Mroźna wyspa, dająca całkiem nowe możliwości przeżycia i problemy, którym trzeba sprostać. Znajduje się tutaj wiele opuszczonych baz, portów i miast.
Dzień jeszcze da się przeżyć na świeżym powietrzu, jednak noce zmrożą wam kości, więc szukajcie schronienia.

Richard obudził się sam, w pobliżu nikogo nie było.

- No ku*wa mać! Mieliście mnie obudzić! - wstał i zaczął szukać swojej broni. Po znalezieniu jej rozejrzał się po łodzi podwodnej.

Jack, Dan, Luis, oraz Alicja siedzieli w magazynie, przeglądali jakieś skrzynie.

Idę.

Była noc, zamarzasz na śmierć.
Umierasz.
Koniec.

// szybko poszło.

//idioci nie przeżyliby podczas apokalipsy, ten jeden się zachował dość długo.

//I tak działa selekcja naturalna.

- Uff, a już się bałem, że zostaliśmy napadnięci przez radioaktywne bałwany. Co przeglądacie?

-Ubranka zimowe. Też chcesz, czy udajesz hardkora?

- Ano daj, lepiej być typowym w ubraniach, a nie zamarzniętym na kość hardkorem.

Jack podał ci pakunek
-Ubierz to, twoja kajuta ma nr. 2

- Dziękować za ubranie! Przybiliśmy do mroźnej wyspy?

-Już niedługo.

- A można wiedzieć, ile spałem?

-5 godzin, byłeś nieźle zmęczony.

- O kurde, to ta łajba jest taka wolna?

-Nie jest, po prostu unikamy patroli O.H.S.

- Ja pie**olę, to wody też opanowali? - Otworzył skrzynię z ubraniami.

W środku te ubrania:

-Takie komplety mamy trzy: Dla ciebie, Dan'a i Luis'a.

- Dobra, ja się idę przebrać. - jak więc powiedział, tak i zrobił, poszedł do swojej kajuty i się przebrał w te ubrania.

Były na tyle duże, że założyłeś je na swoją zbroję, wszystko pasowało.

- Ha! I lepiej będę tak to nosił. Cieplej będzie i może zatrzyma kilka kul - poszedł w takim razie do nich. - Kiedy wysiadamy?

-Niedługo.
Dan i Luis również to ubrali, jednakże Dan zachował swój hełm, Alicja miała damską kurtkę syberyjską, a Jack kurtkę N3B Polar Jacket Alpha Industries.

Czekał więc na dotarcie.
- Do twarzy ci w tym, Alicjo.

Nie odezwała się, jednak na sobie z dziwnej przyczyny poczułeś wzrok kogoś.

- Wiecie co? Mam przeczucie, że ktoś mnie obserwuje. I nie są to omamy szaleńca. Od całej cholernej apokalipsy to uczucie pojawiło się dopiero teraz.

Dan i Luis spojrzeli po sobie, później razem na Jack'a.
Jack nadal cię obserwował, chyba nie był zadowolony z tego, co powiedziałeś.

- Mówię, co czuję. To dość podejrzane, ale mam nadzieję, że mnie za szaleńca nie weźmiecie.

-Nie mamy nic przeciwko, każdy z nas powinien zachować oznaki człowieczeństwa. Nawet ty Jack.
Na te słowa Jack coś mruknął i wyszedł z kabiny.

- Ja to bym się rozejrzał po całej łodzi, bo mi coś tu naprawdę śmierdzi...

-Jeżeli chodzi ci o Jack'a, to nie martw się. On często nie ma humoru, a jak ma, to jeszcze gorzej. Yates należy do osób tajemniczych i niebezpiecznych.

- To wiem, ale nie chodzi mi Jack'a. A tak na marginesie - sprawdzaliście dokładnie łódź? Bo mogło się tu coś dostać.

-Tak, dwukrotnie.

- To chyba nie ma się czego obawiać. Chyba.

-Tjaa

- Mam nadzieję, że zaraza nie zaraziła kałamarnic olbrzymich, bo mielibyśmy problem...

-Raczej nie.
Dan sprawdził coś na panel sterowania.
-Jesteśmy już przy lądzie, chodźmy.
Wyszedł z pomieszczenia i udał się do drabiny.

On też udał się do drabiny.
- Zakładam, że będzie nieźle piździć.

-Domyśliłeś się.
Łódź Podwodna się zatrzymała, Dan otworzył właz.

Wyszedł za nim i się rozejrzał.

Biało, wszędzie biało. I wiało.
Jack wyszedł za wami, następnie Luis i Alicja.

- Gdzie teraz?

Dan szedł przed siebie.
-Nie mów, tylko idź za mną. Szkoda marnować energię na gadanie!

- Ok - szedł za nim.

Prowadził was przed siebie, aż w końcu zatrzymał się przed jakąś jaskinią.
-Wchodzimy.
Wszedł do środka, Luis za nim.

Wszedł za nim. Broń miał w pogotowiu.

Jaskinia kończyła się metalowymi drzwiami, Dan je otworzył i wpuścił cię do środka.

Wszedł i się rozejrzał.