No to czekał, aż zrobi się kompletnie jasno.
Właściciel
Tyle rzeczy mógł zrobić przed świtem, a ten chciał czekać?
Tak, bo bestia wciąż może czaić się gdzieś na zewnątrz.
Właściciel
Nie doświadczyłeś już kolejnego ataku. Słońce rozświetliło spokojny las, oficjalnie ogłaszając początek nowego dnia.
W takim razie wyszedł z chaty, wypuszczając przodem psy, aby sprawdzić czy zostały jakieś ślady lub cokolwiek po tej bestyjce.
Właściciel
Wybite okno było jednym z takich śladów. To, oraz tropy które widziałeś wcześniej za chatą.
To były tropy tej samej bestii?
Przyjrzał im się, aby ocenić po nich, no cóż, jak najwięcej informacji o stworze.
Właściciel
Był duży, to pewne, mniej więcej wielkości ogromnego niedźwiedzia. Z tym wyjątkiem, że niedźwiedzie nie mają kopyt, ani tym bardziej piór bo jedno leżało w pobliżu tropu.
- Pie**olona abominacja. - mruknął pod nosem i sprawdził, czy psy łapią jeszcze jego trop.
//Leśny Bilolusa, tak?//
Właściciel
Prychnęły kilka razy, nie mogąc wyczuć swądu potwora. Można założyć, że nie poruszał się po ziemi.
//Chyba się nie obrazi
//W sumie głupio go zastrzelić, ale wyznaję prawo dżungli, mordo.//
- Ścierwo. - dodał i splunął na bok, aby wrócić do domu i tam szykować się do wyjazdu do miasta.
Właściciel
Portfel leżał na stoliku obok pieca. Chyba nic więcej nie było ci potrzebne.
No to wziął portfel, kluczyki od wozu, dziwny posążek, gotowy samogon, psy i obrzyn, aby później pojechać do miasta.
Właściciel
Już miałeś odpalać silnik, gdy zobaczyłeś wielkiego kapcia na przedniej oponie.
- No bez jaj! - krzyknął i sprawdził co jest jego powodem.
Właściciel
Ślady pazurów rozciągały się po rozciętej gumie. Doprawdy zaskakujące...
Gdyby wziąć pod uwagę fakt, że nie tak dawno miał bliskie spotkanie z jakimś potworem to jednak nie... Tak czy inaczej, wrzucił oponę na pakę wozu i założył zapasową.
Właściciel
To byłoby zdecydowanie prostsze, gdybyś takowe miał. Schowek na zapasowe koło był pusty.
W takim razie zaczął go szukać, ewentualnie sprawdził czy na tym kapciu jakoś dojedzie do miasta.
Właściciel
Ciężko się jeździ z kapciem po zwykłej drodze, a co dopiero na kompletnym off-roadzie! Opony nigdzie nie było, a szanse na jej odnalezienie były mierne.
No to pora chwycić za telefon i wybrać numer do warsztatu, aby zorganizować sobie nowe opony, co też zresztą zrobił.
Właściciel
- Halo, warsztat O'Dea? - Usłyszałeś znajomy głos dziewczyny w słuchawce
- Mike Whitney z tej strony, dałaby która radę podjechać pod moją chatę? Miałem wybrać się do miasta, a nie mam jak, bo złapałem kapcia, a opona zapasowa też do użytku się nie nadaje.
Właściciel
- Ugh, dziś nie da rady podjechać, chyba że koło szesnastej. Właśnie przewozimy kilka wraków z Grumsville, a mamy tylko jedną lawetę.
- Wystarczy jak przywieziecie mi dwie lub trzy opony do mojego samochodu i po sprawie, nie trzeba go nigdzie ściągać.
Właściciel
- To nie mógłby pan się samemu pofatygować? - Zapytała zmęczonym głosem. - Chwilowo mamy problemy logistyczne. -
- Na piechotę? Serio nie dacie rady zorganizować mi tych kilku opon?
Właściciel
- Za podwójną cenę, może coś by się zorganizowało...
- Ile? - rzucił krótko do słuchawki, bo już nieco wkurzała go ta rozmowa.
Właściciel
- No tak ze trzy stówy by wystarczyły. -
Właściciel
- No to za jakieś trzy godziny będziemy.
Trzy stówy i trzy godziny czekania? Poje**ło Was?
Właściciel
- Jak chcesz to możesz się samemu pofatygować i zobaczyć ile ci to zajmie! -
- Niech będzie, zaczekam. - mruknął i rozłączył się.
Właściciel
Miałeś poczucie że przepłaciłeś, i to dużo. W końcu nie masz aż tak wiele rzeczy do przetransportowania.
No w sumie... Spróbował obliczyć ile tak orientacyjnie zajmie mu dojście do miasta i z powrotem.
Właściciel
Nie mieszkał aż tak daleko, raptem dwadzieścia pięć minut piechotą.
To zmieniło postać rzeszy! Rzeczy. Jak zwał, tak zwał. Niemniej, wziął portfel, samogon i resztę noszonego przy dupie ekwipunku oraz psy, a później udał się do miasta, po drodze dzwoniąc do warsztatu i anulując zamówienie.
Właściciel
Byłeś cały obładowany, więc sięgnięcie po telefon nie wchodziło w grę.
Odłożył wszystko i dopiero wtedy wykonał powyższą czynność z użyciem komórki.
Właściciel
- Halo, Warsztat sióstr O'Dea? - Tym razem usłyszałeś nieco wyższy, niemal dziecięcy głos w słuchawce.
- Mike Whitney z tej strony, jakby co to przekaż siostrom, że odwołuję swoje zamówienie.
Właściciel
- A czyli jednak samemu się pofatygujesz? Nie głupi pomysł.
- Byłem pewien, że nie dam rady ruszyć się z domu, ale jednak znalazłem czas i możliwości. - powiedział i rozłączył się, bo w sumie niewiele więcej był do gadania w tej sprawie. Znów się wyekwipował i ruszył do miasta.
Właściciel
Komu w drogę temu czas. Zmiana tematu!