz jak ściana blady,
Nie znałem tego elfa,
Dwa kufle na wierzchu lady. - Zaśpiewał wstęp do pieśni. Dobrze jej przygrywał.
Właściciel
Nie tyle pieśń, co balladę, bo wiele osób ucichło, wsłuchując się w Twoją opowieść, ciekawi dalszej części.
- Pełen zaskoczenia mówię:
"Hej, zaraz kolego miły,
Weź na wstrzymanie,
Kocham trunek, jak każdy facet,
Ale ty i to piwo wyglądacie podejrzanie."
Elf odwraca się do mnie,
Jego twarz niczym trup przegnita,
Wzrokiem wierci mnie na wylot,
Aż głuchy ścisk za żołądek chwyta.
"Postawiłem Ci kufel,
Ty odrzuciłeś drogi trunek. "
Mówi głosem jak grobowiec.
"Wobec tego czeka Cię fechtunek"
Głos zamiera w mej gardzieli,
Dłonie na mieczu poczęły siadać,
Lecz w miejscu zamarałem,
Gdy elf zaczął opowiadać.
"Zwą mnie Senton Din.
Jestem martwy od trzech lat.
Zabiłem, by skraść wina kielich.
A przynajmniej za to zawisłem na linie z szmat. "
"Jednak tu nie koniec bólu,
bogowie przeklnęli moją duszę,
I jak od zawiśnięcia,
Po świecie się włóczyć muszę."
"Szukam pechowca, który się ze mną zmierzy.
Kogoś, kto w piciu mnie pokona.
A jeśli odrzuci me wyzwanie.
To w pojedynku na ostrza skona. " - Kontynuował pieśń.
Właściciel
Rymy, składania czy cokolwiek innego niezbyt im się chyba spodobały, ale liczyła się głównie historia, więc jakoś to przeboleli, czekając na dalszą część, a może nawet i robiąc szeptem zakłady czy wygra w owym pojedynku Elf, czy może jego oponent?
-Ja, po przeklętym elfie się odzywam,
"Wybacz Panie, jednak to przegrana gra,
Kto z samą Śmiercią ma pić,
Ten równie z życiem się żegna."
Senton w śmiech się obraca,
Miecz już do mej szyi przystawiony,
"Od tej gry nie ma ucieczki.
Zrezygnuj, a będziesz stracony."
Cała karczma przerażona,
Co w tej sytuacji zrobić mam?
Podnoszę kufel do ust,
Piwo w gardło zlewam.
Elf w krzywy uśmiech wykrzywił paszczę.
Rozgrywka się otwarła.
Pierwszy, drugi kufel.
Cała widownia dech zaparła.
Lały się litry, naczynia pustoszały,
Piwo, wódkę, wino lano
Piliśmy łyk w łyk,
A w głowie już szumiało.
Po wielu godzinach,
Dziesiątki kufli na mnie łypia,
Sam już ledwo na stołku siedzę.
Nagle Senton spada i zasypia.
Zwycięzca został ogłoszony,
Senton wreszcie mógł spokojnie zgnić,
Wygrałem i przeżyłem,
Jednak nigdy nie zapomnę, gdy z Żywą Śmiercią przyszło mi pić.
Dziś całkiem żywy przez świat chodzę,
Dzielę się mą historią z wami,
Zapytacie co z Sentonem?
Senton spoczywa w trumnie pod złocistymi kwiatami. - Zakończył balladę
Właściciel
Chwila ciszy, a później gromka burza oklasków karczmarza i biesiadników dała Ci znać, że poradziłeś sobie doskonale, a w tym przekonaniu utwardziły Cię jeszcze rzucane przez niektórych bywalców lokalu złote monety.
Ukłonił się swoim słuchaczom, przy okazji łapiąc monety do portfela. Po tym, przeszedł już do zwyklejszych, radosnych pieśni.
Właściciel
I tak to trwało do wieczora, gdy karczma powoli pustoszała, a nieliczni klienci woleli bardziej cichą, spokojną, a miejscami nawet i senną melodię.
Więc zaczął grać...kołysankę. Znał ją, Szarpidrut śpiewał ją mu, gdy Nawłoć był całkiem mały. Nie opowiadała o zasypianiu, ani o poduszce czy łóżeczku, a o marynarzu, którego zszargane sztormem nerwy uspokajał syreni śpiew.
Właściciel
Podziałało i karczma opustoszała całkowicie, wszyscy udali się nie spoczynek, nie licząc karczmarza, choć i on powoli zbierał się do wyjścia, także i Tobie wypadałoby już kończyć na dziś.
Więc dał odpocząć instrumentow, a także swej gardzieli. Karczmarz miał jeszcze w zamiarze wydać posiłek skromnemu grajkowi, czy nie wyglądało na to?
Właściciel
Było to częścią Twojej zapłaty, więc jeśli się upomnisz, to najpewniej tak.
- Karczmarzu, wstrzymajcie się jeszcze! - Zawołał wcale nie głośno do karczmarza, po czym zbliżył się do niego: - Mogę jeszcze liczyć na strawę? - Spytał z nadzieją.
Właściciel
- Byle szybko, chcę przespać chociaż kilka godzin nim otworzę rano. - westchnął, z powrotem zajmując miejsce za ladą.
- Dobrze więc, Karczmarzu drogi. By Cię nie męczyć, podaj mi proszę coś, co w zasięgu dłoni masz. Wybrzydzał nie będę. -
Właściciel
Zgodnie z życzeniem, dostałeś nieco zimnej zupy, chyba grochowej, kufel piwa i kilka kromek chleba wraz z kawałkiem sera i kiełbasy. Cóż, lepiej dotrzymać słowa i nie wybrzydzać.
A gdzieżby Nawłoć miał wybrzydzać? Dni spędzone na wędrówce nauczyły go szacunku do wszelkiego pożywienia, więc radośnie zaczął zajadać. Ghyta była tu?
Właściciel
Niestety nie, najpewniej udała się na spoczynek, bo zresztą gdzieżby indziej? Gdy skończyłeś swój posiłek, karczmarz zabrał naczynia i udał się na zasłużony odpoczynek, Tobie w sumie też by wypadało.
Tak też zrobił i udał się do snu w swoim pokoju. Chyba wkrótce opuści miasto, tylko będzie musiał kupić wreszcie tego osła.
Właściciel
Zasnąłeś, podczas snu radośnie jechałeś gościńcem na grzbiecie osła razem z Ghytą, a później wybudziłeś się, w końcu już ranek!
Oh, jak dobrze spać w łóżku, prawdziwym łóżku! Nie, żeby życie w drodze mu się przykrzyło. Zebrał swoje manatki i zapukał do pokoju Ghyty:
- Stuk puk? -
Właściciel
Brak odpowiedzi, więc Elfka pewnie jeszcze śpi lub już jest na nogach, siedząc na dole, w karczmie lub wałęsając się po mieście.
Uchylił lekko drzwi (o ile nie były zamknięte) i spojrzał do środka.
Właściciel
Były zamknięte, większość osób jednak wiedziała jak używać swojego klucza do pokoju i czym jest prywatność, w tym Ghyta.
Czyli jego towarzyszka jeszcze śpi. Chyba, że jest już na dole, w karczmie. Zerknął na salę jadalną w jej poszukiwaniu.
Właściciel
Nie licząc karczmarza, to i ta była zupełnie pusta.
Więc finalnie zerknął, czy jej koń wciąż jest uwiązany na miejscu.
Właściciel
Nie, a więc albo jest teraz w mieście, albo, co bardziej prawdopodobne, już dawno poza nim.
Czyli trzeba się liczyć z tym, że jego towarzyszka go opuściła. Szkoda, lubił ją. Wyszedł z karczmy wraz z swoim dobytkiem, po czym skierował się na rynek. Szukał osła.
Właściciel
O tak wczesnej porze handlarzy było niewielu, a jeśli już, to żaden nie handlował zwierzętami. No, przynajmniej żywymi.
Niah, bez osła się z stąd nie wybierze. Wrócił do karczmy i zamówił coś na śniadanie.
Właściciel
Karczmarz zaserwował Ci jajecznicę na boczku z pajdą chleba oraz sporym kuflem piwa, nie próbując zaserwować czegoś niezwykłego, postawił na sprawdzony poranny posiłek.
I dobrze postawił, bo dla Nawłocia, takie coś to prawdziwa uczta. Zjadł potrawę z smakiem.
Właściciel
Nie zajęło Ci to wiele, więc karczmarz zabrał naczynia. Tymczasem do budynku zaczęli ściągać pierwsi klienci, głównie ranne ptaszki, ewentualnie nocne marki.
Cóż, dzisiaj Nawłoć już nie miał w zamiarze ich zabawiać, czas dalej ruszać w drogę. Może tym razem spotka jeszcze barwniejszych towarzyszy? Czym jednak mógłby się zająć do czasu, aż osły wystawią na targu? Może poprzeglądać ciekawe stoiska, w tymże samym miejscu? Tak, to dobry pomysł. Poszedł ba targ, by pooglądać otwarte już stragany.
Właściciel
Niewiele tego było, oferowały głównie żywność, czasem narzędzia, broń, ubrania i ozdoby.
A struny? Były może dobre struny z włosia? Przydałyby mu się zapasowe.
Właściciel
Nie, ale odnalazłeś w pobliżu targu prowadzony przez jakąś Elfkę sklep, gdzie najwidoczniej można było kupić różne instrumenty, więc pewnie i struny, prawda?
Świetnie, nareszcie coś wprost dla Nawłocia? Czy sklep był otwarty o tak wczesnej porze?
Właściciel
Owszem, głównie dlatego wiedziałeś, że prowadziła go Elfka, bo to właśnie ona przed chwilą otworzyła jego progi dla ewentualnych klientów.
Ohoho, wspaniale! Przestąpił progi, witając się wesole:
- Dzień dobry! - Po czym wyjął sfatygowaną (bo w końcu nawalał nią pająki) mandolinę i zapytał:
- Znajdą się struny do tego? - Przyjrzał się także elfce.
Właściciel
- Pierwszy raz widzę maczugę, na której można grać. - powiedziała z uśmiechem Elfka, wskazując na instrument. - Owszem, znajdą się struny, ale równie dobrze mógłby tu pan kupić całą mandolinę.
Nie wyróżniała się właściwie niczym od tych Elfek, jakie spotkałeś w swoim życiu, była smukła niczym łania, bardzo urodziwa (w końcu nie ma brzydkich Elfek lub Elfów, prawda?), o długich, jedwabistych włosach koloru dojrzewającego zboża, fiołkowych oczach, kształtnym ciele i delikatnych rysach.